Skip to main content

Drugim z rywali biało-czerwonych w fazie grupowej Mistrzostw Europy w Niemczech będzie reprezentacja Austrii. Mimo, że historycznie nasza kadra ma z Austriakami korzystny bilans spotkań, pewność siebie, jaka bije od selekcjonera Ralfa Rangnicka, każe naprawdę poważnie spojrzeć na „Das Team” przed rozpoczęciem meczu w Berlinie.

Przeciętny kibic futbolu na hasło „Austria” raczej nie trzęsie nogami ze strachu. I słusznie, bowiem Austriacy futbolową potęgą byli bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze przed II wojną światową. To właśnie światowy konflikt zbrojny jest w tej historii kluczowy. Piłka nożna trafiła do ojczyzny sznycla na początku XX wieku, kiedy kraj jako Austro-Węgry zarządzany był przez cesarza Franciszka Józefa. W latach 30. austriacka kadra należała do światowej czołówki, wiedeńskie drużyny – Austria i żydowski Hakoah – dominowały w towarzyskich meczach międzypaństwowych. W 1934 roku „Wunderteam”, jak została nazwana reprezentacji Austrii, jechał na mistrzostwa świata jako faworyt do końcowego triumfu. Drużyna trenera Hugo Meisla z genialnym Matthiasem Sindelarem przegrała jednak w deszczowym półfinale 0:1 z późniejszymi mistrzami Włochami, a w spotkaniu o 3. miejsce uległa 2:3 Niemcom.

Na kolejny mundial, mimo uzyskanego awansu, Austriacy już nie pojechali. W marcu 1938 roku nazistowska III Rzesza dokonała Anschlussu Austrii. Żydzi w ogóle stracili możliwość uprawiania sportu, a wielu z nich straciło później życie w obozach koncentracyjnych m.in. kapitan Hakoahu Max Scheuer. Reprezentanci mogli zostać włączeni do drużyny niemieckiej, ale nie wszyscy. Osobnym przypadkiem był z kolei Sindelar, który odmówił gry dla nazistów. Kilkanaście miesięcy później już nie żył, a przyczyny jego śmierci nie zostały wyjaśnione do dzisiaj. Oficjalna wersja mówi o zatruciu tlenkiem węgla, natomiast istnieje również wersja o zemście nazistów, dla których odmowa Sindelara i jego piłkarski „manifest” w ostatnim przedwojennym meczu reprezentacji Austrii z III Rzeszą były zniewagą ogromnego kalibru i upokorzeniem dla samego Adolfa Hitlera.

Powojenna historia kadry Austrii przeplatana jest lepszymi i gorszymi okresami. Podczas mundialu w 1954 roku Austriacy zajęli 3. miejsce wygrywając z Urugwajem 3:1. Gwiazdami tamtej drużyny i tamtego turnieju byli obrońcy Gerhard Hanappi i Ernst Happel, a także napastnik Erich Probst, wicekról strzelców. Cztery lata później Austria była jedną z najsłabszych drużyn mistrzostw świata. Na kolejny występ w światowym czempionacie Austriacy czekali 20 lat. Na turniejach w Argentynie i Hiszpanii zdołali osiągnąć drugą rundę, czyli poziom obecnego ćwierćfinału. Ówczesna kadra opierała się na talencie Herberta Prohaski, Hansa Krankla i Bruno Pezzeya. Austria zagrała jeszcze na mundialach w 1990 i 1998 roku, ale zespół z Tonim Polsterem i Andreasem Herzogiem nie potrafił wyjść z grupy.

Na EURO Austriacy radzili sobie słabo. Zadebiutowali dopiero jako gospodarz w 2008 roku. Łącznie zanotowali cztery czempionaty Starego Kontynentu, a najlepszym występem był ten z 2021 roku, gdy dotarli do 1/8 finału, przegrywając po dogrywce 1:2 z Włochami, późniejszymi mistrzami Europy. Czy na turnieju w Niemczech może być lepiej? Na papierze wydaje się, że Austria razem z Polską stoczy na Stadionie Olimpijskim w Berlinie bój o zajęcie 3. miejsca w grupie i ewentualny awans do dalszych gier (cztery z sześciu drużyn z trzecich miejsc awansuje do 1/8 finału). Bilans Austriaków z biało-czerwonymi nie jest dla nich korzystny – nie wygrali od 1994 roku, notując w tym czasie 2 remisy i 3 porażki. Jak zatem stoją ich szansę podczas nadchodzącej imprezy?

Trudno jednoznacznie to ocenić. Z jednej strony „Das Team” wreszcie ma trenera, który uwolnił możliwości swoich piłkarzy. Ojciec chrzestny gegenpressingu, Ralf Rangnick, bo o nim mowa, zupełnie odmienił oblicze drużyny narodowej Austrii. Z nudnego zespołu, murującego dostęp do bramki i liczącego, że z przodu może coś wpadnie, nowy selekcjoner zbudował atrakcyjnie i widowiskowo grający kolektyw. Poprzeczka już w pierwszym meczu była zawieszona bardzo wysoko – Austria mierzyła się w Osijeku z ówczesnymi wicemistrzami świata, Chorwacją. Austriacy wyszli na boisko odpowiednio nastawieni, we właściwym składzie i ustawieniu. W efekcie sensacyjnie wygrali 3:0. Później nie było już tak kolorowo, ale kadra kupiła swoich kibiców efektowną grą i pojedynczymi sukcesami jak remisem z Francją czy towarzyską wygraną z Włochami.

W eliminacjach do EURO Austria trafiła do grupy z Belgią, Szwecją, Azerbejdżanem i Estonią. Punkty stracili jedynie z Belgią, remisując na wyjeździe i przegrywając w Wiedniu 2:3, ale w końcu przy pełnych trybunach. Pozostałe mecze wygrali w cuglach i awansowali do turnieju głównego z bezpiecznej, drugiej pozycji. Od październikowej porażki z Belgami Austriacy notują passę sześciu zwycięstw i jednego remisu (w minioną sobotę 1:1 ze Szwajcarią). Na rozkładzie ekipy Rangnicka są m.in. Niemcy (2:0), Turcy (6:1!) czy Serbowie (2:1). Wygląda na to, że mimo problemów kadrowych – o tym za chwilę – Austria utrzymuje wysoką dyspozycję przed imprezą docelową, która startuje już za kilka dni.

Nie będzie to jednak optymalne zestawienie Austriaków. „Das Team” będzie musiał radzić sobie bez kilku kontuzjowanych zawodników: kapitana drużyny Davida Alaby (Real Madryt), a także Xavera Schlagera (RB Lipsk) i Sašy Kalajdžicia (Eintracht Frankfurt). To spore osłabienie, bo cała trójka była zwykle pierwszym wyborem Rangnicka przy ustalaniu wyjściowej jedenastki. Miejsce Alaby spróbuje z powodzeniem zająć Phillip Mwene (Mainz), natomiast lukę po Schagerze mają wypełnić Florian Grillitsch (Hoffenheim) lub Nicolas Seiwald (RB Lipsk). Kalajdžić, który zwykle był jokerem w talii Rangnicka powinien być zastępowany Andreasem Weimannem (West Bromwich Albion) lub Patrickiem Wimmerem (Wolfsburg).

No dobrze, ale kim tak naprawdę będą straszyć Austriacy? Głównie doświadczonymi zawodnikami. Na szpicy z pewnością zobaczymy Michaela Gregoritscha z Freiburga, który dla kadry strzelił 15 goli. W rotacji powinien znaleźć się również nieśmiertelny Marko Arnautović. 35-letniego napastnika Interu Mediolan dzieli już tylko 8 bramek od wyrównania rekordu Toniego Polstera. Odpowiedzialność za skuteczność w ofensywie spocznie również na barkach Marcela Sabitzera (Borussia Dortmund), któremu pod nieobecność Alaby Rangnick powierzył kapitańską opaskę, a także Christopha Baumgartnera (RB Lipsk), który w reprezentacji strzela gola średnio raz na trzy spotkania.

W Austrii trwa atmosfera entuzjazmu i oczekiwania. Sam Rangnick nakręcił kibiców stwierdzając, że nie czują się gorsi od Polski i chcą zrobić wszystko, aby kolektywnie grający zespół awansował do fazy pucharowej mistrzostw Europy. Mecz nr 2 w Berlinie prawdopodobnie będzie w tej kwestii kluczowy.

Related Articles