To już powoli norma, że Dawid Kownacki trafia do siatki. Polski napastnik przeżywa renesans formy na zapleczu Bundesligi. Niedawno po dwóch golach przeciwko 1.FC Magdeburg został graczem kolejki. A teraz właśnie zdobył dziesiątą bramkę dla Fortuny Düsseldorf w tym sezonie.
Dotychczas najlepszym bramkowym wynikiem Dawida Kownackiego było jedenaście bramek dla Lecha Poznań w sezonie 2016/17, a jeśli chcemy być tak bardzo drobiazgowi, to niech będzie, że dwanaście, bo jedną zdobył też w trzecioligowych rezerwach. Miał najlepsze liczby w sezonie, który rozpoczął od… uszkodzenia kręgosłupa i nabijał minuty dopiero od 14. kolejki. Wtedy pierwszy raz wyszedł w podstawowym składzie i wtedy też rozpoczął strzelanie. 19-latek był ważnym piłkarzem Lecha, w dwóch wcześniejszych sezonach uzbierał 2700 ligowych minut. Nie można powiedzieć, żeby był młodym talentem wpuszczanym na ogony. Zdobywał bramki dla Lecha w sezonie mistrzowskim 2014/15, kiedy jeszcze nawet nie mógł legalnie kupić w sklepie alkoholu! Zatem w 2016 roku, mimo że nadal był jeszcze nastolatkiem, to już ukształtowanym, ważnym dla drużyny, jednym z głównych ogniw, obok Marcina Robaka.
W tamtym opisanym powyżej sezonie miał taką serię, że na 12 kolejnych meczów w Ekstraklasie, aż w ośmiu wpisywał się na listę strzelców. Później jednak znów trwała jego posucha. To był zresztą problem Dawida Kownackiego powtarzający się przez lata. Kiedy zdawało się, że coś zaskoczyło, następował jakiś moment zwrotny, to za chwilę i tak dawał o sobie zapomnieć. A już najgorszy był sezon 2019/20 w Bundeslidze. Kto to widział, żeby tak ofensywny zawodnik kończył zmagania ligowe z… zerowym dorobkiem strzeleckim?! Jak grał, to bardzo słabo, a później jeszcze przytrafiło mu się naderwanie więzadła pobocznego i cztery miesiące pauzy. Było fatalnie. Cały czas miał naszytą na sobie łatkę transferowego niewypału po tym, jak zamienił Sampdorię na Fortunę Düsseldorf i stał się najdroższym transferem w historii klubu. Między innymi jego kiepskie występy sprawiły, że Fortuna zleciała z Bundesligi.
Gdzieś tam sobie istniał, ale nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi, bo nawet jak znów coś zaskoczyło, to zaraz coś poszło nie tak. W poprzednim sezonie musiał ratować się wypożyczeniem do Lecha Poznań, żeby w ogóle nabić jakieś minuty gry. Najpierw stracił miejsce w podstawowym składzie Fortuny, a 25 września 2021 roku jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że tym razem zerwał więzadło i to w trakcie treningu. Wyliczono, że był to jego dziewiąty uraz/pauza, odkąd trafił do niemieckiej ekipy, a przytrafiało mu się dosłownie wszystko, bo nie chodziło o odnowienie jakiejś starej kontuzji. A to udo, a to kolano, innym razem złapał koronawirusa, a jeszcze innym razem miał wstrząs mózgu. Pech go prześladował, ale też nie da się wszystkiego zrzucić na karb kontuzji. Kownaś się po prostu nie sprawdzał.
To, jaką odległą pozycję ma w reprezentacji Polski, niech pokaże jego suma występów – jest ich zaledwie siedem, ale chociaż zagrał na mundialu w Rosji. Był za to kapitanem kadry U-21 przez dwa lata (2017-2019) i tam zbudował mocną pozycję. Bardzo długo klub miał do niego cierpliwość, podjął kolejną już próbę kontynuowania kariery w Fortunie i tym razem jest dobrze, jak nigdy, bo to nie tylko trafianie do siatki, ale i współpraca z innymi zawodnikami, zapisywanie na swoim koncie asyst. Fortuna Düsseldorf zajmuje szóste miejsce, a Kownacki jest najlepszym strzelcem ligowym z ośmioma golami na koncie. Jest też najlepszym asystentem, bo w samej lidze ma takich podań sześć. Jeżeli Fortuna ma wejść do Bundesligi, to na plecach polskiego napastnika. Nie pracuje jednak na przedłużenie kontraktu, bo w grudniu ogłosił, że tego nie zrobi. Ma już dosyć siedzenia w tym klubie. Pracuje na angaż w innym zespole i będzie mógł przebierać w ofertach latem, mając kartę zawodniczą w ręku. Walczy więc o swój prywatny awans do Bundesligi.