Wystarczyła tylko jedna bramka Renana Lodiego na Old Trafford i Atletico po dość "surowej" grze zameldowało się w ćwierćfinale Champions League. Drużynie Manchesteru United zabrakło skuteczności i pozostaje im już tylko walka o TOP4 w Premier League.
Szczególnie dobra do oglądania była pierwsza połowa. Szybie akcje, kilka niezłych okazji, parady bramkarzy i jedyny w tym spotkaniu gol. Manchester United wyglądał całkiem nieźle, dominował, miał częściej piłkę, oddał kilka strzałów celnych. Wcale nie wyglądało to źle, jeśli mowa o jakości gry "Czerwonych Diabłów". Aktywny był Fred, który popisał się na przykład spektakularną akcją, w której założył "dziurę" Saviciowi. W 13. minucie gospodarze powinni prowadzić 1:0. Znakomitą okazję miał Elanga. Uderzał bodajże z dwóch metrów po dośrodkowaniu Bruno Fernandesa, ale trafił dobrze ustawionego Oblaka prosto w czoło. Trzy minuty później paradą popisał się Devid De Gea, który obronił strzał De Paula.
To Manchester prowadził grę i atakował, a Atletico czekało przyczajone na kontrę. Jedna z takich kontr zakończyła się golem Joao Felixa, ale akurat w tej sytuacji był ofsajd. Atletico wysłało sygnał ostrzegawczy dla gospodarzy. W 41. minucie już żadnego ofsajdu nie było i bramkę po ładnej akcji zdobył wahadłowy – Renan Lodi. Szybka wymiana podań na linii De Paul-Felix-Griezmann-Lodi i to Atletico miało korzystny wynik. Ten pierwszy posłał prostopadłe podanie, Portugalczyk dobrze się zastawił, rozejrzał i podał piętą do Griezmanna, który po drugiej stronie boiska wypatrzył zamykającego akcję Lodiego. Dośrodował mu prosto na głowę, a wahadłowy uderzył sprytnie po koźle i po krótkim rogu. De Gea, który spodziewał się typowego, kontrującego strzału, po prostu został w blokach. Atletico robiło w pierwszej połowie niewiele, ale tyle wystarczyło.
Pojawiała się jeszcze opinia, że przed golem dla Hiszpanów faulowany był Elanga. To Szwed pognał skrzydłem, najpierw uciekł Lodiemu, a później w spornej sytuacji zdarzył się z Reinildo. Sędzia mógł to odgwizdać, ale nie musiał. Kwestia interpretacji indywidualnej. Atletico wymieniło po tym jeszcze 10 podań i zdobyło bramkę. Druga połowa była już gorsza w wykonaniu gospodarzy. W zasadzie to niewiele się działo, oglądaliśmy typowe stare Atletico, które kradnie czas przy faulach, trochę prowokuje i wybija przeciwników z rytmu. Taki sam zarzut po meczu miał zresztą trener Rangnick, który narzekał na to, że arbiter zbyt często przerywał grę, nabierał się na lekkie faule i nie reagował na to, że Atletico kradnie czas. Jego zdaniem także był faul na Elandze przed akcją bramkową.
Manchesterowi United pozostaje już tylko walka o TOP4. Puchar Ligi już za nami, a tam odpadli już po pierwszym meczu z West Hamem, w FA Cup zdołali przejść tylko jedną rundę, żeby odpaść w kolejnej po rzutach karnych z Middlesbrough, o mistrzostwo Premier League już dawno nie grają. W Lidze Mistrzów radzili sobie nieźle, wygrali grupę z Atalantą, Villarrealem i Young Boys, ale wylosowali Atletico Madryt – warto dodać, że najsłabsze od lat, walczące o miejsce w Champions League, z Oblakiem w słabej formie, bilansem 15-6-7 w Primera Division i mające już na ten moment aż o 11 bramek więcej straconych w lidze niż w całym poprzednim sezonie. Przeciętnie grające "Atleti" jednak było w stanie wywieźć skromne 1:0 z Old Trafford, a to wystarczyło do awansu.