To był mecz na przerwie klasy 3A z 6B, szczególnie w drugiej połowie. Na boisku widać było różnicę klas, Tottenham tylko się bronił, a najlepszym zawodnikiem w ekipie gospodarzy był Hugo Lloris, który uchronił "Koguty" przed blamażem. 3:0 dla Chelsea to i tak niska kara.
Co się stało z Tottenhamem w drugiej połowie? Nie wiadomo. Wyglądało to tak, jakby nikt nie wyszedł z szatni po przerwie. Wystarczy proste porównanie – do przerwy Chelsea nie oddała nawet celnego strzału na bramkę Llorisa, oba zespoły miało po sześć sytuacji i wyglądało to na wyrównany bój. Po przerwie… totalna przepaść i aż 14 strzałów Chelsea, z czego 10 celnych, a ze strony Tottenhamu może jedna średnio groźna akcja. Kiedy Thiago Silva strzelił gola, to "Koguty" zaczęły ganiać po kurniku bez żadnego ładu i składu. Na bramkę Llorisa sunęły tylko kolejne ataki i gdyby nie jego 2-3 świetne interwencje, to mówilibyśmy o totalnym blamażu, a tak udało się chociaż zachować twarz. Co prawda schowaną w dłoniach, ale jednak…
Trudno pojąć jakim cudem Dele Alli odpowiadał za krycie Thiago Silvy w polu karnym, ale ktoś to musiał wymyślić. Niewiele brakło, a Brazylijczyk skończyłby z dubletem. Raz jednak zatrzymał go paradą Hugo Lloris. Dwukrotnie z łatwością w walce o główkę przeskoczył Dele Alliego. Zresztą nie było to trudne, skoro ten nawet do niej nie wyskoczył. Trzy minuty po golu stopera – prawie było już 2:0, ale jakimś cudem strzał Alonso z linii wybił Eric Dier. Ogólnie Hiszpan to na pewno jedna z niespodzianek tego sezonu, wygrywa walkę o skład z młodszym Chilwellem i we wszystkich pięciu kolejkach Premier League wychodził od początku.
Piłkarze Chelsea podchodzili tak wysokim pressingiem, że Tottenham tracił piłkę na własnej połowie. I właśnie po jednym z takich odbiorów na strzał zdecydował się N'golo Kante. Francuz miał szczęście, bo pomógł mu rykoszet. Dier wcześniej swój zespół uratował, a teraz pogrążył, bo to od niego odbiła się piłka. Hugo Lloris nie miał żadnych szans i tylko biernie błagał piłkę wzrokiem, żeby jednak minęła słupek. Po godzinie było praktycznie po meczu, Tottenham był mentalnie na dnie i tylko prosił o jak najniższy wymiar kary, niczym drużyna z piątej ligi, która cieszy się, że trafiła na Chelsea w swojej przygodzie z FA Cup, a 2:0 to i tak wynik, który wezmą z pocałowaniem ręki. No i na koniec wymienią się koszulkami z Lukaku, Kante czy Thiago Silvą.
Jedyną drużyną grającą w piłkę byli w drugiej połowie "The Blues". Romelu Lukaku zakończył ten mecz z zerem na koncie, ale po co ci z Tottenhamem skuteczny Lukaku, skoro Antonio Rudiger urywa się obrońcom jak rasowy snajper i strzela z pierwszej piłki? W tym meczu gola mógł strzelić chyba każdy, bo dziury w formacjach "Kogutów" były gorsze niż na polskich drogach powiatowych. Ostatecznie skończyło się bramkami dwóch stoperów i defensywnego pomocnika. Chelsea zmiażdżyła Tottenham i z 13 punktami zajmuje pozycję lidera, mając identyczny bilans bramkowy jak Liverpool – 12:1. Powiedzieć, że "Koguty" rozczarowały to jak nic nie powiedzieć…