Do startu Mistrzostw Świata w Katarze pozostał mniej niż miesiąc. Rozpoczynamy więc serię tekstów przedstawiających grupowych rywali biało-czerwonych. Zachowamy kolejność zgodnie z terminarzem i na początek poznajmy wicemistrza strefy CONCACAF – reprezentację Meksyku.
Oficjalna nazwa tego kraju to Estados Unidos Mexicanos, czyli Meksykańskie Stany Zjednoczone. To w pewnym sensie zabawne, biorąc pod uwagę historyczne zaszłości pomiędzy Meksykiem i USA. Szacuje się, że od początku lat 70. do połowy lat 80. granicę ze Stanami Zjednoczonymi przekroczyło nielegalnie 4-8 milinów Meksykanów. Potomkowie meksykańskich Indian – Azteków, oraz hiszpańskich konkwistadorów, oficjalnie jako niepodległe państwo funkcjonują stosunkowo krótko, bowiem dopiero w ubiegłym roku obchodzili 200. rocznicę uzyskania niepodległości. Traktat pokojowy po dziesięcioletniej wojnie domowej, uznający niepodległość Meksyku, został podpisany 21 sierpnia 1821 roku w mieście Cordoba, ale Meksykanie silnie utożsamiają się z prekolumbijskimi cywilizacjami indiańskimi, żyjącymi w Ameryce Środkowej od początku naszej ery. Od lat 30. ubiegłego wieku indigenismo, czyli duma z dorobku dawnych kultur indiańskich jest jednym z głównych motywów sztuki meksykańskiej.
Indianie zresztą w dalszym ciągu stanowią niemal 1/3 populacji Meksyku. Ponad połowa społeczeństwa to Metysi, czyli ludzie mający część indiańskiej krwi. Mimo plemiennego rodowodu Meksykanie są głęboko wierzącą nacją, a znajdująca się w stolicy Bazylika Matki Bożej z Guadalupe jest uznawana za najczęściej odwiedzane sanktuarium maryjne na świecie. Jednocześnie społeczeństwo meksykańskie zmaga się z problemami przeludnienia, rozwarstwienia społecznego i wysokim poziomem przestępczości. Być może powyższe powody są składową wielu elementów, które przyczyniają się do olbrzymiej popularności piłki nożnej w Meksyku. Meksykanie żyją futbolem na całego, żywiołowo dopingują nie tylko swoją reprezentację, która jest dla nich skarbem narodowym, ale także mocno angażują się we wspieranie klubów w krajowych rozgrywkach – frekwencja na stadionach w Meksyku plasuje ligę na 4. miejscu na świecie za Bundesligą, Premier League i La Liga. Liga BBVA MX, czyli najwyższa klasa rozgrywkowa w Meksyku jest świetnie opłacana, dzięki ogromnym pieniądzom pompowanym głównie przez wielkie stacje telewizyjne. Dość powiedzieć, że to właśnie Meksyk będzie pierwszym krajem w historii, który w 2026, do spółki z USA i Kanadą, zorganizuje mundial po raz trzeci!
Wszyscy znamy produkty związane z Meksykiem – tortilla, salsa, guacamole, tequilla. Ale to reprezentacja jest dla Meksykanów najwyższym dobrem narodowym, wywołującym skrajne emocje, mimo niezbyt okazałej gabloty z trofeami. O ile na kontynencie „El Tri”, czyli „Trójkolorowi” (od trzech kolorów na fladze Meksyku) nie mają sobie równych – 11 zwycięstw w Mistrzostwach i Złotym Pucharze CONCACAF – to na poziomie globu nie było tak kolorowo. Po stronie największych sukcesów należy zapisać Meksykanom medale olimpijskie: złoty z Londynu w 2012 roku i brązowy z Tokio w 2021 roku, oraz mistrzostwo świata do lat 17 zdobyte w Peru w 2005 roku. Z kolei najlepszym wynikiem seniorskiej drużyny narodowej były dwa ćwierćfinały mundiali rozgrywanych na własnym terenie w 1970 i 1986 roku. Meksyk jest dość regularnym uczestnikiem batalii o mistrzostwo świata. Z 22 turniejów nie wziął udziału zaledwie cztery razy. Od 1986 roku kwalifikował się do każdego kolejnego czempionatu (w 1990 roku Meksykanie zostali wykluczeni z powodu udziału nieuprawnionych zawodników w reprezentacji młodzieżowej – red.), zaś od 1994 roku w każdym z turniejów meldował się w 1/8 finału. Bez sukcesów, ale stabilnie.
Historia reprezentacji Meksyku związana jest z kilkoma uznanymi nazwiskami. Niestety o żadnej z historycznych meksykańskich kadr nie można mówić w kategoriach mitu założycielskiego. Najbliżej sukcesu była ekipa prowadzona przez legendarnego trenera Velibora „Borę” Milutinovicia. Serb, dysponując ówczesną gwiazdą Realu Madryt, Hugo Sanchezem, oraz jednym z najlepszych meksykańskich piłkarzy przełomu lat 70. i 80. Tomasem Boyem, którego mianował kapitanem właśnie kosztem Sancheza, poprowadził Meksykanów bez porażki przez fazę grupową. Wygrana na inaugurację 2:1 z Belgią, późniejszą czwartą drużyną tego turnieju, remis 1:1 z Paragwajem i wreszcie wygrana 1:0 z Irakiem, zapewniły „El Tri” pierwszej miejsce w grupie B. Po odprawieniu z kwitkiem Bułgarii w stosunku 2:0, przed kadrą Meksyku otworzyła się szansa medalowa. W ćwierćfinale trafili na zespół RFN, prowadzony przez legendarnego Franza Beckenbauera, który mimo wielu gwiazd w składzie, takich jak Karl-Heinz Rummenigge, Rudi Völler, Lothar Matthäus czy Andreas Bremhe, nieprawdopodobnie męczył na turnieju siebie i widzów. W grupie przegrali z Danią, wyszarpali remis z Urugwajem i wygraną ze Szkotami, zaś w drugiej rundzie w samej końcówce przepchnęli zwycięstwo 1:0 z Maroko.
Gdy w 65 minucie ćwierćfinału Thomas Berthold wyleciał z boiska z czerwoną kartką po uderzeniu w twarz Fernando Quirarte, wydawało się, że Meksykanie mają wszystko w swoich rękach i nogach. Chwilę później na boisku pojawił się Francisco Javier Cruz i w drugim kontakcie z piłka umieścił ją w niemieckiej bramce. Niestety, sędzia Jesus Diaz z Kolumbii wcześniej odgwizdał przewinienie jednego z Meksykanów. „El Tri” nie potrafili znaleźć sposobu na świetnie dysponowanego Haralda „Toniego” Schumachera ani w regulaminowym czasie, ani w dogrywce, podczas której siły wyrównały się po drugiej żółtej kartce dla Javiera Aguirre. Bohaterem serii „jedenastek” był Schumacher, który rzucał się tylko w prawą stronę, wyczuwając intencje dwóch strzelców meksykańskiego zespołu: Quirarte i Raula Servina. Niemcy byli bezbłędni i to oni awansowali do półfinału, kończąc turniej na 2. miejscu, po finałowej porażce z Argentyną Diego Maradony.
Sukcesy na arenie międzynarodowej ominęły kolejne utalentowane pokolenia meksykańskich zawodników. Jorge Campos, Claudio Suarez, Cauhtemoc Blanco, Luis Hernandez, Rafael Marquez, Giovani dos Santos, Oribe Peralta czy Javier „Chicharito” Hernandez błyszczeli na mistrzowskich turniejach, ale druga runda od ponad dwóch dekad jest przekleństwem Meksyku. Historia tego ostatniego jest o tyle ciekawa, że mundial w Katarze ominie go z pozasportowych przyczyn. Mający za sobą znakomity sezon w MLS „Chicharito” został wyrzucony z kadry w 2019 roku przez obecnego selekcjonera Gerardo „Tatę” Martino za udział w nocnej imprezie, z której zdjęcia wyciekły do internetu. Hernandez, który z 18 golami w tym roku był jednym z najlepszych strzelców amerykańskiej ligi, jest jednocześnie najlepszym strzelcem w historii reprezentacji Meksyku (52 gole). W reprezentacji grali także jego ojciec, również Javier, oraz dziadek Tomas Balcazar. Wszyscy trzej zagrali na Mistrzostwach Świata, a dziadek i wnuk strzelili na nich gola będąc w tym samym wieku, mając 22 lata.
Sam Martino przejął reprezentację Meksyku w styczniu 2019 roku. Po Mistrzostwach Świata w Rosji jeszcze w lipcu z pracą pożegnał się Juan Carlos Osorio i przez niemal pół roku na stanowisku selekcjonera był wakat. Po zatrudnieniu Argentyńczyka przez meksykańską federację, ten szybko zaczął swoje porządki. Oprócz „Chicharito” z kadrą pożegnał się także Carlos Vela, ale nie przeszkodziło to reprezentacji w osiągnięciu pierwszego sukcesu pod wodzą nowego trenera. Zwycięstwo nad odwiecznym rywalem z USA w finale Złotego Pucharu CONCACAF smakowało wspaniale. Łaska meksykańskiego kibica jeździ jednak na pstrym koniu. O wspomnianych wcześniej skrajnych emocjach, które targają sympatykami „El Tri” argentyński selekcjoner przekonał się dwa lata później. Porażki z Amerykanami w finale Gold Cup i Lidze Narodów CONCACAF sprawiły, że notowania Martino mocno spadły. Nastroje poprawiły tegoroczne wyniki w końcówce eliminacji do katarskich mistrzostw.
Eliminacji, które pierwszy raz od wielu lat były niezwykle zacięte. Liderów tabeli, Kanadę i Meksyk, od 4. miejsca Kostaryki, które gwarantowało jedynie baraże o mundial, dzieliły jedynie 3 punkty. Meksykanie awansowali bez większych kłopotów, lecz nie rzucili swoją grą, a przede wszystkim skutecznością, na kolana. Najlepszy strzelec kadry, Raul Jimenez, uzbierał raptem 3 gole. Kilka dni temu Gerardo Martino przedstawił 31-osobową kadrę, która przed startem turnieju zostanie uszczuplona o 5 nazwisk. Niespodzianek nie było, bo i być nie mogło, choć na liście powołanych znajdujemy dwóch kontuzjowanych graczy: wspomnianego Jimeneza z Wolverhampton oraz Jesusa Coronę z Sevilli. Obaj do samego końca będą walczyć o powrót do pełni zdrowia i wyjazd do Kataru. Niewykluczone, że z uwagi na ich doświadczenie, Martino zdecyduje się zabrać ich na Bliski Wschód, nawet kosztem udziału w późniejszej fazie turnieju.
Meksykańskie media, choć rozgrzane turniejem jak co 4 lata, nie ukrywają, że z pewną obawą patrzą na swoją reprezentację. W ocenie wielu jest to najsłabszy zespól od wielu lat. Część tak zwanej „starej gwardii” powoli przechodzi na „drugą stronę rzeki”, a młodszym następcom zwyczajnie brakuje jeszcze jakości jaką prezentowali poprzednicy. Dla kilku z weteranów takich jak Guilhermo Ochoa (Club America), Andres Guardado (Real Betis) czy Hector Moreno (CF Monterrey) będzie to ostatni światowy czempionat. Czy jest się czego bać? Historia spotkań Biało-Czerwonych z reprezentacją Meksyku jest dosyć wyrównana. Trzy wygrane Polaków, dwa remisy i trzy zwycięstwa Meksykanów z niekorzystnym dla nas bilansem bramkowym 9:13. Nie wygraliśmy żadnego z pięciu ostatnich meczów przeciwko „El Tri”, ale ostatnie zwycięstwo nad potomkami Azteków odnieśliśmy właśnie na Mistrzostwach Świata. W Argentynie w 1978 roku po dwóch golach Zbigniewa Bońka i bramce Kazimierza Deyny reprezentacja Polski prowadzona przez Jacka Gmocha wygrała 3:1. Życzymy sobie podobnego sukcesu 22 listopada w Dosze.
Mecze Meksykanów zawsze były interesujące. Jeśli z boiska akurat wiało nudą to emocje gwarantowali żywiołowo dopingujący meksykańscy kibice, którzy od kilkunastu lat wykonują niesławny okrzyk „eeeh puto!” (jest to wulgarny termin oznaczający w meksykańskiej odmianie języka hiszpańskiego męską prostytutkę) podczas wykonywania rzutu od bramki, czyli tzw. „piątki” przez golkipera drużyny przeciwnej. Fani z Meksyku nie przejmują się krytyką ani ze strony FIFA, która z tego tytułu eskaluje kary dla federacji, ani ze strony organizacji Football Against Racism, argumentując ją jako tradycyjnie używaną. Cóż, nie tylko niskie ligi polskie mają swój folklor. Warto śledzić spotkania reprezentacji Meksyku podczas nadchodzącego mundialu.