Skip to main content

Pora na pierwszy tegoroczny finał europejskich rozgrywek. O 21:00 na Puskas Arenie w Budapeszcie obejrzymy konfrontację Sevilli z Romą. Dla zwycięzcy nie tylko trofeum Ligi Europy, ale również awans do Champions League. Jest więc, o co grać.

Z jednej strony Sevilla, która już sześć razy w XXI wieku wygrywała rozgrywki Pucharu UEFA (a potem Ligi Europy). Andaluzyjczycy triumfowali w latach 2006, 2007, 2014, 2015, 2016 i 2020. Teraz mogą dołożyć siódmy triumf w ciągu zaledwie 17 lat. Na czym polega fenomen Sevilli w Lidze Europy? Trudno to zrozumieć, zwłaszcza że w Champions League ekipa z Ramon Sanchez Pizjuan nie odnosi żadnych zauważalnych sukcesów, choćby na miarę zeszłorocznego półfinału Villarreal. Gdy jednak Los Nervionenses pojawiają się tylko w europejskich rozgrywkach drugiej kategorii, z miejsca stają się ich faworytem.

W drodze do Budapesztu Sevilla ogrywała PSV (3:2 w dwumeczu), Fenerbahce (2:1 w dwumeczu), Man Utd (5:2 w dwumeczu) i wreszcie Juventus (3:2 w dwumeczu, po dogrywce). Trzeba przyznać, że droga nie była usłana różami, a pokonywanie takich firm jak Czerwone Diabły czy Stara Dama to wyniki, których nie można lekceważyć. Jesienią Andaluzyjczycy rywalizowali jeszcze w Lidze Mistrzów, gdzie zajęli 3. miejsce w grupie, za plecami Man City i Borussii Dortmund – tym razem zostali „spadochroniarzem” w Lidze Europy.

Wynik podopiecznych Jose Luisa Mendilibara jest o tyle zaskakujący, że Sevilla ma za sobą naprawdę trudne miesiące w La Liga. Początek sezonu był istną katastrofą. Los Nervionenses pałętali się w okolicach strefy spadkowej. W marcu z pracą pożegnał się Jorge Sampaoli, który wcześniej w październiku zastąpił na stanowisku trenera Julena Lopetegui. Dziś na kolejkę przed końcem rozgrywek Sevilla jest na 11. miejscu w La Liga. Szans na awans do europejskich pucharów nie ma, a mimo to już za kilka miesięcy na Ramon Sanchez Pizjuan może być grany hymn Ligi Mistrzów. Wystarczy wygrać dzisiejsze starcie z Romą. Łatwo powiedzieć…

… trudniej zrobić, zwłaszcza że na stanowisku trenera Romy mamy specjalistę od wygrywania europejskich trofeów. Jose Mourinho wygrywał Ligę Mistrzów z Porto i Interem, Puchar UEFA i Ligę Europy z Porto oraz Man Utd, a rok temu wygrał pierwszą edycję Ligi Konferencji jako szkoleniowiec Romy. Teraz z rzymskim klubem znów osiągnął finał, ale już bardziej prestiżowej Ligi Europy. W dodatku, podobnie jak w przypadku Sevilli, dzisiejszy mecz to również polowanie na Ligę Mistrzów w sezonie 23/24. Przez Serie A Giallorossi już się tam nie dostaną – na kolejkę przed finiszem zajmują 6. miejsce, tracąc do Milanu aż 7 punktów. W skrajnym przypadku w ostatniej serii gier Roma może spaść jeszcze na 7. miejsce i wylądować zaledwie w Lidze Konferencji. Rzymianie zagrają z bijącą się o utrzymanie Spezią.

Droga do dzisiejszego finału w wykonaniu Romy wiodła przez dwumecze z Salzburgiem (2:1), Realem Sociedad (2:0), Feyenoordem (4:1) i Bayerem Leverkusen (1:0). Szczególnie nerwowo było w półfinałowej batalii z Aptekarzami, gdzie team Mourinho bronił się rozpaczliwie przez większą część rewanżu, ale finalnie (nomen omen) dowiózł bezbramkowy remis na wagę zwycięstwa w dwumeczu. Wymowne były statystyki. Bayer utrzymywał się przy piłce przez 60% czasu i oddał 23 strzały przy raptem jednej próbie rywali. Dla Mourinho to jednak nie pierwszy i nie ostatni w ten sposób wygrany mecz. Dziś też raczej nie spodziewamy się otwartej gry po Giallorossich.

Ostatni weekend obie drużyny potraktowały ulgowo. Trenerzy żonglowali składami swoich drużyn. Sevilla przegrała 1:2 z Realem Madryt, Roma w takim samym stosunku z Fiorentiną.

Jeszcze dwa słowa o personaliach – Roma zagra na pewno bez kontuzjowanego Albańczyka Marasha Kumbulli. Pod sporym znakiem zapytania stoi występ Paulo Dybali. Argentyńczyk poleciał do Budapesztu, ale niewykluczone, że będzie do gry tylko na kilkanaście minut. Niepewny jest tez Rick Karsdorp. Po stronie hiszpańskiej wykluczony jest na pewno występ zawieszonego za czerwoną kartkę Marcosa Acuny. Mendilibar nie może skorzystać również z usług Jesusa Corony i Pape Gueye.

Dziś w stolicy Węgier dojdzie do starcia drużyny, która z wygrywania Ligi Europy uczyniła niemalże swój emblemat z zespołem, którego trener sięgnął już po pięć europejskich trofeów i nigdy nie przegrał w finale takich rozgrywek. Więcej dodawać naprawdę nie trzeba.

Related Articles