56 punktów, tyle mają wszystkie trzy drużyny walczące o mistrzostwo. Pogoń przegrała, a Lech i Raków zremisowali swoje spotkania. Kto by się spodziewał, że Lech Poznań zostanie liderem po remisie z Legią? A tak się własnie stało.
Zaczęła Pogoń już w piątek. Przeciwnikiem Wisła Płock, która niedawno zmieniła trenera. Z tej posady zwolniono Macieja Bartoszka, co zostało wyśmiane w środowisku kibicowskim, bo przecież i tak robił wyniki ponad stan. Czekano tylko na jego wpadkę, a taką był początek rundy wiosennej. Od kilku meczów zespół prowadzi Pavol Stano, a jego bilans jest naprawdę imponujący – trzy wygrane i porażka. Jeżeli dodamy do tego też zwycięstwo z Górnikiem Łęczna, w którym "Nafciarzy" tymczasowo prowadził Łukasz Nadolski, to wyjdzie nam, że w ostatnich pięciu kolejkach Wisła Płock jest… najlepszą drużyną Ekstraklasy! Pogoń jednak gra o wszystko, a więc upragniony tytuł mistrzowski i pierwsze trofeum w historii. Znając już kontekst dobrej formy płocczan ta niespodzianka zaskakuje trochę mniej, ale mimo wszystko, jeżeli Pogoń chce walczyć o mistrzostwo, to nie może przegrywać u siebie z Wisłą Płock. Końcówka to też mocno kontrowersyjna sytuacja, w której Dusan Lagator jakby… wziął piłkę pod pachę. Ułożenie ręki było na pewno nienaturalne, ale Piotr Lasyk tego nie widział, a VAR podtrzymał decyzję.
Euforia w Poznaniu. Można było pokonać odwiecznego wroga z Warszawy i wskoczyć w sobotę na pozycję lidera. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Lech Poznań był wyraźnie lepszy i gołym okiem widoczna była różnica w tabeli. Od niepamiętnych czasów to właśnie poznaniacy byli tutaj zdecydowanym faworytem. Legia oddała… jeden celny strzał. Dośrodkowanie Josue i strzał z główki Rafy Lopesa. To wystarczyło, żeby przywieźc z Poznania punkt w meczu, w którym na nic nie zasłużyli, bo byli zespołem wyraźnie słabszym. Do tego dochodzi też wielka kontrowersja, jaką była ręka Rose'a w polu karnym. Do dzisiaj nie wiadomo jakim cudem nie został odgwizdany karny dla Lecha. Trudno to jakkolwiek wytłumaczyć. Była to nawet jeszcze bardziej ewidentna sytuacja, jak ta ze Szczecina. Drugi zespół walczący o tytuł został ograbiony w doliczonym czasie z karnego. W tym przypadku na wagę trzech punktów. Obie sytuacje szeroko komentowano i analizowano w Canal Plus.
No to już Raków tylko zacierał rączki. Dwie wpadki i okazja na lidera. W teorii – najsłabszy przeciwnik, mecz u siebie z walczącym o utrzymanie Śląskiem Wrocław. Ale no… właśnie. Lepiej grać z drużynami, które ugrzęzły gdzieś w środku tabeli i o nic już nie walczą, a graczom z Wrocławia widmo spadku zajrzało w oczy i muszą się spinać, walcząc o każdy najmniejszy punkcik. I w meczu z Rakowem to oni powinni zgarnąć całą pulę. Nie dość, że objęli prowadzenie, to oddali w całym meczu więcej strzałów celnych, a w doliczonym czasie Waldemar Sobota nie trafił na pustą bramkę. W efekcie tych wszystkich wtop, trzy drużyny walczące o tytuł mają po 56 punktów, ale nie może się liczyć tzw. "mała gra" między tymi zespołami, bo jeszcze Pogoń będzie grała z Rakowem, więc nie ma co na razie patrzeć na tabelę.
Lider zmienia się niemal co kolejkę. Kiedy Lech wygrywał w Szczecinie 3:0 i zmasakrował rywali w sześć minut, to wydawało się, że już nic go nie zatrzyma. Objął prowadzenie w tabeli i był nakręcony przed meczem z Rakowem. Poznaniacy mogli powiększyć przewagę nad ekipą Papszuna do sześciu punktów, ale zmarnowali szansę, przegrali u siebie i spadli z pierwszego od razu na trzecie miejsce. Później Pogoń zremisowała z Cracovią, a Lech z Wisłą i nagle to Raków był pierwszy, choć kolejkę wcześniej mógł już mieć pozamiatane. Nadeszła 26. kolejka i Raków stracił punkty z będącą w dobrej formie Legią. Wtedy znów Pogoń objęła prowadzenie po efektownej wygranej 4:1 z Wisłą Kraków. W 27. kolejce zdarzyło się coś dziwnego, bo wszyscy wygrali! A w 28. zaś… wszyscy pogubili punkty. I właśnie przez to mają po 56 punktów. Znowu zmienił się lider, już PIĄTY RAZ w sześciu kolejkach. Dwa razy wskakiwał tam Lech, dwa razy Pogoń (raz udało jej się obronić) i raz Raków. Kto wskoczy tam jako ostatni?