W XXI wieku Sevilla ani razu nie skończyła rozgrywek ligowych w dolnej połówce tabeli La Liga. Najgorsze miejsce to dziewiąte, ale w ostatnich latach Andaluzyjczycy mieścili w TOP 4, dzięki czemu Liga Mistrzów na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan stała się codziennością. Jednak fatalny start sezonu 22/23 każe zadać sobie pytanie, jaki będzie finał tej kampanii. 6 października Jorge Sampaoli zastąpił Julena Lopetegui i jak na razie wyniki pod wodzą nowego szkoleniowca są obiecujące. Jednak dziś potrzeba czegoś więcej, bo Sevilla jedzie na Santiago Bernabeu. Cudu?
Jak gra się na Bernabeu? Jeśli Sampaoli ma wątpliwości, może obejrzeć sobie ostatni klasyk. 6 dni temu Barcelona na stadionie w Madrycie nie ugrała za wiele i zasłużenie przegrała 1:3. Real w tym sezonie stracił w lidze punkty tylko raz – remisując 1:1 z Osasuną. Do tego dorzucić należy remis w Lidze Mistrzów z Szachtarem na stadionie Legii i to wszystkie potknięcia Królewskich. Zdobywcy Champions League 21/22 zabrali się do roboty w nowej kampanii z impetem godnym mistrzów. Sieją postrach, bo w zespole Los Blancos trudno znaleźć słabe punkty. Na dodatek nad wszystkim czuwa pragmatyczny i niezwykle doświadczony Carlo Ancelotti.
Sevilla jedzie więc wprost do paszczy lwa – to już ustaliliśmy. Zespół pod wodzą Sampaoliego zagrał już cztery mecze – żadnego nie przegrał, ale aż trzy zremisował. Zaczęło się od 1:1 z Athletikiem Bilbao, potem było 1:1 w stolicy Westfalii z Borussią, a następnie wyjazdowa wygrana z Mallorcą. By jednak nie było tak wesoło, we wtorek Andaluzyjczycy zremisowali na swoim terenie z Valencią. Mecz miał niezwykłą historię, bo goście prowadzili od 6. minuty po golu Edinsona Cavaniego. Wyrównał dopiero w 86. minucie Erik Lamela, ale najciekawiej było już po 100. minucie! Kike Salas wyleciał z boiska za faul, a Jose Gaya egzekwował rzut karny. Okazji nie wykorzystał i Sampaoli może wciąż cieszyć się statusem niepokonanego na ławce trenerskiej Sevilli. Oczywiście w tej odsłonie jego pracy, bo przecież Argentyńczyk był tutaj przez prawie rok w sezonie 16/17. Wtedy skończył ligę na 4. pozycji. Dziś taki wynik na koniec kampanii w La Liga byłby odbierany jako gigantyczny sukces.
Póki co Sevilla do czwartego Atletico traci 10 punktów, a nad strefą spadkową ma tylko dwa oczka przewagi. Jeśli dziś Andaluzyjczycy polegną na Santiago Bernabeu, zapewne osuną się w dół ligowej tabeli, przy bardzo złym układzie wyników tuż nad strefę spadkową. Sprawę Sampaoliemu dodatkowo komplikują absencje ważnych piłkarzy. Kontuzjowani są Jesus Corona, Fernando, Tanguy Nianzou i Karim Rekik, a za czerwoną kartkę z meczu z Valencią pauzuje wspomniany już Salas. Takich problemów nie Ancelotti. Nie może skorzystać z usług Daniego Ceballosa, ale 26-latek nawet w pełnym zdrowiu nie jest na pewno podstawowym wyborem Włocha. Niepewny jest Karim Benzema, który nie dokończył ostatniego treningu, ale hiszpańskie gazety spekulują, że zdobywca Złotej Piłki za poprzedni sezon powinien znaleźć się w wyjściowej jedenastce, podobnie jak wracający po kilkumeczowej absencji Thibaut Courtois.
Teoretycznie naprawdę niewiele przemawia dziś za ekipą gości, która w lidze legitymuje się mało ekskluzywnym bilansem 2-4-4. Raptem dwie wygrane w 10 meczach – tego nie mogli przewidywać nawet najwięksi pesymiści wśród fanów z Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. Nie przewidywał tego na pewno również Lopetegui, który taki start przypłacił utratą stanowiska. Wśród przyczyn takiego stanu rzeczy można doszukiwać się odejścia dwóch podstawowych stoperów – Julesa Kounde do Barcelony i Diego Carlosa do Aston Villi. Zastąpić mieli ich Nianzou i Marcao, ale to zdecydowanie nie ten rozmiar kapelusza – przynajmniej na razie. Finansowo letnie okienko transferowe spięło się na Ramon Sanchez Pizjuan znakomicie – bilans na plusie ponad 60 mln euro. Wyniki są jednak słabiutkie, a dziś poprawić nastroje będzie niezwykle ciężko. Sevilla i tak w ostatnich latach z rzadka urywała punkty Realowi.
Początek meczu na Bernabeu dziś o 21:00. Streamu można szukać w Unibet TV – wystarczy aktywne konto gracza.