Kolejna odsłona naszego cyklu przedstawiania przeciwników polskich drużyn w europejskich rozgrywkach będzie uboższa aż o połowę. Porażkę Pogoni Szczecin w dwumeczu z Gentem kalkulowaliśmy w ciemno, ale odpadnięcie Lecha Poznań ze słowackim Spartakiem Trnava przyjęliśmy z dużym zaskoczeniem. Na placu boju zostały Raków Częstochowa i Legia Warszawa. Obaj nasi reprezentanci zmierzą się z rywalami z Danii.
Rywalizacja polsko-duńska w rozgrywkach klubowych toczona jest od sezonu 1960/1961, kiedy to ówczesny Mistrz Polski, Legia Warszawa, przegrał dwumecz w rundzie wstępnej Pucharu Europy Mistrzów Krajowych z Aarhus GF (0:3, 1:0). Łącznie polskie drużyny mierzyły się z Duńczykami aż 35-krotnie. Bilans jest dość wyrównany – 14 wygranych, 8 remisów i 13 porażek naszych reprezentantów. Z szesnastu dotychczasowych rywalizacji tylko siedem razy udało się reprezentantom najwyższej klasy rozgrywkowej nad Wisłą awansować do kolejnej rundy. Ogólnie korzystny obraz burzy nam statystyka obejmująca wyłącznie mecze rozgrywane w XXI wieku. W historii najnowszej, w dwumeczach, których stawką był awans do kolejnej rundy lub fazy grupowej TYLKO Ruch Chorzów zdołał wyeliminować duńskiego rywala. W sezonie 2014/2015 „Niebiescy” w dramatycznych okolicznościach awansowali do IV rundy kwalifikacji do Ligi Europy dzięki lepszemu bilansowi goli strzelonych na wyjeździe przeciwko Esbjerg fB. Złotą bramkę na wagę awansu w piątej minucie doliczonego czasu gry rewanżowego spotkania w Danii strzelił niezawodny Łukasz Surma, żywa legenda chorzowskiej drużyny.
Po odprawieniu z kwitkiem cypryjskiego Arisu Limassol na piłkarzy Rakowa Częstochowa w decydującej batalii o Ligę Mistrzów czeka piętnastokrotny i aktualny mistrz Danii, FC Kopenhaga. W przypadku zespołu trenera Jacoba Neestrupa możemy mówić o hegemonii – aż 14 tytułów mistrzowskich kopenhaskie „Lwy” zdobyły w XXI wieku. Zespół z duńskiej stolicy to przeciwnik ograny w Europie. W ubiegłym sezonie rywalizował w fazie grupowej Champions League, gdzie trafił na przemocnych rywali: Borussię Dortmund, Sevillę i Manchester City. Mimo bolesnych porażek w meczach wyjazdowych, u siebie „Løverne” ugrali z utytułowanymi przeciwnikami trzy remisy. Wcześniej z powodzeniem rywalizowali w Lidze Europy i Lidze Konferencji Europy, gdzie dochodzili odpowiednio do 1/4 i 1/8 finału. W covidowym sezonie 2020/2021 Kopenhaga była rywalem Piasta Gliwice w III rundzie kwalifikacji do Ligi Europy. Wówczas rozgrywano tylko jeden mecz „o wszystko”. Na stadionie Parken w Kopenhadze gospodarze nie dali szans „Piastunkom” wygrywając 3:0. Katem gliwiczan był ich były zawodnik, Kamil Wilczek, który zanotował gola i asystę.
Drużyna trenera Neestrupa nie została mocno przemeblowana względem poprzedniej kampanii, w której zasmakowała przygody z Ligą Mistrzów. Bezdyskusyjnym numerem 1 w bramce jest Polak-rodak, Kamil Grabara, który w ubiegłym sezonie mógł liczyć na mocniejszą rywalizację ze znanym z występów w Brighton Matthew Ryanem. W ofensywie na pierwszy plan przebił się Jordan Larsson, syn słynnego Henrika Larssona. Latorośl utytułowanego napastnika nie robi jak dotychczas tak spektakularnej kariery jak ojciec, ale być może obecny sezon będzie dla wciąż stosunkowo młodego napastnika przełomowy. A wsparcie w ataku ma solidne. Zmiennikami Larssona są bowiem etatowy reprezentant Danii, obecnie kontuzjowany Andreas Corneliusen oraz inny szwedzki internacjonał, doświadczony Victor Claesson, którego dwa gole w dogrywce rewanżowego meczu III rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów ze Spartą Praga pozwoliły doprowadzić do zwycięskiej serii rzutów karnych.
Druga linia zespołu „Lwów” także nie ma się czego wstydzić. Mający za sobą grę w Premier League Mohammed Elyounoussi, wychowanek Benfiki Lizbona i reprezentant Portugalii Diogo Gonçalves oraz kapitan drużyny Rasmus Falk to motory napędowe tej formacji. Dużo słabiej, choć nie beznadziejnie sprawa wygląda w defensywie, która straciła wiele na swej jakości po kontuzji kolana Dawita Choczolawy, etatowego reprezentanta Gruzji. Zastępujący go Holender Kevin Diks do spółki ze Słowakiem Denisem Vavro popełniają sporo błędów nie będąc nawet atakowani przez rywala. Efektem tego Grabara miewa w bramce mnóstwo pracy, co dobitnie pokazał dwumecz z mistrzem Czech, zaś szczególnie rewanż w Pradze. We wtorkowy wieczór na ArcelorMittal Park w Sosnowcu drużyna Rakowa nie powinna zatem ograniczać się wyłącznie do niwelowania niewątpliwie poważnych atutów ofensywnych duńskiego rywala, ale spróbować także sprawdzić koncentrację i umiejętności formacji obronnej Kopenhagi. Korzystny wynik osiągnięty na „własnym” terenie byłby znakomitym kapitałem przed rewanżem na stadionie Parken, gdzie nawet futbolowym tuzom szło pod górkę.
Z kolei warszawska Legia w drodze do fazy grupowej Ligi Konferencji zmierzy się ze starymi znajomymi z FC Midtjylland. Skąd ta znajomość? Obie drużyny grały już ze sobą w sezonie 2015/2016, kiedy rywalizowały ze sobą w grupie D Ligi Europy. Warszawiacy nie wspominali zbyt miło tamtej kampanii. Zajęli wówczas ostatnie miejsce w grupie notując jedną wygraną i jeden remis w sześciu spotkaniach. Jedyne zwycięstwo Legii 1:0 miało miejsce właśnie w domowym starciu z Midtjylland i było jednocześnie rewanżem za wyjazdową porażkę 0:1 w Danii. Ostatnie trzy sezony to spory progres „Wilków” z miasta Herning. Regularna gra w fazach grupowych europejskich rozgrywek z pewnością procentuje, ale nie jest wykładnikiem sukcesu. Co prawda trzy lata temu „Ulvene” grali w Champions League, ale przygoda z elitą była bolesna – cztery kolejne porażki nie pozwoliły myśleć nawet o miejscu „lucky losera” spadającego do Ligi Europy. Remisy z Atalantą Bergamo oraz nie grającym już o nic Liverpoolem były otarciem łez. Dużo lepiej poszło w kolejnym sezonie, gdzie do awansu z grupy Ligi Europy zabrakło zwycięstwa w ostatniej kolejce nad Ludogorcem Razgrad. Trzecie miejsce dało grę w fazie play-off Ligi Konferencji, ale tam górą po rzutach karnych był PAOK Saloniki.
Ubiegłoroczna kampania Midtjylland to udział w legendarnej już grupie F Ligi Europy, w której ostatnia kolejka zadecydowała o awansie do dalszych gier Feyenoordu Rotterdam i duńskich „Wilków”. Zwycięstwa obu drużyn sprawiły, że wszystkie cztery zespoły w grupie skończyły zmagania z 8 punktami na koncie i o awansie decydował lepszy bilans bramek we wszystkich meczach grupowych. Duńczycy zajęli 2. miejsce i aby grać w fazie pucharowej musieli pokonać w fazie play-off Sporting Lizbona. W Portugalii padł remis 1:1, co dawało spory handicap w rewanżu na własnym stadionie. Jednak przed własną publicznością podopieczni hiszpańskiego trenera Alberta Capellasa zostali rozbici aż 0:4. Hiszpan miesiąc później pożegnał się z pracą, a funkcję szkoleniowca drużyny objął Thomas Thomasberg, który pracuje w Herning do dziś. Z poprzednich kampanii oraz rywalizacji z Legią w składzie Midtjylland pozostał jedynie Pione Sisto, który osiem lat temu brylował w fazie grupowej oraz pucharowym dwumeczu z Manchesterem United. Obecnie Sisto ani razu nie załapał się jeszcze do kadry meczowej.
Zespół trenera Thomasberga to typowa mieszanka rutyny z młodością. Na pierwszy plan rzucają się przede wszystkim nazwiska najbardziej doświadczonych graczy w zespole – bramkarza Jonasa Lössla, którego kibice Premier League mają prawo pamiętać z występów w barwach Huddersfield Town, a także były reprezentant Danii, prawy obrońca Henrik Dalsgaard, kapitan drużyny. Środek boiska muruje szwedzki duet: Kristoffer Olsson, etatowy reprezentant kadry „Trzech Koron” oraz młody-gniewny Armin Gigović. Ofensywa to przede wszystkim napastnik reprezentacji Korei Południowej, Gue-sung Cho, który w ostatniej ligowej kolejce zszedł z urazem już w 20. minucie spotkania i nie wiadomo czy będzie w stanie wystąpić w czwartkowym starciu przeciwko Legii. Jego miejsce może zająć 19-letni Franculino, pozyskany latem z młodzieżowej drużyny Benfiki Lizbona. Pochodzący z Gwinei Bissau napastnik błysnął talentem w rewanżowym starciu III rundy kwalifikacji do Ligi Konferencji przeciwko Omonii Nikozja, przed własną publicznością na MCH Arena w Herning, w którym zdobył hat-tricka. Bilans nastolatka w tym sezonie to 3 mecze i 4 gole zdobyte podczas 190 minut na boisku. Robi wrażenie.
Trudno jednoznacznie ocenić możliwości Midtjylland. Z jednej strony nieprawdopodobnie męczyli się już w II rundzie eliminacji z luksemburskim Progresem Niedercorn, awansując dopiero po dogrywce rewanżowego meczu w Luksemburgu. Z drugiej strony doskonale wykorzystali grę w przewadze w kolejnym dwumeczu i wypunktowali w rewanżu Omonię. Męczą się także w lidze, gdzie w pięciu meczach zanotowali już dwie porażki, w tym srogie bęcki 1:4 od Lyngby BK. Na drugim biegunie znajduje się z kolei rywal Rakowa. Kopenhaga z kompletem pięciu wygranych jest liderem duńskiej Superligaen, legitymując się najlepszą defensywą w całej stawce. Tyle statystyki, resztę zweryfikuje boisko. Trzymamy kciuki za reprezentantów Ekstraklasy. Hymn Ligi Mistrzów i Ligi Konferencji w Polsce? O człowieku, pewnie!