W Rzymie głód wygrania czegokolwiek był ogromny, bo trwał długie 14 lat. I właśnie dla takich historii wymyślono Puchar Konferencji. Jedna bramka Nicolo Zaniolo wystarczyła Romie do pokonania Feyenoordu i Jose Mourinho mógł na palcach pokazać “piątkę”.
Skąd ta “piątka”? Chodzi o europejskie puchary Portugalczyka. Nie minęło nawet kilka sekund, a Mourinho od razu po końcowym gwizdku pokazał otwartą dłoń do kamer. Dłoń, która symbolizowała pięć pucharów – Ligę Mistrzów z Porto i Interem, Puchar UEFA z Porto, Ligę Europy z Manchesterem United oraz Ligę Konferencji z Romą. Mourinho udowodnił, że jeżeli już dochodzi do tego etapu, to potrafi tak rozrysować jeden, konkretny mecz, że zawsze wygrywa. To imponujące 5/5 zwycięstw. Paradoksalnie… upadek poziomu trenerskiego i zejście na nieco niższy szczebel wpisały Mourinho do historii, bo został pierwszym trenerem, który zdobył wszystkie możliwe europejskie puchary. A w Rzymie zyskał status absolutnej legendy, kogoś, kto zapewnił sobie nieśmiertelność. I nie ma znaczenia, że to puchar trzeciej kategorii, bo czekanie na jakikolwiek sukces trwało tam wiecznie. Gdyby wciąż grał w Champions League, to przecież nie miałby takiej możliwości.
Jose Mourinho wygrywał w życiu wiele cenniejszych troefów, a mimo to rozpłakał się zarówno po wejściu do finału Ligi Konferencji, jak i po końcowym zwycięstwie. Tłumaczył to tym, że doskonale rozumie to, co dzieje się w Rzymie, tę ogromną tęsknotę za osiągnięciem jakiegoś sukcesu. Szybko utożsamił się z trenowanym przez siebie klubem trochę też dlatego, że widzi w nim własne odbicie. Co prawda na zdobycie pucharu nie czekał aż tak długo, bo zdobył z United Ligę Europy w 2017 roku, ale też stał się kimś/czymś drugoplanowym w wielkiej europejskiej piłce. Roma zupełnie podobnie, także wypadła trochę z obiegu, a kilka sezonów wcześniej biła się o mistrzostwo Włoch, grała w Lidze Mistrzów, a Edin Dzeko w jednym z sezonów zdobył aż 39 bramek. Teraz ustępuje Interowi, Milanowi, Juventusowi, Napoli, Atalancie. Od kilku lat nie wchodzi do TOP4. Dlatego ten puchar był stworzony pod nich i pod narrację Jose Mourinho, który uczynił z tego wielkie story.
Jedyną bramkę wieczoru zdobył Nicolo Zaniolo i to też jest historia warta podkreślenia. Ten chłopak, urodzony w 1999 roku, całkowicie stracił poprzedni sezon, nie zagrał w nim ani jednego ligowego spotkania! Zerwał więzadło jeszcze w styczniu 2020 roku, chwilę przed tym jak światowe rozgrywki zatrzymały się przez koronawirusa. Pomogło mu to, że we Włoszech przez prawie cztery miesiące nie grano w ogóle w piłkę, więc tych spotkań opuścił mniej. Wrócił w lipcu, na końcówkę tego najdziwniejszego od lat sezonu, który trzeba było dogrywać latem. Na początku września otrzymał powołanie do reprezentacji Włoch i w meczu Ligi Narodów… zerwał więzadło w drugim kolanie. No i w konsekwencji nie grał przez cały sezon 2020/21. Lepiej było dmuchać na zimne po dwóch tak ciężkich kontuzjach. W tym sezonie bywał zawieszony, miał krótkie kontuzje, ale był już ważną częścią drużyny Mourinho. Dwa gole w Serie A szału nie robią i jak na taki talent jest to mierny wynik. W Lidze Konferencji za to był dużo skuteczniejszy. To głównie on zemścił się na Bodo/Glimt, zdobywajac hat-tricka.
Nie był to finał pełen sytuacji i zwrotów akcji. AS Roma zagrała rozsądnie. Kiedy Zaniolo zdobył bramkę w 32. minucie – oddała piłkę przeciwnikowi. Statystyki Włochów z pierwszej połowy to zaledwie dwa strzały, w tym jeden celny. Feyenoord też nie miał za bardzo pomysłu. Smalling, Ibanez czy Mancini bardzo dobrze radzili sobie z Dessersem, a więc królem strzelców pierwszej edycji Ligi Konferencji. Nigeryjczyk kompletnie sobie nie pograł, szczególnie rozbijał go Chris Smalling. W środku pola kawał rzemieślniczej roboty wykonywał Cristante, mający wiele przechwytów czy skasowanych akcji. Trochę bardziej widoczny w Feye był Sinisterra, ale też niewiele zdziałał. Mancini, oprócz pracy w obronie, dorzucił nawet ładną asystę do Zaniolo, kiedy posłał bardzo dokładne, długie podanie. Feyenoord miał swój moment tuż po rozpoczeciu drugiej połowy. Najpierw po rzucie rożnym Mancini omal nie wbił samobója, bo trafił w słupek, a potem Rui Patricio błyskawicznie się pozbierał i obronił jeszcze dobitkę od Guusa Tila. Kilka minut później Malacia znakomicie uderzył zza szesnastki, ale Patricio jakimś cudem sparował piłkę na poprzeczkę. Roma po prostu się broniła i ograniczała do kontr, a Holendrzy nie mieli już potem takich groźnych okazji.
Jeśli chodzi o Zalewskiego, to był aktywny w pierwszej połowie, a w drugiej już trochę słabszy, dlatego Mourinho wymienił go na Spinazzolę. To jednak nie przeszkodziło Polakowi w hucznej celebracji, kiedy z kilkoma innymi zawodnikami wparowali na konferencję Portugalczyka śpiewać “champione” i oblać go szampanem!