Skip to main content

Długo Wayne Rooney nie popracował w Birmingham City, ale nie ma się co dziwić… Gdy przejmował klub jako trener, to wówczas był na 6. miejscu w tabeli, gwarantującym baraże o Premier League. Zostawia Birmingham na… 20. pozycji, czyli bliżej spadku z ligi.

Wciskanie Rooneya na siłę przez nowych właścicieli to nie był dobry pomysł. Zwłaszcza, że przecież świetnie sobie radził poprzedni szkoleniowiec – John Eustace. Facet wygrywa dwa spotkania z rzędu – 4:1 z Huddersfield i 3:1 z West Bromem aż tu nagle… leci ze stanowiska. Anglik miał przede wszystkim wielkie poparcie kibiców, bo mimo niepewnej sytuacji klubu, udało mu się spokojnie utrzymać w Championship. W tym sezonie wystartował jeszcze lepiej, zajmując po 11 kolejkach bardzo dobrą, szóstą pozycję w lidze. Jego zwolnienie było co najmniej dziwne, ale wszyscy odpowiadali sobie w bardzo prosty sposób: kolesiostwo. Amerykanie po prostu chcieli obsadzić na stanowisku “swojego” Rooneya. Dlatego ten miał od początku pod górkę i mógł czuć się przez fanów niechciany. To nie miało szansy powodzenia.

Dzisiaj tamto oświadczenie brzmi jeszcze bardziej komicznie. Zarząd tak uzasadniał wtedy zwolnienie: “Niezbędne jest, aby zarząd i kierownictwo piłkarskie były w pełni zgodne, co do znaczenia wdrażania zwycięskiej mentalności i kultury ambicji w całym klubie piłkarskim”. Taką zwycięską mentalność miał zapewnić właśnie Rooney, czyli mocne nazwisko, jednak piłkarskie, nie trenerskie. Wielokrotny mistrz Premier League, zdobywca Ligi Mistrzów, legenda Manchesteru United i reprezentacji Anglii. Tylko bycie doskonałym piłkarzem nie oznacza, że jak za pstryknięciem palców będzie się też świetnym trenerem. Tu nie zadziałały okoliczności. Od razu szybko połączono puzzle, bo Rooney dzień wcześniej rozwiązał kontrakt z DC United za porozumieniem stron. Nie zakwalifikował się tam nawet do baraży, ale nie można go za to potępić, bo przejmował jeden z najgorszych klubów w MLS.

Rooney wygrał w Birmingham zaledwie dwa mecze z 15 i leciał w tabeli na łeb na szyję. Piłkarze nie chcieli za niego umierać, czując, że coś jest nie tak. Birmingham jest świeżo po przejęciu przez nowych właścicieli. Shelby Companies Ltd, czyli spółka zależna Knighthead Capital Management z siedzibą w USA, na czele z Tomem Wagnerem, zakupiła 13 lipca pakiet kontrolny klubu i została też właścicielem stadionu. Były dyrektor generalny Manchesteru City, wieloletni pracownik Nike i współpracownik Michaela Jordana, czyli Garry Cook, został mianowany na stanowisko dyrektora generalnego. Birmingham stało się na chwilę sławne w USA, bo właścicielem mniejszościowym został siedmiokrotny zwycięzca Super Bowl, legenda futbolu amerykańskiego, Tom Brady. Stał się też przewodniczącym tak zwanej rady doradczej.

Dwie wygrane, cztery remisy i dziewięć porażek. To bilans Rooneya w Birmingham. 0:3 z Leeds przelało czarę goryczy i zarząd klubu musiał przełknąć tę gorzką pigułkę o niepowodzeniu, bo skończyłoby się to tragicznym spadkiem do League One. Jeszcze trzy miesiące temy Gary Cook nazywał ten angaż, uwaga, przełomowym momentem dla klubu. Zatrudnienie Rooneya i zwolnienie wcześniej Eustace’a to jedna wielka kompromitacja Amerykanów. Anglik od razu dostał trzy i pół roku kontraktu, a wytrwał ledwie 82 dni. Cały czas warto jednak pamiętać jego pracę w Derby County, gdzie musiał sobie radzić z bardzo trudnymi warunkami. Umiał jednak zmotywować zespół pogrążony w wielkich finansowych tarapatach. Za pracę w DC United też nie da się go tak jednoznacznie potępić. Okazuje się, że dla Rooneya im gorzej, tym lepiej. Tu, jako pupil i faworyt nowej władzy, w ogóle sobie nie poradził. Za chwilę będą go zatrudniać już tylko jako strażaka.

Related Articles