Skip to main content

Do tej pory europejskie puchary ruszały jednocześnie. W tym roku tydzień po tygodniu startują kolejne ligi, które faktycznie przybrały formę lig. Przed tygodniem Liga Mistrzów, teraz czas na drugi, co do ważności europejski puchar – Ligę Europy. Niestety po ubiegłorocznym występie Rakowa, tym razem znowu nie zobaczymy polskiego klubu w tych rozgrywkach.

Wiadomym jest, że Liga Mistrzów jest niemalże zamknięta dla polskich klubów. Niestety, ale podobnie zaczyna być z Ligą Europy. Oczywiście były występy Rakowa sprzed dwunastu miesięcy, a dwa lata wcześniej Legia Warszawa rozpoczęła od wygranych nad Spartakiem i Leicester, co niestety okazało się całym dorobkiem warszawian. Teoretycznie teraz mistrz Polski nie ma wcale trudnego zadania, żeby znaleźć się w LE. Raków przed rokiem pokonał aż trzech rywali – Flora, Karabach oraz Aris Limassol – ale zaczynał od I rundy kwalifikacji. Jagiellonia Białystok w tym roku miała ten plus, że zaczynała od II rundy, więc już jeden wygrany dwumecz dawał fazę ligową europejskich pucharów – Ligi Konferencji. Na tym się zresztą skończyło, bowiem mistrz kraju pokonał jedynie litewski Panevezys, dostając później wyraźne lekcje futbolu od Bodo/Glimt i Ajaxu. Stąd będziemy mogli liczyć jedynie na pojedyncze występy biało-czerwonych w klubach zagranicznych.

Format jak w Lidze Mistrzów
Pod tym względem nie będzie żadnych różnic. Tutaj również zagra 36 klubów w fazie ligowej. Każdy zespół został przyporządkowany do jednego z czterech koszyków. W losowaniu dostał dwóch rywali z każdego koszyka, stąd zagra osiem gier – cztery w domu i cztery na wyjeździe. Ostatnia kolejka fazy ligowej odbędzie się dopiero na koniec stycznia i wówczas poznamy skład 1/16 finału oraz częściowo 1/8 finału. Wszystko dlatego, że najlepszych osiem zespołów awansuje do tej ostatniej fazy. Ekipy z miejsc 9-24 stoczą rywalizacje w play-offach o osiem miejsc w kolejnej rundzie. Różnica względem poprzednich lat jest taka, że skład Ligi Europy jest ostateczny. Tzn., że nie będzie “spadków” z Ligi Mistrzów, a także nikt nie “spadnie” do Ligi Konferencji.

Kolejny raz także w rozgrywkach nie będzie triumfatora ostatniej edycji. Atalanta Bergamo w nagrodę za wygrany finał z Bayerem Leverkusen w Dublinie, wskoczyła do grona drużyn grających w Lidze Mistrzów. O ile w ubiegłych latach był możliwy jeszcze “spadek” do LE, o tyle teraz już jasnym jest, że nie ma formalnych szans na obronę tytułu sprzed roku.

Kto faworytem?
Gdyby szukać faworytów należałoby zgodnie z logiką zerknąć do pierwszego koszyka. W nim AS Roma, Manchester United, FC Porto, a także Lazio czy Tottenham, a to wszystko uzupełnione Ajaxem, Rangersami, Eintrachtem Frankfurt i… Slavią Praga. Tak, to nie pomyłka, ale Czesi zbudowali przez wiele lat taki ranking, że dzisiaj to do nich dolosowują kolejnych rywali, a nie oni są dolosowywani. Paradoks jednak polega na tym, że z ostatniego koszyka dostali zespół, który można dołączyć do grona faworytów. Mowa o Athletiku Bilbao. Basków dawno nie było w pucharach, stąd drużyny z innych koszyków mogły wylosować ich lub… RFS z Łotwy czy Elfsborg ze Szwecji, gdyż cała wymieniona trójka to przedstawiciele ostatniego koszyka. Athletic to obok Bayernu Monachium drugi klub, który ma szansę na finał europejskiego pucharu w domu. Tak było również ze… Śląskiem Wrocław, ale wicemistrz Polski już nie gra w Lidze Konferencji, której finał odbędzie się właśnie na Dolnym Śląsku. Liga Europy swój bieg zakończy na San Mames w maju przyszłego roku.

Wydaje się, że to właśnie wyżej wymienione kluby z pierwszego koszyka będą tymi największymi faworytami. Do tego grona wspomniany Athletic Bilbao, być może także ich sąsiedzi z San Sebastian – Real Sociedad. Groźne mogą być kluby tureckie, o których także poniżej. Chrapkę na duże granie mają także w Lyonie, gdzie przecież jeszcze cztery lata temu była mowa o… półfinale Ligi Mistrzów w słynnym lizbońskim Final Eight. Resztę drużyn trzeba traktować raczej w kategoriach niespodzianek. Chociaż wracając do czwartego koszyka, to rozstrzał był ogromny. Poza Baskami znaleźli się tam także inni przedstawiciele lig TOP5 – Hoffenheim oraz Nicea.

Jeden debiutant
Tylko jedna drużyna będzie nowicjuszem w rozgrywkach fazy ligowej/grupowej Ligi Europy. Mowa tutaj oczywiście o łotewskim RFS. Trudno się zresztą dziwić, skoro klub powstał… osiem lat temu – 2016. Jednak błyskawicznie poszedł w hierarchii krajowej i także europejskiej piłki w górę. Swój pierwszy występ w europejskich pucharach zanotował już w sezonie 2019/2020, gdy szybko odpadł z Olimpiją Ljubljaną. Rok później też błyskawicznie odpadł, z Partizanem Belgrad. Ale od sezonu 2021/2022 zaczęło się wygrywanie. Najpierw była III runda Ligi Konferencji, gdzie przegrali w dwumeczu tylko 2:3 z belgijskim Gentem, a chwilę wcześniej rozbili Puskas Akademie z Węgier 5:0! Dwanaście miesięcy później szybko odpadli z HJK Helsinki w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale dojechali do fazy grupowej Ligi Konferencji. Tam, co prawda zdobyli tylko dwa punkty – remis z Fiorentiną oraz Basaksehirem, ale już pokazali, że są w stanie rywalizować na coraz wyższym poziomie. Jednak rok później przyszedł bardzo zimny prysznic od azerskiego Sabahu w II rundzie kwalifikacji do LKE. Teraz jako mistrz Łotwy mieli znacznie prostszą drogę. W el. Ligi Mistrzów lepszy okazał się Bodo/Glimt, ale do Ligi Europy trafili pokonując andorską Santa Colome oraz APOEL Nikozja, który przecież dekadę temu był w ćwierćfinale Ligi Mistrzów! Teraz w nagrodę zagrają aż osiem meczów. U siebie z Galatasaray, Anderlechtem, PAOK-iem i Ajaxem. Na wyjazdy trzeba będzie pojechać do Frankfurtu, Bukaresztu(FCSB), Hamburga(Dynamo Kijów) oraz Belgradu(Maccabi Tel-Awiw).

Wiele jednak wskazuje na to, że w przyszłym sezonie będzie im ponownie łatwiej w eliminacjach, bowiem zmierzają po trzeci w historii tytuł mistrza kraju. Sześć punktów przewagi nad znaną nam z potyczki ze Śląskiem Wrocław, Rigą FC, to spory zapas. Zwłaszcza, że ich rywal ma sześć gier do końca, a RFS jedno spotkanie więcej. Kłopotem jednak w europejskich pucharach może okazać się… system rozgrywania ligi. Ostatni mecz ligowy – derby z Rigą – rozegrają w weekend 9/10 listopada. Szkopuł w tym, że później niemal trzy tygodnie będą czekać na potyczkę z PAOK-iem i kolejne dwa tygodnie na spotkanie z Maccabi. Nie wspominając już o styczniowych grach w fazie ligowych. Zwłaszcza, że sezon Virsligi rozpoczyna się dopiero na początku marca. Rozplanowanie odpowiednich treningów oraz przygotowań pod konkretne mecze będzie tutaj kluczem do nawiązania rywalizacji z innymi.

Tylko ośmiu biało-czerwonych
Nawet całej drużyny nie jesteśmy w stanie sklecić z Polaków grających w zagranicznych klubach Ligi Europy. Oczywiście wielu z nich zobaczymy na najbliższych zgrupowaniach reprezentacji Polski, lecz nadal ta liczba nieco może martwić. Szansę na regularną grę ma tak naprawdę siedmiu, a może sześciu. Przemysław Tytoń jest rezerwowym w Twente Enschede, a i tak nie za każdym razem pojawia się na ławce rezerwowych. Zatem jego droga do gry jest bardzo długa. Niewiadomą pozostaje Nicola Zalewski. Przed chwilą na wylocie z Romy, a teraz przywrócony do drużyny przez nowego trenera Ivana Juricia. Ponadto pewniakami do gry powinni być Sebastian Szymański, Marcin Bułka, Mateusz Kochalski czy Tomasz Kędziora. Ostatnio mniej grają lub w ogóle Jakub Piotrowski czy Adam Buksa. Mimo wszystko jednak w zdecydowanej mierze ten zestaw biało-czerwonych w Lidze Europy powinien zbierać sporo minut, z korzyścią dla naszej kadry.

Sebastian Szymański (Fenerbahce)
Nicola Zalewski (Roma)
Jakub Piotrowski (Łudogorec)
Marcin Bułka (Nicea)
Mateusz Kochalski (Karabach)
Tomasz Kędziora (PAOK)
Przemysław Tytoń (Twente)
Adam Buksa (Midtjylland)

Stambulska kumulacja
Tylko dwa miasta będą miały więcej niż jednego przedstawiciela w fazie ligowej Ligi Europy. Rzym ma swoje dwie wizytówki – Romę i Lazio – ale to Stambuł wygrywa w klasyfikacji miast, które będą miały najwięcej meczów tych rozgrywek. Przynajmniej 12 gier zobaczą fani w największym tureckim mieście. Ciekawie będzie wyglądać kolejka numer 7, gdy terminarz wylosował mecze domowe dla całej trójki. Z oczywistych względów nie ma szans na rozgrywanie ich jednego dnia, stąd fani głodni piłki będą mogli przez trzy dni obejrzeć spotkania Ligi Europy. 21 stycznia Galatasaray podejmie Dynamo Kijów, dzień później Besiktas zagra z Athletikiem Bilbao, a na sam koniec Fenerbahce zmierzy się z Lyonem. Taka kumulacja to idealna okazja pod turystyczne wyjazdy połączone z piłkarskimi emocjami.

Jeśli chodzi o obiekty to niewiele brakowało, by jednak na polskiej ziemi była okazja oglądać zmagania Ligi Europy. Tak się wydawało po eliminacjach, w których Dynamo Kijów jako stadionu domowego użyczało Areny Lublin. Tam zagrali pełne kwalifikacje do Ligi Mistrzów i trzy spotkania, kolejno z Partizanem, Rangersami i Salzburgiem. Finalnie odpadli, a na swój nowy dom wybrali Volksparkstadion w Hamburgu. To podobny ruch do tego, który zrobił wcześniej Szachtar. Najpierw Warszawa, a później zmiana na północne Niemcy.

Kiedy hity?
Skoro nie ma grup, to trzeba zerkać w terminarz, gdzie i kiedy rozegrane zostaną hity fazy ligowej. W subiektywnym wyborze padło na 17 gier, które według mnie powinny wzbudzić większe zainteresowanie nie tylko kibiców tych klubów, ale także postronnych widzów. Zdecydowanie najlepiej wyglądają kolejki sześć i siedem, gdzie padł wybór na cztery gry z każdej z tych rund. Jednocześnie to już będzie ten moment, gdy każdy gol na każdym stadionie będzie solidnie zmieniał układ tabeli.

1. kolejka: Roma – Athletic Bilbao
2. kolejka: Porto – Manchester United
3. kolejka: Fenerbahce – Manchester United
4. kolejka: Galatasaray – Tottenham
4. kolejka: Lazio – Porto
5. kolejka: Real Sociedad – Ajax
5. kolejka: Tottenham – Roma
6. kolejka: Rangers – Tottenham
6. kolejka: Ajax – Lazio
6. kolejka: Lyon – Eintracht
6. kolejka: Fenerbahce – Athletic Bilbao
7. kolejka: Hoffenheim – Tottenham
7. kolejka: Manchester United – Rangers
7. kolejka: Lazio – Real Sociedad
7. kolejka: Besiktas – Athletic Bilbao
8. kolejka: Roma – Eintracht
8. kolejka: Ajax – Galatasaray

Related Articles