Skip to main content

Reprezentanci Ekstraklasy w komplecie awansowali do kolejnej rundy kwalifikacji do europejskich pucharów. Nie doszło do żadnej wpadki, dzięki czemu Polska coraz wyżej pnie się w rankingu krajowym UEFA. Poprzeczka jednak idzie w górę, a najtrudniejsze zadanie czeka szczecińską Pogoń. Poznajmy rywali polskich drużyn.

Klątwa Karabachu została zdjęta. Raków Częstochowa pozostaje w grze o fazę grupową Ligi Mistrzów, a losowanie było dla „Medalików” niezwykle łaskawe. Przeciwnikiem zespołu spod Jasnej Góry będzie Aris Limassol – niespodziewany mistrz Cypru, który był górą w starciu z białoruskim BATE Borysów, serwując kibicom prawdziwą strzelaninę. Dwumecz zakończył się dwoma wygranymi cypryjczyków w łącznym stosunku 11:5. Mistrzostwo kraju to największy sukces Arisu w historii klubu. Dotychczas w gablocie „Lekkiej Brygady”, jak nazywany jest zespół z portowego miasta na południowym wybrzeżu wyspy, wiatr hulał w najlepsze. Nikt bowiem nie przyznaje trofeów za udział w finale Pucharu Cypru w sezonie 1988/1989. Aris przez lata pozostawał w cieniu klubów z Nikozji – APOEL-u i Omonii, a także Anorthosisu Famagusta oraz miejscowych rywali – AEL-u i Apollonu Limassol, będąc drużyną, która była za silna na drugą ligę, a jednocześnie za słaba na cypryjską ekstraklasę. Wszystko zmieniło się z początkiem trzeciej dekady XXI wieku.

Wówczas właścicielem klubu został Władimir Fiodorow – białoruski „inwestor”, o którego biznesach nawet trudno powiedzieć, że są mętne. Po prostu nikt nie wie, czym tak naprawdę zajmuje się Fiodorow i skąd czerpie środki. Nie jest tajemnicą, że Cypr służy biznesmenom z krajów byłego Związku Radzieckiego jako pralnia pieniędzy, zatem niewykluczone, że Aris buduje swoją potęgę w nie do końca czysty sposób. Ale skoro są pieniądze, są także możliwości. W listopadzie ubiegłego roku na przedmieściach Limassol otworzony Alphamega Stadium – nieco ponad 10-tysięczny obiekt dla wszystkich klubów z miasta. Dzięki środkom Fiodorowa Aris skusił do pracy 35-letniego Aleksieja Szpileuskiego – Białorusina, który w 2018 roku został najmłodszym trenerem w historii ligi białoruskiej. Z usługami utalentowanego szkoleniowca łączono nie tak dawno Lecha Poznań i… Raków. Szpileuski, mimo dość krótkiego CV, pokazał w poprzednich klubach, że jest fachowcem wysokiej klasy. Zespół, który zbudował to wybuchowa mieszanka talentu i doświadczenia.

Kadra Arisu to prawdziwa wieża Babel, w której znajdziemy zawodników z 20 różnych krajów świata i trzech kontynentów. Nie brakuje tu młodych-gniewnych, dla których Cypr może być tylko przystankiem do dalszej kariery w Europie – środkowy obrońca Alex Moucketou-Moussounda i skrzydłowy Shavy Babicka z Gabonu, 20-letni napastnik Jaden Montnor z Holandii czy nasz Polak-rodak Karol Struski. Rozwijający się gracze wsparci są doświadczonymi zawodnikami. Bramkarz Vana Alves zbierał szlify w lidze portugalskiej, m.in. w FC Porto, Steeve Yago i Yannick Gomis legitymują się okazałym CV we francuskiej Ligue 1 i Ligue 2, a w rotacji ofensywnej pozostaje także kolejny z Polaków, Mariusz Stępiński. To właśnie ofensywa będzie najmocniejszą bronią CSypryjczyków, którzy nie wydają się być zespołem lepszym od Karabachu. Nie można jednak ich lekceważyć, pamiętając o starciu Wisły z APOEL-em czy Legii z Omonią. Pierwszy mecz Rakowa z Arisem już we wtorek.

Z kolei wyjątkowo w środę do gry wchodzi Pogoń Szczecin, przed którą największe wyzwanie. Rywalem „Portowców” będzie belgijski KAA Gent – mistrz kraju z sezonu 2014/2015 oraz czterokrotny zdobywca krajowego pucharu. Przeciwnik to nie łatwy o czym przekonały się Jagiellonia Białystok przed pięcioma laty oraz Raków dwa sezonu temu. W obu przypadkach mówiliśmy wówczas o niezłej grze w pierwszym i brutalnej weryfikacji w drugim spotkaniu. Belgowie w ostatnich dwóch sezonach znakomicie radzili sobie na europejskiej scenie. Najpierw dotarli do 1/8, a rok później do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy, gdzie ich marsz zatrzymał dopiero West Ham United, późniejszy triumfator rozgrywek. Przepiękna Gandawa we Flandrii Wschodniej, która swoją zabudową i licznymi kanałami przypomina nieco Amsterdam, to najczęściej odwiedzane przez turystów miasto w Belgii. Czy Pogoń dołączy do grona turystów?

Taki scenariusz nie jest wykluczony. Drużyna trenera Heina Vanhaezebroucka mimo zmian personalnych oparta jest na niemal tym samym kręgosłupie ofensywnym, znanym z dwumeczu z Rakowem. W środku wciąż dyrygują weteran Sven Kums oraz doświadczeni Julien de Sart i Duńczyk Andrew Hjulsager. Marokański napastnik Tarik Tissoudali wciąż gnębi defensywy przeciwników, choć ostatnio jest w cieniu króla strzelców ligi belgijskiej w barwach Gent – Hugo Cuypersa oraz rewelację rundy wiosennej, Nigeryjczyka Gifta Orbana, który znajduje się na celowniku angielskich drużyn i niewykluczone, że może nie dotrwać do meczu z Pogonią. W obronie z pewnością zobaczymy Jordana Torunarighę, który przez kilka ostatnich lat z powodzeniem bronił barw Herthy Berlin. Belgowie swobodnie przechodzą z jednego ustawienia w drugie, grając z powodzeniem zarówno w trójce, jak i czwórką obrońców. Stadion Gent, 20-tysięczna Ghelamco Arena, jest jednym z najnowocześniejszych obiektów w całej Belgii i wydaje być się idealnie skrojonym na potrzeby klubu. „Portowcy” będą musieli wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, aby odprawić wymagającego rywala.

W czwartkowy wieczór jako pierwszy pucharowe zmagania rozpocznie poznański Lech. Dzięki ubiegłorocznym sukcesom poznaniacy byli rozstawieni w niezwykle łaskawym dla nich losowaniu. Słowacki Spartak Trnava przed starciem z „Kolejorzem” musiał najpierw uporać się z łotewską Audę. Słowacy dopiero w rewanżu załatwili sprawę. Ośmiokrotni zdobywcy Pucharu Słowacji tylko raz w historii, w sezonie 2017/2018, świętowali mistrzostwo swojego kraju. Zespół z zachodniej Słowacji już dwukrotnie mierzył się z polskimi drużynami. Dwumecz z Legią jest doskonale pamiętany po pierwsze z malowanej na zielono trawy, która dokumentnie pobrudziła stroje piłkarzy obu drużyn, po drugie z kompromitującej porażki „Wojskowych” z niezbyt wymagającym wówczas przeciwnikiem. O sile Spartaka świadczy ubiegłoroczne starcie z Rakowem, który bez straty gola dwukrotnie pokonał Słowaków.

Patrząc w kadrę drużyny z Trnavy można doznać flashbacków z Ekstraklasy. Gdzie nie spojrzeć człowiek z przeszłością w naszej lidze, zaczynając choćby od trenera Michala Gašparika (niegdyś Górnik Zabrze). W całej kadrze jest aż 8 graczy, którzy występowali w klubach znad Wisły. Jednak to nie oni stanowią o sile Spartaka. Kręgosłup stanowią Lukaš Štetina, obrońca z doświadczeniem w czeskiej Sparcie Praga, Roman Prochazka, który doświadczył Ligi Mistrzów w barwach Viktorii Pilzno oraz pozyskany z Austrii Wiedeń Marco Djuricin, doświadczony austriacki napastnik, który liznął Bundesligi w Hercie, a w barwach Red Bulla Salzburg uczestniczył w rozgrywkach Ligi Europy. Uwagę przykuje z pewnością 19-tysięczny Štadión Antona Malatinského – drugi, po słowackim stadionie narodowym, największy i najnowocześniejszy obiekt w kraju. Skład słowackiej drużyny nie rzuca na kolana, dlatego awans Lecha do kolejnej rundy powinien być formalnością.

Ostatnim akcentem czwartkowego wieczoru będzie spotkanie Legii Warszawa z doskonale znanym polskim klubom rywalem, Austrią Wiedeń. Już po raz siódmy „Fiołki” będą rywalem polskiej drużyny w europejskich pucharach, a z Legią zagrają po raz trzeci w historii. Ta dla „Wojskowych” nie jest zbyt szczęśliwa, bowiem w dwóch poprzednich rywalizacjach górą byli zawodnicy austriackiej drużyny. Bilans Legii to jeden remis i trzy porażki, stosunek bramek w tych meczach to 2:6. Mówimy o dość zamierzchłych czasach, bowiem ostatni raz oba zespoły spotkały się ponad 15 lat temu. Bardziej świeżą historią starć Austrii z naszymi reprezentantami jest ubiegłoroczna rywalizacja w grupie Ligi Konferencji Europy z Lechem. Poznaniacy wówczas zremisowali w Wiedniu i wygrali 4:1 na własnym stadionie. Wiedeńczycy nie są wygodnym rywalem, ale w ostatnich dniach znacznie osłabili się.

Drużyna trenera Michaela Wimmera nie posiada w składzie gwiazd, ani zawodników z doświadczeniem w lepszych od austriackiej ligach. Kilka dni temu zespół opuścił najlepszy strzelec ubiegłego sezonu, Haris Tabaković. Doświadczony Szwajcar, który w poprzednich rozgrywkach strzelił dla Austrii 18 goli, wybrał grę dla Schalke 04 Gelsenkirchen z 2. Bundesligi. To też wiele mówi o prestiżu austriackiej ekstraklasy. Do najważniejszych graczy „Fiołków” należą obecnie stoper Reinhold Ranftl, ofensywni pomocnicy Dominik Fitz i Manfred Fischer oraz prawoskrzydłowy Andreas Gruber, na którym pod nieobecność Tabakovicia będzie spoczywała odpowiedzialność za zdobycz bramkową. W drodze do 3. rundy kwalifikacji do Ligi Konferencji Austria nie bez kłopotów pokonała bośniacki Borac Banja Luka. Z kolei w rozgrywkach ligowych wiedeński zespół zanotował falstart, przegrywając na Generali Arena (domowy obiekt Austrii) ze Sturmem Graz 0:3. Wiele wskazuje na to, że Austriacy są w zasięgu Legii, która musi potwierdzić to na murawie.

W poniedziałkowym losowaniu poznaliśmy potencjalnych rywali polskich drużyn w przypadku awansu do ostatniej rundy kwalifikacyjnej. Do pary Raków – Aris została dolosowany zwycięzca dwumeczu FC København – Sparta Praga, zaś w przypadku niepowodzenia częstochowianie zagrają w IV rundzie kwalifikacji do Ligi Europy z przegranym z pary Slovan Bratysława – Maccabi Hajfa. Lech po ewentualnym awansie zmierzy się z przegranym dwumeczu o LE Slavia Praga – Dnipro-1, Legii lub Austrii dolosowano zwycięzcę pary Omonia Nikozja – FC Midtjylland, natomiast ewentualne zwycięstwo Pogoni nad Gentem umożliwi grę z lepszą drużyną z duetu Dila Gori – APOEL Nikozja. Czysto teoretycznie było to względnie udane losowanie, natomiast na tym etapie rozgrywek nie można lekceważyć żadnego przeciwnika. Stawką będą duże pieniądze, prestiż oraz punkty do rankingu UEFA. Czekajcie na nasz kolejny tekst o rywalach w kolejnej rundzie. Oby w komplecie.

Related Articles