Skip to main content

W zeszłą niedzielą w Premier League Liverpool zremisował z Manchesterem United 0:0. Z dużej chmury mały deszcz, bo po tamtym spotkaniu obiecywaliśmy sobie bardzo wiele. Taki wynik oczywiście niczego nie rozstrzygnął w kontekście walki o mistrzostwo Anglii. Dziś „rewanż” na Old Trafford. Być może stawka ciut mniejsza, bo to Puchar Anglii, ale za to musi zapaść rozstrzygnięcie i jeden z zespołów wyląduje za burtą najstarszych rozgrywek na świecie.

Jaka była Święta Wojna sprzed tygodnia? Na boisku dominował Liverpool. Wydaje się, że taki był też pomysł Ole Gunnara Solskjaera na ten mecz – wycofanie się na z góry upatrzoną pozycję z tyłu i szukanie swoich okazji w kontratakach lub po prostu czyhanie na jakieś kardynalne błędy rywali. Na te, gdy nie ma Virgila van Dijka, można czekać, mając realną nadzieję, że się pojawią. Koniec końców mimo optycznej przewagi The Reds, to Czerwone Diabły miały lepsze sytuacje, a bohaterem meczu został uznany Alisson Becker.

Jurgenowi Kloppowi wyraźnie puszczają nerwy, a to związane jest z radykalnym pogorszeniem rezultatów Liverpoolu. W Premier League jego zespół nie wygrał od pięciu spotkań, a od czterech nie strzelił nawet gola! To porażająca statystyka, gdy mówimy o drużynie, która przez sezon 19/20 bardzo długo kroczyła suchą stopą, bez ani jednej porażki i z raptem jednym remisem (notabene z Man Utd). Po czwartkowej, zupełnie niespodziewanej przegranej z Burnley, Klopp wdał się w pyskówkę z Seanem Dychem, szkoleniowcem The Clarets.

Przełamania The Reds będą więc szukać dziś w Teatrze Marzeń. Czerwone Diabły pożegnały się już z Ligą Mistrzów i EFL Cup, ale – co dla nich najważniejsze – pozostają w grze o mistrzostwo. Gdy 1 listopada Manchester przegrywał u siebie z Arsenalem, fani prędzej skłonni byli uwierzyć, że to Kanonierzy włączą się do batalii o najwyższe cele. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna, bo od tamtej pory ekipa Solskjaera w lidze nie przegrała już ani razu. W Pucharze Anglii na razie ograła tylko Watford (1:0), co akurat nikogo na kolana rzucić nie mogło. Podobnie zresztą jak zwycięstwo Liverpoolu 4:1 z juniorami Aston Villi (pierwszy zespół był w większości na kwarantannie).

Ogromnym atutem Manchesteru w tym sezonie stała się umiejętność odwracania losów meczów. W środku tygodnia drużyna Solskjaera znów ją zaprezentowała. Fulham prowadziło 1:0, ale gole Cavaniego i Pogby dały trzy punkty i pozycję lidera ekipie z Old Trafford.

Spójrzmy na sytuację personalną w obu zespołach. Klopp może martwić się o zdrowie Jordana Hendersona, który opuścił mecz z Burnley. Poza tym poza grą są ci, którzy pauzują od dłuższego czasu – m.in. wspomniany van Dijk czy Jota. Z kolei w ekipie gospodarzy brakuje mniej istotnych zawodników – Brandona Williamsa czy Phila Jonesa. Do zdrowia wraca za to Victor Lindelof, który miewa w tym sezonie powracające problemy z plecami.

Liverpool i Man Utd ostatni raz w Pucharze Anglii spotkały się w 2012 roku. Na Anfield gospodarze wygrali 2:1. Ogółem Czerwone Diabły nie pokonały liverpoolczyków w żadnym z pięciu ostatnich spotkań.

Related Articles