Taki tytuł można skopiować do schowka i wyciągać go za każdym razem, kiedy Sevilla gra w finale tych rozgrywek. Licząc jeszcze czasy, gdy nazywano go Pucharem UEFA, to Sevilla ma na koncie aż… siedem tryumfów! Tym razem pokonała AS Romę po rzutach karnych.
Sevilla to jakiś trudny do wytłumaczenia fenomen. Cykl tego klubu wygląda w następujący sposób: wygraj Ligę Europy, zajmij trzecie miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów i powtórz schemat. Andaluzyjczycy “zaklepali” sobie to trofeum w XXI wieku. Są najbardziej utytułowanym klubem w historii tych rozgrywek i to nawet biorąc pod uwagę edycje, gdy mieliśmy do czynienia z Pucharem UEFA, który dopiero od sezonu 2009/10 nazywany jest Ligą Europy. Sevilla wygrała pięć razy od tego czasu, a wliczając jeszcze Puchary UEFA pod wodzą Juande Ramosa, to siedem. Kolejne kluby, które zdystansowała, mają maksymalnie po trzy zwycięstwa w tym pucharze (Inter, Liverpool, Atletico, Juventus). Jesus Navas grał w meczu w 2006 roku, kiedy to Sevilla wygrała w finale z Middlesbrough aż 4:0. 17 lat później wyprowadził tę samą Sevillę jako kapitan i na koniec wzniósł puchar. To piękna klamra andaluzyjskich sukcesów.
Zwycięstwu Sevilli towarzyszyły wielkie kontrowersje. Mało komu podobało się to, w jaki sposób Anthony Taylor zarządzał tym spotkaniem. Angielski arbiter nie ogarniał sytuacji, często dawał sobie wchodzić na głowę, obskakiwało go po pięciu czy sześciu piłkarzy, sypał pochopnie kartkami, a przede wszystkim podjął dziwną decyzję o braku rzutu karnego dla AS Romy. Gdyby tak wziąć z łapanki 10 ludzi zainteresowanych piłką nożną, to wielkie prawdopodobieństwo, że dziewięciu powie, że to musi być ewidentny karny, a ten jeden, który się wstrzyma, jest zapewne stoperem w A-Klasie. Sytuacja miała miejsce w 80. minucie, przy stanie 1:1. Nemanja Matić wrzucał, a kilka metrów dalej, w polu karnym, znajdował się Fernando Reges. To mógł być moment kluczowy, ale… nie był, bo karnego Roma się nie doczekała. Tak to rozzłościło Jose Mourinho, że aż kipiał. I to kipiał nawet długo po meczu.
Nie przeszło mu ani po końcowym gwizdku, ani później. Najpierw podniósł w górę swój srebrny medal i zwrócił się w stronę kibiców, jakby pytając, czy ktoś by go chciał sobie wziąć. Zgłosił się młody chłopak, to Portugalczyk rzucił do niego ten medal. “The Special One” dał też niezły pokaz na parkingu, na który udał się, by skonfrontować się z sędzią Taylorem. Co chwilę przeklinał i nazywajął prowadzenie spotkania jednym wielkim wstydem. Na koniec jeszcze obraził UEFĘ. Cała nienawiść została zwrócona w stronę głównego arbitra. Taylor miał później kłopoty na lotnisku. Ochraniała go policja, a z każdej strony był wyzywany przez fanów włoskiej ekipy. Jeden z fanów szarpał go za plecak, inny próbował w niego trafić krzesłem. Takich scen oglądać nie chcemy, jakkolwiek Taylor by tego meczu nie prowadził. A trzeba przyznać, że robił to bardzo słabo.
AS Roma pompowała się na finał Ligi Europy. Odpuściła walkę w Serie A, kosztem zdobycia kolejnego europejskiego trofeum. Mourinho zrobił to świadomie, oszczędzał kluczowych zawodników, przez co tracił kolejne punkty, bo głównym celem było wygranie Ligi Europy. To była walka na całego o miejsce w Lidze Mistrzów, bo przecież Sevilla ma za sobą fatalny sezon. Nie jest nawet w TOP10 w lidze hiszpańskiej, a pod koniec cel był taki sam jak w Rzymie – Liga Europy. Do tego miał poprowadzić reprezentujący stary styl, propagator wszelkiej maści wrzutek i dośrodkowań – Jose Luisie Mendilibar. Facet uratował Sevilli sezon, wchodząc kuchennymi drzwiami do Champions League. Zespół przejął pod koniec marca, a pierwszy mecz, w którym go poprowadził miał miejsce 1 kwietnia. I nie był to żart! Sevillę miał ratować trener, który kompletnie nie kojarzy się z ideałami tego klubu, czyli radosną, ofensywną piłką. No i uratował! Jako trener wyeliminował Manchester United, Juventus i pokonał w finale AS Romę.
Sevilla wygrała to po rzutach karnych. Całe spotkanie nie stało na jakimś niesamowitym poziomie. Więcej było szarpaniny, pretensji, kartek, doliczonych minut i kontrowersji. 30 minut dogrywki to już była katorga. Nic się tam nie działo. Właściwie to nawet nie 30 minut, a 41, bo tyle było na zegarze. Wreszcie, po długim wyczekiwaniu, doszło do konkursu jedenastek, a tam pomylili się Gianluca Mancini oraz Roger Ibanez. W Sevilli Ocampos, Lamela i Rakitić trafili, ale spudłował Montiel, który w czwartej serii mógł przypieczętować zwycięstwo. Gdy wydawało się, że Rui Patricio uratował jeszcze Romę, to karny został powtórzony, bo oderwał nogi od linii przed uderzeniem. Montiel dostał drugą szansę i już jej nie zmarnował. Argentyńczyk to niespodziewany bohater sezonu. Najpierw wykorzystał ostatniego karnego, który zadecydował o mistrzostwie świata, a teraz swoim karnym zapewnił Sevilli wygraną w Lidze Europy.