Skip to main content

Legia dość niespodziewanie wywiozła z Zagrzebia umiarkowanie korzystny wynik. Byłby jeszcze korzystniejszy, gdyby nie fakt, że nie ma już zasady podwójnego premiowania bramek zdobytych na wyjeździe. Tym samym wynik 1:1 pozostawia po prostu sprawę awansu do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów otwartą. Otwarty jest też konflikt Czesława Michniewicza z Ekstraklasą…

Michniewicz po meczu zażądał od władz ligi przełożenia sobotniego meczu z Zagłębiem Lubin. Taka sytuacja nie byłaby dziwnym precedensem, bo w wielu ligach tego typu praktyki są stosowane, by pomóc eksportowej drużynie w walce o europejskie puchary, szczególnie najcenniejszą Ligę Mistrzów. Pierwsza decyzja Ekstraklasy była jednak odmowna, a Michniewicz oświadczył, że w takim wypadku w sobotnim meczu nie zagra ani jeden piłkarz, który grał z Dinamem.

Sprawa oczywiście szybko stała się medialna i głośno komentowana, szczególnie na niezawodnym w takich sytuacjach Twitterze. Obśmiewano, że liga chce iść na rękę Górnikowi Zabrze, bo Łukasz Podolski ma nagrania do niemieckiego Mam Talent, a gdy gra idzie o Ligę Mistrzów dla polskiego klubu, nagle decyzja jest odmowna.
 

 

 

W środowy poranek najgłośniej uderzył Zbigniew Boniek. Ustępujący prezes PZPN jednoznacznie określił się, po której stoi stronie.

 

Nic dziwnego, że Ekstraklasa musiała zrewidować swoje zdanie. Szybko wydano oświadczenie, w którym dopuszczono przełożenie sobotniego meczu Legia – Zagłębie, jeśli tylko napłynie oficjalny wniosek z ekipy mistrzów Polski. Tym samym sprawa została niemal przesądzona, bo wysłanie takiego wniosku jest przecież kwestią czasu.

Co do samego meczu, to zgodnie z przewidywaniami toczył się on pod dyktando gospodarzy, którzy prezentowali się lepiej piłkarsko. Wykazywali się wyższą kulturą gry, co nie może dziwić. To wszakże drużyna, która w poprzedniej edycji Ligi Europy ograła Tottenham. Mislav Orsić, mimo 28 lat na karku, po strzeleniu hat-tricka Kogutom, stał się łakomym kąskiem na transferowym rynku. Uznanych piłkarzy klasy europejskiej w Dinamo jest zresztą więcej, a defensywa Legii najwięcej kłopotów miała z Bruno Petkoviciem. I właśnie ten napastnik w 60. minucie pięknym strzałem głową otworzył wynik spotkania.

Legia nie złożyła broni. Choć skupiała się głównie na defensywie, nie była to na pewno desperacka obrona Częstochowy, a raczej przemyślana gra całego zespołu. W końcu w 82. minucie Wojskowi doczekali się swojej szansy. Do bezpańskiej piłki dopadł Ernest Muci, przełożył ją sobie na prawą nogę, po czym huknął nie do obrony, w stylu Macieja Żurawskiego sprzed lat.

Legia utrzymała bramkowy remis 1:1 do ostatniego gwizdka. Dinamo może i było lepsze, ale nie można mówić o zdeklasowaniu i fartownym remisie. Czesław Michniewicz po raz kolejny udowodnił, że potrafi grać z silniejszymi od siebie. Teraz trzeba udowodnić to również podczas wtorkowego rewanżu przy Łazienkowskiej 3.

Related Articles