Skip to main content

Dziś w nocy rozpoczyna się kolejny sezon MLS. Będzie to pierwszy pełny sezon z udziałem Leo Messiego. Jego Inter Miami inauguruje rozgrywki meczem Real Salt Lake City. Co istotniejsze – ekipa z Florydy jest głównym faworytem do wygrania rozgrywek, a sam Argentyńczyk najmocniejszym kandydatem do zdobycia korony króla strzelców. Pora na amerykański futbol. Nie mylić z „futbol amerykański”.

Messi w swojej karierze wygrał prawie wszystko. Ktoś zaraz głupio zażartuje, że przecież nie wygrał Pucharu Polski, ale z rozgrywek, w których kiedykolwiek wystąpił w seniorskiej karierze, nie wygrał jedynie Pucharu Francji oraz dwóch rozgrywek w Stanach – MLS i US Open Cup.

Przypomnijmy, że Argentyńczyk dołączył do Interu Miami latem ubiegłego roku. Niemal na „dzień dobry” wygrał rozgrywki Leagues Cup, strzelając bramki we wszystkich meczach. Potem zaliczył też dwie asysty w półfinale innego pucharu – US Open Cup. We wrześniowym finale kontuzjowany Messi nie zagrał, a jego Inter przegrał z Houston Dynamo. O sukcesie w MLS nie było mowy – gdy Leo przychodził do klubu z Florydy, Inter zajmował ostatnie miejsce w tabeli. Strat nie udało się nadrobić i zespół z Miami nie zagrał w playoffach.

Teraz jednak realia są zupełnie inne. Nie trzeba odrabiać żadnych strat, a za Argentyńczykiem do Miami trafili tacy piłkarze jak Jordi Alba, Sergio Busquets i ostatnio Luis Suarez. Messi ma więc u swego boku już trzech dobrych kumpli, a czwartego próbuje namówić – ostatnio Neymar wyjawił, że Leo zapraszał go do wspólnej gry w Interze Miami. Póki co kontuzjowany Brazylijczyk pozostaje zawodnikiem Al-Hilal, ale i bez niego atak Interu musi budzić postrach rywali w MLS – Suarez i Messi, choć obaj są już bliżej 40-tki niż 30-tki, to może być śmiercionośna siła w realiach Major Soccer League.

Nie ma co kryć – na chwilę obecną cztery największe gwiazdy MLS to właśnie wspomniana czwórka byłych piłkarzy Barcelony, obecnie w barwach Interu Miami. Dziś najbardziej oczywistym pozaeuropejskim kierunkiem dla gwiazd futbolu stała się Arabia Saudyjska. W MLS próżno więc szukać topowych piłkarzy. Wystarczy spojrzeć na przedsezonowe transfery. Chyba najciekawszym jest Emil Forsberg. Szwed przeszedł z RB Lipsk do innego klubu ze stajni słynnego napoju energetycznego – New York Red Bulls. 32-latka przeciętnemu kibicowi przedstawiać nie trzeba. Pamiętamy go zresztą doskonale z meczu Polska – Szwecja na Euro 2020.

Z kolei Hugo Lloris opuścił Tottenham i zasilił szeregi wicemistrzów ligi, Los Angeles FC. Francuz najlepsze lata swojej kariery ma już za sobą, ale 37-letni bramkarz to jeszcze nie emeryt i w MLS może śmiało być wyróżniającą się postacią.

Jakie interesujące nazwiska, poza Suarezem, Forsbergiem i Llorisem, trafiły zimą do MLS? Można wspomnieć jeszcze Luisa Muriela, który opuścił Atalantę Bergamo i trafił do Orlando City. Można też przywołać Zacka Steffena, który nie będzie już rezerwowym bramkarzem w Man City, bo przeniósł się do Colorado Rapids. Można napomknąć o Petarze Musie – reprezentant Chorwacji opuścił Benficę i trafił do FC Dallas. Z uwagą śledzić będziemy też Hugo Cuypersa, bo Chicago Fire zapłaciło za belgijskiego napastnika Gent aż 12 grubych baniek.

Generalnie to jednak bilans „zysków” klubów MLS wygląda bardzo mizernie. A przecież już w zeszłym sezonie ciężko było o wymienienie choćby kilku gwiazd, nie licząc oczywiście byłych graczy Blaugrany, którzy ławą zasilili szeregu Interu.

Oczywiście, nie możemy nie wspomnieć o Bartoszu Sliszu. Pomocnik Legii Warszawa wybrał ofertę Atlanty United, która wydała na niego ponad 3 mln euro. Czy będzie to szczyt możliwości Slisza czy raczej przystanek w karierze, która może się rozwinąć? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że Slisz nie spotka się na amerykańskich boiskach z Luquinhasem. Były gracz Legii odszedł z New York Red Bulls do brazylijskiej Fortalezy.

Do MLS trafiło za to dwóch innych graczy z Ekstraklasy – Henrich Ravas z Widzewa przeszedł do New England Revolution, a Alexandros Katranis z Piasta do Real Salt Lake City. W przedsezonowych meczach Atlantic Cup Katranis przesiadywał na ławce rezerwowych. Gdyby jednak zyskał uznanie w oczach trenera i dziś w nocy zagrał w podstawowej jedenastce, jego rolą będzie powstrzymywanie szarż Messiego czy Suareza. Co ciekawe, ostatni mecz, w jakim Katranis zagrał, to grudniowe starcie Pucharu Polski z Cariną Gubin. Jednego dnia grasz przeciwko Carinie Gubin, dwa miesiące później możesz zagrać przeciwko najlepszemu piłkarzowi w historii futbolu.

Wspomnieliśmy o Sliszu, ale kolonia Polaków w MLS znacząco się skurczyła. Z Charlotte FC odeszła cała trójka biało-czerwonych – Karol Świderski do Hellas Verona, Kamil Jóźwiak do Granady, a Jan Sobociński do PAS Giannina. To nie koniec exodusu biało-czerwonych. Kacper Przybyłko przeszedł z Chicago Fire do FC Lugano, a Jarosław Niezgoda opuścił szeregi Portland Timbers. Póki co nie ma on nowego klubu, ale sam podkreślał, że nie wyklucza przyjęcia innej oferty z MLS, pod warunkiem, że taka się pojawi na stole.

Kto pozostał? Mateusz Klich w DC United, Sebastian Kowalczyk w Houston Dynamo i Mateusz Bogusz w Los Angeles FC. Do tego jest jeszcze Mikołaj Biegański, który tej zimy został wypożyczony z Wisły Kraków do San Jose Earthquakes. Wbrew nazwie klubu, ten transfer trudno jednak określić mianem trzęsienia ziemi.

Tytułu mistrzowskiego bronić będzie Columbus Crew, które w ubiegłorocznym finale pokonało Los Angeles FC 2:1. Obie ekipy w swoich konferencjach zajmowały 3. miejsca. Columbus i Los Angeles są przez bukmacherów uznawani za faworytów nr 2 i 3 w tym sezonie, jednak kursy wyraźnie wskazują na Inter. Na sukcesie teamu z Florydy nie zarobimy nawet czterokrotności wkładu, podobnie jak na koronie króla strzelców dla Messiego.

O niewysokim poziomie MLS najlepiej niech świadczy lista najlepszych snajperów sezonu 2023. Królem został Denis Bouanga. Mówi to państwu coś? Zapewne nie. Gabończyk ma 29 lat, a jego pikiem europejskiej kariery były występy w Saint-Etienne, gdzie w 97 meczach zdobył 26 bramek. Za plecami Bouangi w sezonie 2023 znaleźli się Luciano Acosta, Georgios Giakoumakis, Cucho Hernandez czy Hany Mukhtar. W poważnej piłce to kompletnie anonimowe postaci, może z wyjątkiem Hernandeza, który liznął trochę grania na poziomie La Liga i Premier League.

To jednak nie brak wielkich nazwisk jest głównym problemem MLS – o zainteresowanie ligą nietrudno, gdy ma się na pokładzie Messiego. Większym kłopotem jest… strajk sędziów. Organizacja Professional Soccer Referees Association (PSRA), czyli związek zawodowy reprezentujący sędziów występujących w MLS, odrzuciła umowę zaproponowaną przez Professional Referees Organization (PRO). Zerwanie umowy nastąpiło kilka dni temu. Co to oznacza w praktyce? Jeśli do porozumienia nie dojdzie (a póki co na to się nie zapowiada), to federacja będzie musiała korzystać z sędziów zastępczych. Sędziowie dublerzy? Skądś to już znamy…

O co chodzi w całej sprawie? Oczywiście o pieniądze. Sędziowie domagają się większych podwyżek niż te, które im zaoferowano. – Gwałtowny rozwój MLS znacznie zwiększył wymagania wobec sędziów pod względem psychicznym i fizycznym, a tym samym zwiększył zapotrzebowanie zarówno na nasz czas zawodowy, jak i osobisty – powiedział Peter Manikowski, prezes PSRA. – Nasi członkowie proszą nie tylko o sprawiedliwą rekompensatę w czasie, gdy liga odnotowuje rekordowy wzrost, ale także o możliwość dbania o siebie w drodze i w domu, aby kontynuować sędziowanie na najwyższym poziomie, którego wymaga ten sport – dodał.

Jeśli mecze MLS prowadzić będą sędziowie bez doświadczenia na najwyższym poziomie rozgrywkowym, może to mieć oczywiste konsekwencje w postaci gorszej jakości pracy arbitrów. O tym przekonywać się będziemy już od dzisiejszej nocy, gdy wystartuje 29. sezon MLS, notabene z 29 drużynami na pokładzie. To pierwszy sezon od 8 lat, kiedy żaden nowy klub nie dołączył do ligi. Na 2025 roku planuje się dołączenie do MLS San Diego FC.

Na koniec ważna informacja dla fanów amerykańskiej piłki. Jeśli ktoś nie ma ochoty na wykupowanie dość drogiej subskrypcji Apple TV, mecze MLS może oglądać w Unibet TV. Tutaj wystarczy jedynie aktywne konto gracza.

Related Articles