Skip to main content

Na mundialu nie grali od ćwierć wieku. Na EURO w XXI wieku byli tylko dwa razy, nie wygrywając żadnego z sześciu spotkań. W Lidze Narodów spadli właśnie do Dywizji C. Rumunia mierzy się z największym futbolowym kryzysem od lat. Kilkanaście dni temu rumuńskie zespoły w komplecie odpadły w kwalifikacjach wszystkich trzech europejskich pucharów.

Początki futbolu w Rumunii datuje się na 1909 rok, gdy do życia została powołana krajowa federacja piłkarska oraz rozpoczęto pierwszy sezon rozgrywek o mistrzostwo kraju. Przedwojenny rumuński futbol znajdował się w czołówce Europy, choć nie należał do hegemonów na Starym Kontynencie. W rozgrywkach ligowych dominowały wówczas Chinezul i Ripensia z Timişoary na zachodzie kraju oraz stołeczny Venus Bukareszt. Przed wybuchem II wojny światowej Rumuni uczestniczyli we wszystkich edycjach piłkarskich Mistrzostwach Świata. Za każdym razem jednak kończyli swój udział na pierwszej przeszkodzie. Futbolowe przemiany dotknęły Rumunię dopiero po zakończeniu działań wojennych. Konferencja teherańska „skazała” Rumunów na sowiecką stronę wpływów na wschód od „żelaznej kurtyny”.

Paradoksalnie komunizm zrobił dobrą rzecz dla rumuńskiej piłki. Powołane do życia przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Dinamo oraz stworzona przez Ministerstwo Obrony Narodowej Steaua (rum. Gwiazda), dwa kluby ze stolicy kraju, Bukaresztu, zdominowały rozgrywki ligowe na ponad pięć dekad. Rywalizacja obu zespołów, a tak naprawdę obu departamentów państwowych, po dziś dzień nosi nazwę „Wiecznych Derbów”. Komuniści rumuńscy stawiali na sport, ale przez lata stali w cieniu Związku Radzieckiego, Czechosłowacji, Węgier, Jugosławii czy nawet Polski i Bułgarii. Los rumuńskiego piłkarza miał swoje blaski i cienie.

Uprzywilejowany status sportowca pozwalał na dostatnie życie w kraju, niestety kosztem całkowitej kontroli przez aparat państwowy. W efekcie reżim Nicolae Ceauşescu blokował wszystkie zagraniczne transfery gwiazd. Najlepszy rumuński piłkarz lat 70., Nicolae Dobrin mógł trafić do wielkiego Realu Madryt. „Los Blancos” oferowali za ofensywnego pomocnika drużyny Argeş Piteşti astronomiczną, jak na ówczesne czasy, kwotę 2 milionów dolarów. Władze nie zgodziły się jednak na transfer. Dobrin nie był w Rumunii odosobnionym przypadkiem, bowiem żaden z czołowych rumuńskich piłkarzy z Laszlo Bölönim, Dudu Georgescu czy Ionem Oblemenco na czele nigdy nie opuścił kraju. Dopiero po krwawej rewolucji w 1989 roku i obaleniu reżimu Ceauşescu rumuński futbol naprawdę ruszył z kopyta.

Lata 80. to jednak zwiastun Złotej Ery rodaków Włada III Palownika, zwanego Drakulą. W sezonie 1982/1983 prawdziwą rewelacją rozgrywek Pucharu UEFA była Universitatea Craiova. Rumuński zespół wyeliminował kolejno Fiorentinę z mistrzami świata Danielem Passarellą i Giancarlo Antognonim w składzie, Girondins Bordeaux z francuskimi gwiazdami Jeanem Tiganą i Alainem Giressem oraz niemieckie Kaiserslautern z Andreasem Brehme. „Alb-albaştrii” (rum. biało-niebiescy) zatrzymali się dopiero na późniejszym triumfatorze rozgrywek, słynnej Benfice, z którą przegrała przez zasadę liczonych podwójnie goli strzelonych na wyjeździe. Po remisie 0:0 w Lizbonie, w Krajowie padł remis 1:1.

Rok później półfinał europejskich rozgrywek osiągnęli gracze Dinamo Bukareszt. Drużyna „Câinii roșii” (rum. Czerwone Psy) radziła sobie doskonale w Pucharze Zdobywców Pucharów odprawiając z kwitkiem w II rundzie obrońcę trofeum, niemiecki Hamburger SV ze słynnym Felixem Magathem i wicemistrzem świata Manfredem Kaltzem w składzie. Bukaresztańczycy nie sprostali w półfinale wielkiemu Liverpoolowi z Ianem Rushem, Kennym Dalglishem, Brucem Grobbelaarem i Greamem Sounessem, którzy kilka tygodni później wznieśli europejskie trofeum, pokonując w serii rzutów karnych AS Romę.

To co nie udało się zespołowi z Krajowej oraz lokalnym rywalom, powiodło się bukaresztańskiej Steauie w sezonie 1985/1986. Droga do finału była dla ekipy trenera Emericha Jenei’ego nieco łatwiejsza z uwagi na dyskwalifikację klubów angielskich po ubiegłorocznej tragedii na Heysel. Dopiero w półfinale Steaua trafiła na pierwszego wymagającego rywala, Anderlecht z Enzo Scifo. Mimo porażki 0:1 w Brukseli do finału awansowali Rumunii, dzięki będącemu nie do zatrzymania Victorowi Piţurce. Rozegrany w Sewilli finał przeciwko FC Barcelonie zapisał się jako jeden z najgorszych w historii. Nudne 0:0 przez 120 minut zakończyło się serią rzutów karnych, w których bohaterem został bramkarz Steauy, Helmuth Duckadam. Golkiper mistrzów Rumunii obronił wszystkie cztery „jedenastki” wykonywane przez rywali. Steaua została pierwszym w historii klubem z „bloku wschodniego”, który triumfował w Pucharze Europy. Pięć lat później w finale zwycięży jeszcze Crvena zvezda Belgrad zostając drugim i ostatnim zwycięzcą z Europy Wschodniej, w której składzie znajdzie się Miodrag Belodedici – triumfator ze Steauą. Ale to już inna historia.

Steaua pozostała na fali w europejskich rozgrywkach. Dwa lata później osiągnęła półfinał Pucharu Europy. Mając nawet lepszy skład niż w mistrzowskim sezonie – do klubu dołączyli Gheorghe Hagi, Dan Petrescu i Gheorghe Popescu – „Wojskowi” musieli uznać wyższość portugalskiej Benfiki. Rok później Steaua była już nie do zatrzymania. W drodze do finału zespół z Bukaresztu aplikował każdemu z rywali – Sparcie Praga, Spartakowi Moskwa, IFK Göteborg i Galatasaray Stambuł – co najmniej 5 goli w dwumeczu. Wielka forma podopiecznych trenera Anghela Iordănescu zderzyła się jednak z brutalną siłą wielkiego Milanu. Dublety Ruuda Gullita i Marco van Bastena błyskawicznie załatwiły sprawę.

W kolejnym sezonie dzieło Steauy kontynuował lokalny rywal. Dinamo szło jak burza w rozgrywkach Pucharu Zdobywców Pucharów w sezonie 1989/1990. W drodze do półfinału „Czerwone Psy” wprost zmiotły z murawy grecki Panathinaikos Ateny, wygrywając w dwumeczu 8:1, a następnie bez kłopotu odprawiły Partizan Belgrad. Dopiero belgijski Anderlecht Bruksela z Filipem de Wilde i Lukiem Nilisem w składzie nie pozwolił graczom Dinama na rozwinięcie skrzydeł. Dwukrotne, wyrachowane 1:0 Belgów pozbawiło triumfatorów Pucharu Rumunii szans na trzeci w historii finał europejskich rozgrywek. Wspaniała passa rumuńskich klubów w latach 80. kończyła się. Rodziło się jednak coś nowego.

Po sukcesie ze Steauą trener Jenei został mianowany na selekcjonera reprezentacji Rumunii. Kadra zaczęła grać jak z nut. Już w eliminacjach do Euro ’88 Rumuni rozstawiali rywali po kątach, a mieli przecież w grupie kwalifikacyjnej Hiszpanów z Andonim Zubizarettą, Emilio Butragueño czy Jose Marią Bakero, a także Austriaków z Tonim Polsterem. Po wygranej 3:1 z Hiszpanią w Bukareszcie reprezentacja „Tricolorii” miała lepszy bilans dwumeczu z bardziej utytułowanym rywalem. Rumuni potrzebowali do szczęścia wyjazdowych wygranych z Albanią i Austrią. Zwycięstwo w Tiranie udało się wymęczyć, ale na Praterstadion w Wiedniu padł zaledwie bezbramkowy remis. Na Euro pojechali Hiszpanie.

Kwalifikacje do mistrzostw Starego Kontynentu były jednak dobrym prognostykiem. W eliminacjach do mundialu, którego gospodarzem w 1990 roku były Włochy, Rumunia musiała pokonać Greków, Bułgarów i Duńczyków. Po świetnym starcie Rumuni mieli na koncie trzy wygrane i remis, zaś Duńczycy po dwa zwycięstwa i remisy. O awansie musiał zdecydować dwumecz pomiędzy zainteresowanymi drużynami. W Kopenhadze górą był zespół braci Laudrupów, który wygrał 3:0. Wobec takiego wyniku tylko wygrana w Bukareszcie dawała Rumunom awans do mistrzostw świata. Co mogło pójść nie tak? Ano wszystko, bowiem już w 6 minucie rewanżu Flemming Povlsen dał prowadzenie Danii. Bukaresztańska publiczność poniosła jednak swoją drużynę do wygrane 3:1 oraz pierwszego awansu na mundial po 20 latach przerwy.

Na włoskich boiskach Rumuni w inauguracyjnym meczu pokonali Związek Radziecki po dublecie Mariusa Lăcătușa, następnie ulegli sensacyjnemu Kamerunowi 1:2, by w ostatnim meczu dowieźć bezpieczny dla obu zespołów remis 1:1 z Argentyną Diego Maradony. Drabinka pucharowa postawiła przed zespołem trenera Jenei’ego reprezentację Irlandii. Wydawało się, że Rumunii, mimo pauzy Lăcătușa za kartki, bez kłopotu pokonają rywali, ale w regulaminowym czasie gry oraz dogrywce gole nie padły. W piątej serii rzutów karnych Daniel Timofte strzelił zbyt lekko i zbyt czytelnie. Pat Bonner obronił strzał, a po chwili David O’Leary nie dał szans Silviu Lungowi i to Irlandia awansowała do ćwierćfinału.

Podczas gdy reprezentacja Polski kompromitowała się raz za razem, Rumunia, mimo niepowodzenia w kwalifikacjach do Euro ’92, ponownie zakwalifikowała się do mundialu rozgrywanego w Stanach Zjednoczonych. Brak awansu do Mistrzostw Europy kosztował szkoleniowca reprezentacji posadę. Jego miejsce zajął Iordănescu, który z powodzeniem zbudował zespół zdolny do osiągania sukcesów. Królem eliminacji do Mistrzostw Świata był autor 9 goli, Florin Răducioiu, a dzielnie sekundował mu Hagi, nazywany już wtedy „Maradoną Karpat”. Obaj byli bohaterami inauguracyjnego meczu w grupie A przeciwko naszpikowanej gwiazdami Kolumbii. Răducioiu trafił dwa razy, Hagi raz, a honorowy gol Adolfo Valencii zaledwie zmniejszył rozmiary triumfu Rumunów.

Drugie spotkanie było zimnym prysznicem dla „Tricolorii”. Szwajcarzy wygrali z nimi aż 4:1. Zwycięstwo z reprezentacją USA w trzecim meczu zapewniło awans z pierwszego miejsca. W 1/8 finału Rumuni trafili na Argentynę. Genialny wprost mecz z obu stron zakończył się wygraną Rumunów 3:2. Gol Gabriela Batistuty i bramka Abela Balbo nie wystarczyły na dwa trafienia Ilie Dumitrescu i bramkę Hagiego. W ćwierćfinale przeciwnikiem ekipy trenera Iordănescu była Szwecja. Obie drużyny zaserwowały kibicom kapitalne widowisko. Remis 1:1 po 90 minutach, remis 2:2 po dogrywce i seria rzutów karnych. Przeklętych dla Rumunów „jedenastek”, w których bohaterem był szwedzki bramkarz Thomas Ravelli, który zatrzymał strzały Dana Petrescu i Miodraga Belodedicia. Choć Rumunia odpadła, pozostawiła po sobie kapitalne wrażenie. Szwedzi zajęli w mundialu 3. miejsce.

Dwa lata później reprezentacja Rumunii po raz drugi w historii zakwalifikowała się do Mistrzostw Europy, ale w fazie grupowej zanotowała komplet porażek z Francją, Bułgarią i Hiszpanią. Kolejny mundial był zupełną odwrotnością Euro. W fazie grupowej na francuskim turnieju podopieczni trenera Iordănescu nie zaznali smaku porażki pokonując Kolumbię 1:0, Anglię 2:1 oraz remisując 1:1 z Tunezją. Niestety w 1/8 finału nie sprostali Chorwatom, którzy zwyciężyli po rzucie karnym, skutecznie egzekwowanym przez Davora Šukera. Bohaterem Rumunów był bramkarz Bogdan Stelea. Gdyby nie jego kapitalne interwencje rozmiary porażki byłyby znaczne. Podobnie jak cztery lata wcześniej rumuńska drużyna odpadła z rywalizacji z późniejszym brązowym medalistą turnieju. Kat Rumunii, Šuker, został ponadto królem strzelców całej imprezy.

Po dwóch latach „Tricolorii” znów zawitali na Mistrzostwach Europy. W grupie A, nazywanej grupą śmierci zremisowali 1:1 z Niemcami, przegrali z Portugalią 0:1, zaś w szalonym, pełnym błędów meczu o wszystko pokonali Anglię 3:2 i awansowali do ćwierćfinału. Tam Rumuni zmierzyli się z Włochami, którzy okazali się bezdyskusyjnie lepsi, wygrywając 2:0. Kto z Rumunią wygrywa, ten daleko zachodzi – „Azzurri” dotarli wówczas do finału, w którym przegrali z Francuzami. Porażka w ćwierćfinale Euro 2000 była końcem złotej dekady rumuńskiej piłki oraz złotej generacji. Na reprezentacyjne emerytury przeszli Gheorghe Hagi, Miodrag Belodedici, Ioan Lupescu i Dan Petrescu.

Nowy wiek przyniósł znaczące obniżenie poziomu reprezentacji Rumunii. Co prawda dwukrotnie udało się wziąć udział w mistrzostwach Starego Kontynentu, ale w 2008 roku Rumunii nie poradzili sobie w grupie śmierci z Francją, Włochami i Holandią, zaś w 2016 byli już tłem, przegrywając nawet z Albanią. W kadrze brakowało i nadal brakuje gwiazd europejskiej piłki. Złota generacja ostatniej dekady XX wieku zbudowana była wokół Hagiego, Lacatusa, Gheorghe Popescu, Petrescu, Stelei, Raducioiu, Dumitrescu czy Constantina Galki. Na przełomie wieków do tej listy dołączyli także Adrian Ilie, Adrian Mutu, Christian Chivu, Cosmin Contra oraz Razvan Raţ – postaci może nie z pierwszych stron gazet, lecz rozpoznawalni nawet przez mniej zaangażowanych sympatyków futbolu.

W ostatnich latach trudno szukać nazwisk, które rozpalają umysły kibiców. W Europie błysnęli jedynie bramkarz Ciprian Tataruşanu oraz stoper Vlad Chiricheş. Obecnie Rumuni próbują budować reprezentacje wokół zawodników z utalentowanych roczników 1996-1998, wśród których prym wiodą syn „Maradony Karpat” Ianis Hagi ze szkockich Rangersów, Razvan Marin z włoskiego Empoli oraz George Puscas, obecnie zawodnik Genoi. Melodią przyszłości jest choćby Radu Drăguşin, wychowanek Juventusu, klubowy kolega Puscasa. O tym jak bardzo Rumuni opuścili się w futbolu świadczą powołania nie z czołowych lig Europy, ale z polskiej Ekstraklasy. Regularnie powoływanym i wystawianym w wyjściowej jedenastce piłkarzem jest Deian Sorescu z Rakowa Częstochowa.

Co pociągnęło rumuński futbol na peryferia europejskiej piłki? Głównie życie klubów ponad stan oraz wszechobecna korupcja i oszustwa. Sfałszowane zostały papiery prywatyzacyjne należącą do Ministerstwa Obrony Narodowej Steauę, przez co obecny właściciel, kontrowersyjny George „Gigi” Becali nie ma praw do używania nazwy i herbu klubu. Dawna Steaua występuje pod nazwą FCS Bukareszt. Reaktywowana w 2017 roku wojskowa CSA Steaua z kolei od dwóch lat bezskutecznie szturmuje progi rumuńskiej ekstraklasy. Lokalny rywal „Gwiazdy” – Rapid – przestał istnieć, a wskrzeszony „następca” dopiero przed dwoma laty wrócił do krajowej elity. Większość klubów ma olbrzymie zaległości finansowe wobec byłych piłkarzy, którzy w ostatnich latach gremialnie uciekali z Rumunii.

Jako pierwszy o klubowych długach otwarcie mówił prezes rumuńskiego związku piłki nożnej Dumitru Dragomir. Dziś odsiaduje karę pozbawienia wolności, wymierzoną za oszustwa przy przetargu dotyczących praw telewizyjnych rozgrywek ligowych. Prokuratura zarzuca mu również malwersacje finansowe i pranie brudnych pieniędzy. Patologia finansowa sprawiła, że część klubów nie stać na podgrzewaną murawę, a te które ją mają nie posiadają środków na jej uruchomienie. Zdarzało się, że przekładano spotkania z powodu zamrożonej murawy. Wszystkie afery i nieprawidłowości w rumuńskiej piłce skutecznie zniechęciły ludzi do przychodzenia na stadiony. Niechlubny „rekord” frekwencji rumuńskiej ekstraklasy wynosi… 19 osób!

Ale nie tylko kibice odwrócili się od rumuńskiego futbolu. Z piłki odeszło także wielu najważniejszych, czyli mecenasów sportu, ludzi łożących pieniądze na kluby. Przy „dużej” piłce pozostał w dalszym ciągu Becali ze swoim FCSB, Gheorghe Hagi wraz z Gheorghe Popescu i niespełnionym rumuńskim talentem, Cipranem Maricą zainwestował w Farul (dawniej Viictorul) Konstanca, a liczącymi się klubami z ułożoną strukturą zarządzającą są jeszcze etatowy mistrz w ostatniej dekadzie CFR Cluj i Universitatea Craiova. Od kliku lat władze Rumunii starają się zmieniać wizerunek najpopularniejszej dyscypliny sportu w kraju. Rządowy program poprawy infrastruktury sportowej pozwolił na sfinansowanie budowy stadionu narodowego w Bukareszcie, a także m.in. obiektu w Krajowie i Ploieşti, stadionów Rapidu, CSA Steauy i UTA Arad oraz piłkarsko-lekkoatletycznych obiektów FC Hermannstadt i Universitatei Cluj.

Wydawałoby się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Tymczasem w marcu gruchnęła wieść o ogromnej aferze związanej z ustawianiem spotkań w drugiej i trzeciej lidze Rumunii. W sprawę zamieszanych jest około 20 sędziów, którzy choć nie ustawiali wyników meczów, pozwalali „zarobić” ludziom dzięki rzutom rożnym, rzutom karnym czy żółtym kartkom w konkretnym momencie spotkania. Departament Sprawiedliwości w rumuńskiej federacji pracuje pełną parą. Rumuni zaczynają budowanie swojej piłkarskiej tożsamości niemal od zera. Jednak bez worka pieniędzy oraz spektakularnego sukcesu sportowego odrodzenie futbolu w kraju Drakuli może potrwać kilka, a nawet kilkanaście lat.

Related Articles