
Jagiellonia była wyraźnie lepsza od FK Poniewieża i zwyciężyła w rewanżu u siebie 3:1, pieczętując tym samym awans do III rundy eliminacyjnej. To oznacza, że mistrz Polski jest już pewny występu w fazie grupowej Ligi Konferencji. Gładko poszło.
Ogromna przewaga po pierwszym meczu pozwalała na komfort trenerowi Adrianowi Siemieńcówi, jednak nie chciał kombinować z jakimś super rezerwowym składem i postawił na… podstawę. Nie zmienił się nawet golkiper i bronił Dawid Abramowicz. Defensywa? Również podstawa, która gra w Ekstraklasie. Joao Moutinho oraz Michal Sacek na bokach i para środkowa Dieguez-Skrzypczak. Pomoc to oczywiście kapitan Taras Romanczuk oraz bohater ostatniego ligowego spotkania z Radomiakiem – Jarosław Kubicki. W składzie nie zabrakło także Jesusa Imaza i Afimico Pululu. Mimo wszystko można było się spodziewać chyba jakichś roszad, a tu trener wystawił najsilniejsze wojsko na mistrzów Litwy, którzy dostali srogie lanie u siebie i rewanż wydawał się formalnością.
Od początku spotkania było widać, że na boisko w Białymstoku wyszedł pierwszy skład, a nie zbieranina juniorów, rezerwowych i podstawowych zawodników, którzy grają ze sobą w takim ustawieniu po raz pierwszy w życiu. Siemieniec grał także o istotne punkty do rankingu UEFA. Nie mógł sobie pozwolić na “przebimbanie”. Mistrzowie Polski od początku stwarzali okazje, oddawali strzały, atakowali, by szybko objąć prowadzenie. Co prawda większość z uderzeń była mało groźna, ale sporo razy piłka w stronę bramki Vytautasa Cerniauskasa leciała – próbował Imaz, Hansen, Moutinho, Pululu. “Jaga” objęła prowadzenie nie po swojej akcji, lecz głupim błędzie przeciwnika. Robert Mazan po prostu staranował Dominika Marczuka, gdy ten skakał do główki. Skoczył mu na plecy, atakując go łokciem. Afimico Pululu pewnie wykorzystał jedenastkę i było 1:0 w 12. minucie.
Jagiellonia dominowała i nie pozwalała sobie ani na moment dekoncentracji. Po 20 minutach miała sześć oddanych strzałów, a rywal z Litwy zero. Do przerwy wynik się nie zmienił, choć mógł przynajmniej dwukrotnie. W 26. minucie po raz pierwszy zrobiło się groźnie pod bramką Abramowicza. Musiał się wysilić, broniąc strzał z przewrotki Noela Mbo. Gospodarze cały czas nabijali licznik strzałów, lecz uderzali niecelnie. W doliczonym czasie pierwszej połowy powinno być 2:0. Dieguez podłączył się jako stoper, wykorzystał lukę pomiędzy dwoma rywalami, sklepał z Pululu, przedarł się między kolejnymi dwoma, a jeden jeszcze pojechał na tyłku w polu karnym i został przez Hiszpana oszukany na tak zwany zamach. Dopiero golkiper uratował Poniewież, bo stoper Jagiellonii popisał się odważną ofensywną akcją i zaskoczył wszystkie formacje gości. Wynik do przerwy? 1:0 i totalna dominacja – aż 12 oddanych strzałów. W przerwie prezes Pertkiewicz zapowiedział… transfer.
Jak wyglądała druga część gry? Tak samo pod względem sytuacji, ale już niekoniecznie posiadania piłki. Otóż gracze “Jagi” chcieli chyba przećwiczyć warianty z przesuwaniem i odbieraniem, bo długimi fragmentami pozwalali gościom na rozgrywanie. Niewiele z tego jednak wynikało. Od 61. minuty nie było już na boisku Imaza, Romanczuk oraz Sacka, a od 72, minuty Hansena i Moutinho. Siemieniec nie chciał eksploatować najważniejszych graczy. Po pierwszym meczu piłkę do domu zabrał Jesus Imaz, a tu powinien to zrobić Afimico Pululu, jednak spudłował przy dobitce z bliska. Później wykorzystał kolejnego karnego po tym, jak Stojinović został kopnięty w twarz przez rywala. Gdyby Pululu strzelił wcześniej w prostej sytuacji, to mielibyśmy dwa hat-tricki różnych piłkarzy przeciwko jednej drużynie. Cały czas to Jagiellonia groźniej atakowała. Strzał w poprzeczkę oddał Hansen.
Po 84 minutach Jagiellonia prowadziła 3:0, a w dwumeczu 7:0. Goście strzelili sobie kuriozalnego samobója. Pululu dośrodkował, ale wybijający piłkę z piątki Linas Klimavicius kopnął nią w Markasa Benetę. Kamyczek do ogródka mistrza Polski wrzucił na koniec Norweg Sivert Gussias, który zdobył bramkę honorową. Fatalnie zachował się 18-letni Jakub Lewicki, który wybijał piłkę głową… we własne pole karne. Trafił w Diegueza, który tylko się na niego z politowaniem popatrzył, bo nie powinno się w tak nierozsądny sposób wybijać piłki głową. Ogólnie jednak Jagiellonia z wielką łatwością przeszła tego rywala, lecz teraz poprzeczka podniesiona będzie zdecydowanie wyżej. Bodo/Glimt to już dużo lepszy poziom. Jagiellonia z tego względu przekłada ligowe spotkanie z Motorem Lublin.