
To musiało się tak skończyć. Pogrążona w ogromnym kryzysie sportowym, finansowym i wizerunkowym Sampdoria już oficjalnie pożegnała się z Serie A. Perspektywy tego klubu nie napawają wielkim optymizmem. Sampdoria nie tylko spada, ale i upada.
Z czym nam się kojarzyła Sampdoria? Przede wszystkim z trzema Polakami w składzie – Bartoszem Bereszyńskim, Karolem Linettym oraz Dawidem Kownackim. Dziś tylko Bereś jest jeszcze formalnie zawodnikiem Sampy, a pozostała dwójka gra już gdzieś indziej – Linetty w Torino, a Kownacki w Fortunie Düsseldorf. Najwięcej spotkań w barwach tego klubu, spośród naszych, rozegrał oczywiście Bereszyński, który w tym sezonie pełnił nawet funkcję wicekapitana. Nie miał zamiaru jednak czekać w nieskończoność na zaległe pensje i udał się na wypożyczenie do Napoli. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Mimo że nie zagrał jeszcze ani jednego meczu w Serie A, to zdecydowanie fajniej jest świętować Scudetto w takiej atmosferze, niż płakać z powodu spadku i żadnych możliwości w grobowej atmosferze.
Sampdoria to też oczywiście nieśmiertelny Fabio Quagiarella, jedna z niewielu postaci, która rzutuje na pozytywny odbiór Sampy w ostatnim czasie. Klub był przez lata takim typowym średniakiem, kończył sezon w połowie tabeli – na dziewiątym lub dziesiątym miejscu, czasami był trochę zamieszany w walkę o utrzymanie, ale też bez przesady. Nie miał żadnych większych sukcesów, zwykle odpadał w Coppa Italia w 1/8 finału (przez aż sześć sezonów z rzędu), ale nie była to marka, którą w poprzednich latach od razu skreślano z ligi. W sezonie 2022/23 to się zmieniło. Można było w ciemno zakładać, że Sampdoria kroczy ku Serie B. W zasadzie to jeden spadkowicz był znany z góry. W tym zespole nie widać żadnej motywacji, bo i nie ma nadziei na lepsze jutro. To przecież zasłużony klub z przełomu lat 80. i 90., który grał nawet w finale Ligi Mistrzów. Grali tam Gianluca Vialli czy Roberto Mancini. Może mieć niedługo jeszcze większe kłopoty. Sampie grozi nawet karna degradacja do Serie D. Nic się w tym klubie nie zgadza, a Massimo Ferrero pociągnął go na dno.
W grudniu 2021 roku prezydent Sampdorii został aresztowany. Zarzucano mu przestępstwa finansowe, czyli pranie brudnego szmalu i różne tego typu ciemne interesy. Chwilę po aresztowaniu zrezygnował z funkcji prezydenta Sampy, którą pełnił od 2014 roku. Całe zamieszanie nie dotyczyło bezpośrednio klubu, ale w niego uderzyło. Klub sam informował, że śledztwo nie jest związane z zamieszaniem bezpośrednio wewnątrz organizacji sportowej, a chodzi po prostu o ich barwnego i trochę ekscentrycznego prezesa. Zarzucano mu przestępstwa podczas procedur upadłościowych firm na terenie całych Włoch. Sampdoria jeszcze w poprzednim sezonie zdołała się uratować i utrzymała w Serie A, ale tak naprawdę tylko przesunęła swój wyrok. Nie dało się tak dłużej funkcjonować. Prezes trzyma się klubu jak ostatniej brzytwy. Jest większościowym akcjonariuszem i nie godzi się na sprzedaż, mimo że było kilka ciekawych ofert. Zarząd ma związane ręce.
W lutym było głośno o tym, że piłkarze musieli zrezygnować z grudniowej pensji, żeby klub było stać na pokrycie innych długów. Mniej więcej w tym czasie pod siedzibą klubu znaleziony został… świński łeb z karteczką w środku i podpisem “wasze głowy będą następne”. Chodziło głównie o prezesa Ferrero oraz jego zastępcę. “La Gazzetta dello Sport” informowała też, że zespół zalega z pensjami za ostatni kwartał 2022 roku. Trudno w takiej sytuacji o motywację do gry. Sampdoria już oficjalnie spadła z ligi. Przez cały sezon 2022/23 tylko raz wychyliła się poza czerwoną strefę. U siebie wygrała zaledwie jedno spotkanie na siedemnaście. W tej chwili do bezpiecznej pozycji traci aż 13 punktów. Nie ma ratunku. Nie da się tego odrobić w cztery mecze. Nie będzie zatem derbów Genui, bo oba kluby się ze sobą miną.