To był sparingowy dwumecz, który śledziło sporo hipsterów futbolu znudzonych piłką na najwyższym poziomie. Reprezentacja San Marino podejmowała u siebie St. Kitts i Nevis, lecz nie udało się jej pokonać 147. drużyny rankingu FIFA – dodajmy jednak, że niedawnego uczestnika Gold Cup, czyli mistrzostw Ameryki Północnej.
Należy się najpierw wyjaśnienie z kim przyszło się zmierzyć Sanmaryńczykom. Oczywiście, że dawano im spore szanse, jednak Saint Kitts i Nevis to nie jest tak cienka reprezentacja, jak mogłaby sugerować ta egzotyczna nazwa. Wystarczy powiedzieć, że w eliminacjach do Gold Cup potrafiła wykosić znajdujące się w TOP 100 rankingu FIFA Curacao, gdzie gra kilka całkiem ciekawych nazwisk. 34-letniego Vurnona Anitę mogą dobrze znać z Newcastle fani Premier League. Nieobcy jest też fanom Ajaksu. Juninho Bacuna gra regularnie w Birmingham City, a jest w Curacao jeszcze jego brat Leandro Bacuna znany niegdyś z gry w Aston Villi czy Cardiff City, obecnie zawodnik FC Groningen. St. Kitts i Nevis wyrzuciło właśnie tę reprezentację w eliminacjach, pokonało później Gujanę Francuską i awansowało na pierwsze w historii mistrzostwa kontynentu. Obu rywali wyrzuciło po rzutach karnych.
W Gold Cup już tak dobrze nie poszło, ale sam awans i debiut na wielkiej imprezie to coś niesamowitego dla tego małego kraju. 0:6 ze USA i 0:5 z Jamajką nie miało znaczenia. Liczyło się, że w ogóle mogli zagrać. Po co ten wstęp? Ano po to, żeby trochę odmitologizować, że San Marino grało sparingowy dwumecz z jakimiś totalnymi leszczami z Karaibów i nawet ich nie potrafiło pokonać, więc nie wygra z nikim. Nie był to tak słaby przeciwnik, jak mogło się wydawać. Zresztą udowodnił to w pierwszym spotkaniu, w którym dość gładko wygrał 3:1. Za to w drugim trochę zaskoczeni Sanmaryńczycy zmotywowali się o wiele bardziej, mając świadomość, że wcale nie mierzą się z jakimiś ogórkami. Udało się zremisować 0:0 i zagrać o wiele lepiej, a przede wszystkim dużo agresywniej, dynamiczniej i szczelniej w defensywie. Taki wynik to i tak mimo wszystko sukces. Była szansa dla San Marino na odniesienie pierwszego zwycięstwa od 20 lat, jednak misja zakończyła się niepowodzeniem.
Dotychczas ostatnim i nawet jedynym zwycięstwem San Marino pozostaje sparing z Liechtensteinem w 2004 roku. Jedną ze swoich ośmiu bramek dla reprezentacji zdobył wtedy legendarny Andy Selva. To duży wyczyn nastrzelać aż tyle goli dla takich mikrusów. Selva rozegrał 74 spotkania dla San Marino w latach 1998-2016. Większej legendy nie było i za naszego życia pewnie się nie pojawi. Nie można ujmować mu tego, że władował wszystko z karnych, bo tak naprawdę jedenastkę to wykorzystał tylko jedną. Do siatki trafiał głównie z… rzutów wolnych. Cztery spośród tych ośmiu to właśnie uderzenia z wolnych, w tym to, które zapisało się w historii jako jedyne zwycięskie. Również z Liechtensteinem w 2024 roku Andy Selva przymierzył i dokręcił z 20 metrów. Od tej pory San Marino już nigdy nie wygrało i od 20 lat trwa seria kolejnych spotkań bez zwycięstwa. Po towarzyskim dwumeczu z St. Kitts i Nevis wynosi ona już 138.
San Marino świętuje swoje małe sukcesy, a takim niewątpliwie jest każda zdobyta bramka. W końcu to amatorzy, którzy na co dzień zajmują się normalną robotą. To trochę tak, jakby chłopaki z okręgówki mieli zatrzymać silne narodowe reprezentacje. Czasami jednak im się ta sztuka udaje. Liga Narodów to doskonały wynalazek do tego, by San Marino poszukało tam szczęścia. W końcu przez wiele lat chłopaki z tego kraju grali głównie mecze eliminacyjne, a tam wygrać przecież trudniej z Holandiami, Angliami, Portugaliami, czy innymi Francjami… teraz mają regularną szansę mierzenia się z zespołami pokroju Malty, Andory, Liechtensteinu albo Gibraltaru. Są już wylosowane grupy na sezon 2024/25 i zmierzą się właśnie w Dywizji D z Liechtensteinem oraz z kimś z dwójki Litwa/Gibraltar, kto przegra walkę o utrzymanie w Dywizji C.
Ogromnym sukcesem Sanmaryńczyków są także aż trzy bramki zdobyte w eliminacjach do EURO 2024. Zwykle zdobywali jedną lub zero, a tu strzelili z Danią, Kazachstanem i Finlandią. Do tego wcale tych spotkań wysoko nie przegrali, bo raz 1:3 i dwukrotnie po 1:2. Duńczycy wyjątkowo się męczyli. Żeby tego było mało, to gracze San Marino zdobyli te bramki… w trzech spotkaniach z rzędu! Doliczając jeszcze trafienie z pierwszego sparingu z St. Kitts i Nevis wyjdą nam aż cztery mecze z rzędu San Marino z bramką. To ewidentnie najlepszy okres w 23-letniej historii tej malusieńkiej reprezentacji. Pozostaje nam tylko odliczać aż zdezaktualizuje się wieloletnia statystyka i San Marino odniesie wyczekiwane zwycięstwo.