Skip to main content

Prezes jednego z klubów wparowuje na murawę, po czym soczystym ciosem pięścią w twarz powala sędziego na ziemię. Wokół znokautowanego arbitra tworzy się kordon zawodników, członków sztabów i oficjeli. Część z nich kopie leżącego człowieka zupełnie celowo, część przypadkiem, inni próbują bronić ofiarę napaści. Finalnie sędzia opuszcza boisko z solidną „śliwką” pod okiem i trafia do szpitala. Brzmi jak scenariusz z kolejnego marnego filmu Patryka Vegi, albo jak sytuacja z jakiejś z egzotycznej ligi, którą przypadkiem ktoś nagrał i stała się viralem. Ale to nie zambijska trzecia liga, to nie urugwajska okręgówka, ani podkarpacka A klasa. No i nie film fabularny. To zdarzyło się naprawdę, tydzień temu, w tureckiej ekstraklasie.

Turcja, choć kulturowo i geograficznie bardzo oddalona od zachodniej Europy, to jest członkiem UEFA i obecnie Süper Lig jest 9. ligą w rankingu, ustępującą tylko klasycznemu TOP 5 oraz Holandii, Portugalii i Belgii. Kluby z Turcji regularnie występują w Lidze Mistrzów i pozostałych europejskich rozgrywkach, nierzadko dochodząc do fazy pucharowej. W lidze tureckiej występują zawodnicy tacy jak Mauro Icardi, Edin Dzeko, Dusan Tadic, Wilfried Zaha, Angelino, Davinson Sanchez, Fernando Muslera, Tanguy Ndombele, Hakim Ziyech, Lucas Torreira, Dries Mertens, Dominik Livakovic, Fred, Michy Batshuayi, Joshua King, Eric Bailly, Alex Oxlade-Chamerlain, Ante Rebic, Vincent Aboubakar, Nicolas Pepe i jeszcze paru innych świetnych graczy. Lista jest naprawdę długa i okazała, nawet jeśli duża część tych zawodników ma już za sobą lata świetności, albo znalazła się na zakręcie własnej kariery. W czołówce klasyfikacji strzelców Süper Lig jest również dwóch Polaków – Sebastian Szymański (Fenerbahce) i Adam Buksa (Antalyaspor). Z kolei bramkarzem w Ankaragucu jest Rafał Gikiewicz.

„Giki” przed tygodniem zasiadł na ławce rezerwowych w meczu z Rizesporem. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Goście wyrównali w samej końcówce. Wcześniej sędzia miał sporo pracy – nie uznał jednej bramki dla gospodarzy, pokazał 10 żółtych kartek i dwie czerwone wskutek podwójnych napomnień. W najczarniejszych snach Umut Meler, bo to on prowadził to spotkanie, nie mógł jednak przypuszczać, że wszystko skończy się tak dantejskimi scenami.

Zdjęcia te obiegły świat błyskawicznie. Nic dziwnego, przecież żyjemy w czasach powszechnego dostępu do internetu i smartfonów. Piłkarska społeczność we wszystkich zakątkach kuli ziemskiej szybko dowiedziała się, co stało się w poniedziałkowy wieczór 11 grudnia w stolicy Turcji. Faruk Koca, prezes miejscowego Ankaragucu po prostu pobił sędziego, a w kopaniu pana Melera pomogli mu jego koledzy z loży VIP.

O tym, z jak gigantycznym skandalem mamy do czynienia, przekonaliśmy się równie błyskawicznie. Rozgrywki tureckiej Süper Lig zostały zawieszone do odwołania, a w sprawę zaangażował się osobiście sam Recep Tayyip Erdogan, prezydent Turcji. Potępiam atak na sędziego Halila Umuta Melera po rozegranym dziś wieczorem meczu MKE Ankaragucu – Caykur Rizespor i życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Sport to pokój i braterstwo. Sportu nie da się pogodzić z przemocą. Nigdy na to nie pozwolimy, aby w tureckim sporcie miała miejsce przemoc”. Te słowa Erdogan opublikował w mediach społecznościowych.

O tym, że sytuacja jest bardzo poważna świadczy nie tylko reakcja samego prezydenta, ale również pakiet kar, jakie nałożono na agresora. Koca został dożywotnio wykluczony ze struktur tureckiego futbolu oraz zobowiązany do sprzedaży swoich akcji, co oznacza, że Ankaragucu niebawem będzie mieć nowego właściciela. Ponadto zarówno on, jak i jego partnerzy w tej napaści, staną przed tureckim wymiarem sprawiedliwości, a skoro już Erdogan zapowiedział twardą postawę wobec takiego aktu chuligaństwa, to panowie nie mogą liczyć na łagodny wyrok. Nie będzie żadnym zaskoczeniem nawet kara bezwzględnego więzienia dla dotychczasowego prezesa klubu z Ankary. Sam klub dostał równowartość około 60 tysięcy euro kary oraz pięć meczów u siebie bez udziału publiczności.

Co ciekawe, sam Koca nie poczuwał się do winy. W rozmowie z Demiroren News Agency powiedział: „Ten incydent wyniknął ze złej decyzji i prowokacyjnego zachowania arbitra. Miałem zamiar zareagować werbalnie i napluć mu prosto w twarz”. Tymi słowami raczej sobie nie pomógł. Skrucha i obietnica poprawy mogłyby nieco złagodzić finalny wyrok sądowy. Refleksja później przyszła, albo po prostu ktoś byłego prezesa do niej przymusił. Koca przeprosił za pośrednictwem strony internetowej Ankaragucu.

Jest w tej sprawie jeszcze, a raczej przede wszystkim, ofiara, czyli sędzia Meler. 37-latek to nie jakiś pierwszy lepszy arbiter w tureckiej elicie. To bardzo perspektywiczny sędzia międzynarodowy. W tym sezonie Ligi Mistrzów prowadził już trzy mecze – Benfica vs Salzburg, Real Madryt vs Sporting Braga i Lazio vs Celtic. Łącznie ma już na koncie 10 spotkań w Champions League. Niewykluczone jednak, że ten licznik już nie drgnie, bo po całej sytuacji Meler zrezygnował z sędziowania. Opisując całe zamieszanie powiedział, że Koca groził mu śmiercią. Oczywiście środowisko piłkarskie stanęło murem za arbitrem i próbuje namówić go do zmiany swojej decyzji. O Melerze mówiło się, że jest następcą Cüneyta Çakıra, sędziego, który niegdyś prowadził nawet finał Ligi Mistrzów. Meler miał być mocnym kandydatem do prowadzenia meczów Mistrzostw Świata 2026. Póki co, mimo ogromnego wsparcia, a nawet telefonu od samego prezydenta kraju, Meler nie zmienił zdania. Ogłosił zakończenie kariery sędziowskiej, dodając, że „nie może tak dłużej żyć”.

To nie pierwszy sędzia, który rezygnuje z futbolu wskutek takich dramatycznych wydarzeń. Wymienić tu można choćby Andersa Friska. Szwed był absolutnie topowym arbitrem na świecie. W 2004 roku podczas meczu Ligi Mistrzów pomiędzy Romą a Dynamem Kijów oberwał monetą, rzuconą z trybun. Zalał się krwią, a mecz zweryfikowano na walkower dla gości. Rok później po meczu 1/8 finału Champions League pomiędzy Barceloną a Chelsea Frisk otrzymał mnóstwo listów i wiadomości z pogróżkami. Przyczynił się do tego Jose Mourinho. Portugalski trener The Blues zarzucił wtedy szwedzkiemu sędziemu jawną stronniczość, a kibicowskiej gawiedzi więcej nie było potrzeba. Rozpoczęli nagonkę na Friska, po której sędzia w obawie o życie swoje i najbliższych postanowił powiedzieć „pas”.

Przykład Friska to tylko najbardziej jaskrawa historia, ale przecież niemal co tydzień setki sędziów na całym świecie doświadczają najróżniejszych aktów przemocy – przeważnie tylko werbalnej, ale niestety również fizycznej. Gdy dotyczy to niższych lig, to przeważnie o sprawach mało kto w ogóle się dowiaduje, a arbitrzy muszą sami dochodzić swoich praw. Albo po prostu odpuszczają, często na samym początku swojej przygody, gdy po prostu przekonują się, że to nie dla nich. Że 100 złotych za przesędziowanie jakiegoś prowincjonalnego meczu i wysłuchiwanie wyzwisk pod swoim adresem, to marna rekompensata i gra niewarta świeczki. Ale to już temat na osobną rozprawkę.

Sprawa Kocy i Melera oczywiście się nie kończy. Sprawa sądowa przeciwko byłemu prezesowi Ankaragucu i pozostałym agresorom będzie szeroko komentowana, a piłkarski świat czeka na surowy wyrok. Jeśli tak się stanie, to nikt normalny nie będzie współczuć Kocy i innych zdeprawowanych jednostek. Niech im cela lekką nie będzie. A sam Meler? Pewnie chcielibyśmy, by zmienił zdanie i wrócił na boisko. To jednak on, a nie ktokolwiek inny, musi o tym zdecydować samemu, bo to on przeżył ogromną traumę, otrzymując ciosy na środku murawy, na oczach tysięcy ludzi, a niebawem za pośrednictwem internetu, już na oczach milionów. Powrót do prowadzenia meczów po czymś takim to na pewno ciężka sprawa. „Limo” pod okiem zagoi się szybko, ale rany w psychice już nie.

Rozgrywki piłkarskie w Turcji wracają już dziś wieczorem. O 15:00 mecz Basaksehir vs Sivasspor, a o 18:00 dwa kolejne spotkania. Kolejne mecze w środę oraz w czwartek, kiedy to Ankaragucu zagra przy pustych trybunach z Hataysporem. Z kolei już w wigilię o 17:00 mecz Fenerbahce vs Galatasaray. Jedni i drudzy mają po 40 punktów i bilans 13-1-1. Z całą pewnością losy mistrzostwa Turcji w tym sezonie rozstrzygną się między tą dwójką. Derby Stambułu będą szczególne, bo po ubiegłotygodniowym skandalu w Ankarze, cała liga turecka jest na świeczniku, a szlagierowy mecz rozgrywany w przededniu Bożego Narodzenia na pewno zgromadzi przed telewizorami rzesze fanów.

Related Articles