Skip to main content

Pięć i pół roku temu Jore Sampaoli zrezygnował z pracy w Sevilli na rzecz reprezentacji Argentyny. Teraz wraca, co prawda nie na białym koniu, ale ma jasne zadanie – opanować chaos na Ramon Sanchez Pizjuan. Lekko nie będzie, bowiem najbliższy miesiąc będzie decydujący pod kątem całego sezonu, a czasu brak…

W miniony weekend Sevilla przegrała z Atletico Madryt, spadając na 17. miejsce w lidze, tuż nad strefą spadkową. To już niemal przelało czarę goryczy. Julen Lopetegui i jego posada wisiała na włosku. Dostał jednak ultimatum i ostatnią szansę. Tą szansą miał być mecz Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. Niewykorzystaną, jak się okazało. 1:4 pożegnało z posiadą Hiszpana, a Seville niemal pożegnało z Ligą Mistrzów. Pięć punktów straty do drugiego BVB, a w terminarzu wyjazd do Dortmundu oraz Manchesteru. Teraz celem chyba pozostanie “spadek” do ulubionych rozgrywek, czytaj: Ligi Europy.

Kto winny?
Obecny stan rzeczy to jednak nie tylko wina Julena Lopeteguiego. Były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii ponosi winę za wyniki w jakimś stopniu. Największym zarzutem było zamienienie Sevilli z ofensywnej, w zespół, który bardziej przypomina Atletico, niż ekipa, w której zakochała się niegdyś piłkarska Europa. Oczywiście to wybór trenera i trudno z nim polemizować. Póki było skuteczne, póty nikt się nie czepiał. Jednak pierwsze zgrzyty były już w ubiegłym sezonie. Z Pucharu Króla odpadli z derbowym rywalem. W Lidze Europy też szybko odpadli, a mieli przecież w perspektywie finał na własnym stadionie. Jednak to obecny sezon był kluczowy.

Wyrwa na środku defensywy
Sevilla w ubiegłych rozgrywkach LaLiga straciła 30 goli przez 38 meczów. To była najlepsza defensywa, która wyprzedziła nawet mistrzowski Real Madryt. W tym momencie, po siedmiu kolejkach zbliżyli się do… połowy straconych goli. 13 sztuk już wpadło do bramki Bono. Jednak trudno się temu dziwić. Przed sezonem odeszło dwóch podstawowych stoperów. Diego Carlos chciał to zrobić już minionej zimy. Wtedy jego transfer do Newcastle udało się powstrzymać, ale latem trafił do Aston Villi. Jules Kounde wyfrunął do Barcelony i powstał spory kłopot. Ich miejsce zajęli Marcao z Galatasaray oraz Tanguy Nianzou z Bayernu Monachium. Kłopot w tym, że to od początku było spore ryzyko. Pierwszy nie zagrał ani minuty przez kontuzje, a drugi trafił z roli głębokiego rezerwowego Bayernu do miana numeru jeden na stoperze czołowego klubu w Hiszpanii.

Doszło do tego, że na tej pozycji grali w tym sezonie już: defensywni pomocnicy Fernando i Nemanja Gudelj oraz Karim Rekik, czyli zawodnik głównie łatający dziury w defensywie. W ostatnich meczach jednak duet stworzyli 20-latkowie wchodzący do zespoły z rezerw. Jose Carmona dysponował przed tym sezonem dwoma meczami w pierwszym zespole, zaś Kike Salas żadnym. Trudno zatem spodziewać się pozytywnych efektów, jeśli kluczowa pozycja przeszła takie trzęsienie ziemi przed sezonem.

Wraca do miejsca, które zna
Sezon 2016/2017 Sevilla Jorge Sampaolego zakończyła na czwartej pozycji. W dobie dominacji Realu, Barcelony i Atletico, można to poczytywać jako “mini mistrzostwo”. Oczywiście Los Nervionenses mają większe ambicje, jednak czwarte miejsce w każdym sezonie to takie minimum, którego oczekują fani Sevilli. Można było jednak ugrać więcej, a przynajmniej tak się wydawało do 25. kolejki. Po niej Real prowadził z dorobkiem 59pkt, przed Barcą(57) i Sevillą(55). Wtedy jednak przyszedł kryzys. Remisy z Alaves, Leganes i Sportingiem Gijon oraz porażki z Atletico i Barceloną sprawiły, że końcówka to już nie była gra o najwyższe cele. Jakby tego było mało, Sevilla odpadła także z 1/8 finału Ligi Mistrzów z Leicester.

Czego można się spodziewać?
Na pewno efektownej gry. W pierwszej kadencji na Ramon Sanchez Pizjuan meczem symbolem był debiut ligowy. Wtedy drużyna Argentyńczyka była po przegranym Superpucharze Europy z Realem i Superpucharze Hiszpanii z Barceloną. Na start dostali Espanyol, którego ograli “tenisowo”… 6:4. Bezkompromisowa gra była czymś, co wprawiło w zachwyt i jednocześnie zaszokowało Hiszpanię oraz Europę. Z jednej strony kapitalna ofensywa, która stwarzała dziesiątki sytuacji podbramkowych. Z drugiej ogromne kłopoty w tyłach, brak zabezpieczenia ataków i narażanie się na mnóstwo sytuacji podbramkowych ze strony rywala.

Oczywiście podejście i sposób gry Sampaolego od tamtej pory mocno ewoluowało. Nadal jednak można mówić o trenerze, który ceni sobie kontrolę nad meczem za pośrednictwem posiadania piłki, bardzo dużej liczby krótkich podań i długiego budowania akcji ofensywnych. Z każdą pracą trochę się zmieniał, zatem nie zobaczymy zapewne takich fajerwerków, jak to było w przypadku jego pracy jeszcze w Chile. Nie ma jednak wątpliwości, że takich trenerów brakuje w lidze hiszpańskiej.

Co czeka Sampaolego? Trudny debiut i trudny terminarz
Miesiąc pracy ma Jorge Sampaoli do przerwy mundialowej. W tym czasie Seville czeka aż 10 meczów. Terminarz niełatwy:

Athletic Bilbao (dom)
Borussia Dortmund (wyjazd LM)
Mallorca (wyjazd)
Valencia (d)
Real Madryt (w)
Kopenhaga (d LM)
Rayo (d)
Manchester City (w LM)
Betis (w)
Real Sociedad (d)

W lidze cztery mecze z czołówką lub ekipami tuż za nią. W Lidze Mistrzów ratowanie tego, co “się zepsuło” w pierwszej połowie fazy grupowej. Cele powinny być dość jasne: zapewnić sobie przede wszystkim trzecie miejsce w grupie. Trudno bowiem liczyć na przeskoczenie Borussii Dortmund, po takim starcie.

W LaLiga czas jednak zacząć gonić rywali. Lekko nie będzie, wszak trzech z siedmiu rywali zajmuje miejsca w TOP4 na ten moment. Na sam początek domowe spotkanie z Athletikiem Bilbao i Ernesto Valverde. Ekipa Txingurriego wskoczyła po ostatnim weekendzie na ligowe podium, a forma ofensywnych graczy tylko rośnie w minionych tygodniach.

***

Początek drugiego “debiutu” Jorge Sampaolego już w sobotę o godzinie 18:30. Wtedy Sevilla zagra u siebie ze wspomnianymi Los Leones.

 

Related Articles