Skip to main content

Legia Warszawa mierzy się w II rundzie eliminacji do Ligi Konferencji z półamatorskim Caernarfon Town F.C. z Walii. Dwie pierwsze bramki dla “Wojskowych” wpisują się w kanon wybitnie ogórkowy i właśnie amatorski. Legia urządziła sobie trening strzelecki i zwyciężyła aż 6:0, a hat-tricka skompletował Marc Gual.

Legia musiała grać przy pustych trybunach, bo jest to kara za zamieszki kibiców w poprzednim sezonie Ligi Konferencji. Miała być formalność i była formalność. Trzeba jednak też oddać rywalom, że przy stanie 0:0 delikatnie zaskoczyli gospodarzy ze dwiema akcjami. Claude Goncalves został nawinięty przez Zacke’a Clarke’a, który trafił w boczną siatkę. Półamatorzy podchodzili wysokim pressingiem, a piłkarze Legii wręcz zgłupieli. Kibic przed telewizorem miał już przed oczami flashbacki ze wszystkich tych piłkarskich kompromitacji, skoro debiutujący w europejskich pucharach Walijczycy sprawiali kłopoty.

Później wszystko już wróciło do normy. Jeden celny strzał Caernarfon Town F.C. kontra aż 12 celnych uderzeń Legii – to bilans spotkania. Warto pochwalić graczy Goncalo Feio za dobrze ustawiony celownik. Z 17 strzałów właśnie aż 12 było celnych, a 50% z tego wylądowało w siatce. To bardzo miły i przyjemny mecz na podbudowanie się przed kolejną rundą. Od momentu trafienia Marca Guala grała już tylko jedna ekipa. Dodajmy, że… dość dziwnego trafienia. Otóż oddał on strzał z główki, a obrońca niezbyt dobrze pilnował swojego bliższego słupka i piłka trafiła go w rękę. Z tym, że odbiła się od ręki i spadła już za linią. Golkiper jeszcze interweniował, ale wybijał ją już zza linii.

Jeżeli pierwszy gol był dziwny, to drugi za to wręcz kuriozalny i przedziwny. Otóż Ryoya Morishita dośrodkował z lewej strony, a bramkarz gości Stephen McMullan nieporadnie odbił piłkę w górę i potem… złapał ją już za linią bramkową. Pokazywał sędziemu bocznemu palcem, że zdążył z interwencją, ale ten wyraźnie chorągiewką zasugerował, że zagarnął ją już zza linii. Kamery były bezlitosne. 19-latek popełnił wielki błąd. Bardzo podobną bramkę zdobył kiedyś Semir Stilić z AS Nancy w Pucharze UEFA za czasów Franciszka Smudy. Wówczas to Gennaro Bracigliano wpadł z piłką do bramki po wyłapaniu dośrodkowania Bośniaka. Do przerwy Legia prowadziła 2:0 i spokojnie wszystko kontrolowała

Już po ośmiu minutach drugiej połowy Marc Gual skompletował hat-tricka. Luquinhas ładnie odegrał pomiędzy kilkoma zawodnikami do Blaża Kramera, ten się odwrócił, pozwolił podbiec obrońcy i podał do niepilnowanego Hiszpana. W akcji na 4:0 z kolei świetnym płaskim dośrodkowaniem z lewej strony popisał się Morishita. Gualowi pozostało tylko wpakować piłkę do pustaka. Niestety później rzutu karnego nie wykorzystał Blaż Kramer, którego transfer do tureckiego Konyassporu wysypał się w ostatniej chwili. Słoweniec się zrehabilitował trafieniem na 5:0, kiedy ładnie obrócił się z piłką po podaniu od młodego Mateusza Szczepaniaka i uderzył po dalszym rogu. Na 6:0 podwyższył jeszcze nowy nabytek Claude Goncalves, a asystował mu inny nowy nabytek – Kacper Chodyna z Zagłębia Lubin.

Legia odhaczyła swój obowiązek, a przy tym pobawiła się, strzelając kilka goli. Szkoda tylko, że nie mogli tego oglądać kibice na trybunach. Tak jednak powinien wyglądać pojedynek faworyta z zespołem dużo słabszym. Brawo dla Legii za skuteczność. Teraz wpakować kilka goli w rewanżu i w dobrych nastrojach przystąpić do pojedynku z Broendby. Co ciekawe, wicemistrzowie Danii także zwyciężyli 6:0, a pokonali dobrze znanego nam już rywala, czyli KF Llapi z Kosowa. Rewanże są więc formalnością i szansą dla zmienników.

Related Articles