Siedem spotkań i zaledwie dwa zwycięstwa. Ósma pozycja w tabeli z siedmioma punktami straty do lidera. Cytując klasyka: „not great, not terrible”, ale w Juventusie mimo to biją na alarm. Słabe wyniki, a przede wszystkim słaba gra sprawiły, że w ostatnich kilkunastu dniach posada Massimiliano Allegriego wisiała na włosku. „Bianconeri” są w dołku. Nie pierwszy raz zresztą.
Drużyna z Allianz Stadium przerabiała już podobny scenariusz w sezonie 2015/2016. Wówczas podopieczni de facto również Allegriego w identycznym momencie sezonu znajdowali się w drugiej połowie tabeli, na 12. miejscu mając o 10 punktów mniej od prowadzącej w tabeli Fiorentiny. W tamtej kampanii szybko nastąpiło przełamanie złej passy, następnie przyszła seria 15 kolejnych wygranych meczów, a zwieńczeniem trudnego startu sezonu było obronienie mistrzowskiego tytułu po raz piąty z rzędu i zdobycie go po raz 32. w historii włoskiej ekstraklasy. Wszyscy kibice „Starej Damy” liczą na powtórkę z rozrywki, bowiem nie wyobrażają sobie trzeciego z kolei sezonu bez scudetto, nie wspominając już o miejscu na podium.
Patrząc na sytuację w jakiej znalazł się Juventus trzeba rozpatrzeć kilka czynników, nie tylko wewnątrz zespołu. Przede wszystkim cała liga, a szczególnie najwięksi rywale „Bianconerich” zyskali na jakości. Drużyna ze stolicy Piemontu w XXI wieku zanotowała serię dziewięciu kolejnych tytułów mistrzowskich, co w całej, 125-letniej historii Calcio nie udało się nigdy wcześniej nikomu. Sukcesy Juve cieszyły turyńskich fanów, ale spoglądając chłodno na Serie A trudno było oprzeć się wrażeniu, że mistrzostwo „Starej Damy” wynika bardziej ze słabości ligi niż z siły włoskiego hegemona. Inter, Milan, Roma czy Napoli przez niemal dekadę oglądały plecy najbardziej utytułowanej drużyny we Włoszech. Dwa ostatnie sezony dobitnie pokazały, że rywale nie śpią i mają dosyć rozpychania się łokciami przez zespół z północnej części Italii.
Druga rzecz to spora rewolucja personalna na Allianz Stadium. Jeszcze w zimowym okienku transferowym za grę w biało-czarnych barwach podziękowano Dejanowi Kuluševskiemu i Rodrigo Bentancurowi, którzy zakotwiczyli w Tottenhamie. Latem Juventus opuścili Matthijs de Ligt, Arthur Melo, totalny niewypał transferowy Denis Zakaria, Paulo Dybala, Alvaro Morata, Federico Bernardeschi, który przez pięć lat nie zdołał spełnić oczekiwań kibiców i władz klubu oraz powoli schodzący ze sceny, wieloletni kapitan zespołu, Giorgio Chiellini. „Kielon”, jak nazywają obrońcę polscy fani Juve, spędził w Turynie aż 17 lat, zdobywając z drużyna 20 różnych trofeów. Patrząc na personalia mówimy o wyjęciu z kadry kilku zawodników stanowiących o sile wyjściowej jedenastki „Bianconerich”.
Kolejna sprawa to przygotowanie drużyny do sezonu. Wiele wskazuje na to, że Allegri wraz ze sztabem szkoleniowym zawalili okres przygotowawczy do sezonu. Juventus w meczach zwyczajnie nie dojeżdża fizycznie, a zawodnikom wystarcza pary maksymalnie na jedną połowę. Do tego dochodzą kolejne kontuzje. Z powodu urazów początek sezonu stracili już Paul Pogba, Federico Chiesa oraz Kaio Jorge. Mniejsze dolegliwości już po starcie rozgrywek dopadły choćby Wojciecha Szczęsnego, Adriena Rabiota, Leonardo Bonucciego, Manuela Locatelliego czy nowopozyskanego Angela di Marię. Dlatego pod koniec września bliżej sztabu szkoleniowego znalazł się Giovanni Andreini. Trener przygotowania fizycznego w sztabie byłego selekcjonera Squadra Azzurra, Roberto Donadoniego, został zatrudniony latem w celu nadzorowania różnych obszarów działania klubu, m.in. medycyny, kondycji czy analityki, oraz zapewnieniu maksymalnej wydajności wszystkim graczom. Teraz ma sprawić, że „Bianconeri” nabiorą rumieńców i wrócą na wysoki poziom. Głosy z Półwyspu Apenińskiego, choćby w osobie znakomitego trenera Marcello Lippiego, donoszą, że Andreini może być właściwą osobą na właściwym miejscu, ale potrzebuje czasu.
Zmiana w sztabie szkoleniowym może odwlec w czasie nieuchronny sąd nad Allegrim. Sąd, w którym postępowanie już się toczy i w którym za nami już pierwsze posiedzenie. Szkoleniowiec „Starej Damy” został bowiem wezwany na „dywanik” do biura właściciela klubu, Andrei Agnelliego. Zarząd w osobach właściciela oraz prezesów Maurizio Arrivabene i Pavela Nedveda stanął murem za Allegrim, ale oczekuje natychmiastowej zmiany na lepsze. We Włoszech śmieją się, że to „pic na wodę, fotomontaż”. Sam Nedved podczas spotkania optował za zwolnieniem trenera, ale przeciw byli pozostali dwaj zarządzający. Na ile szczerze? Możemy się tylko domyślać, bowiem Arrivabene w rozmowie z mediami na hasło „Allegri out?” odpowiedział dziennikarzowi: „A zapłacisz nowemu trenerowi?”. Pensja potencjalnego następcy trenera „Bianconerich” to jedno. Drugą kwestią jest długi i kosztowny kontrakt Allegriego. Portal Calcio e Finanza podał, że zwolnienie szkoleniowca kosztowałoby Juventus około 36 milionów euro.
Tifosi Juve również nie pozostają obojętni na poczynania swoich idoli. W oficjalnym komunikacie kibiców z grup ultras, zamieszczonym w mediach społecznościowych, fani skrytykowali postawę piłkarzy, głównie Bonucciego, przez którego zawodnicy „prowadzeni są jak barany na rzeź pod trybuny, gdzie są wygwizdywani i obrażani”. Jednocześnie sympatycy „Starej Damy” deklarują bezgraniczne wsparcie dla drużyny, sygnalizując jednak, w którym momencie zrobi się naprawdę poważnie. „Gdybyśmy mieli wam coś do przekazania, pojawilibyśmy się w Continassie (ośrodek treningowy Juventusu – red.) i powiedzieli patrząc wam w oczy, tak jak robiliśmy to zawsze w przesłości.” – czytamy w komunikacie. Pointą treści jest apel do zawodników, aby nie przypisywali sobie win niekompetentnych działaczy i prezesa, którzy powinni ponieść odpowiedzialność za obecny stan rzeczy.
Jak widać w Turynie mimo rozpoczynającej się jesieni ciągle gorąco. Juventus nadal płynie, ale lód nad nim zaczyna zamarzać. Okazją na skruszenie kry będzie najbliższe, domowe starcie z Bologną, z którą „Bianconeri” nie przegrali na własnym boisku od 11 lat. Niedziela będzie dla Juve krokiem w górę albo krokiem w przepaść.