Skip to main content

Pięć goli wrzucone Atletico, cztery Barcelonie i zgarnięty Superpuchar Hiszpanii. Real Madryt nie dostał żadnej taryfy ulgowej, tylko pokonał teoretycznie dwóch najsilniejszych kadrowo rywali na swoim podwórku, a mimo tego dwukrotnie urządził sobie strzelaninę. Pierwsze trofeum w sezonie za nimi, ale teraz czas na kolejne derby stolicy, a na horyzoncie droga w kierunku następnego trofeum – Pucharu Króla.

Już przed półfinałowymi derbami pisałem, że Real i Atletico spotkają się trzykrotnie w niecały miesiąc. To wyjątkowo duża dawka derbowa, niczym niegdyś El Clasico. Jeśli jednak jakość i poziom tych meczów miałby być taki, jak półfinał Superpucharu Hiszpanii, to nikt nie będzie miał dosyć. W minioną środę obejrzeliśmy kapitalne spotkanie, które śmiało będzie mogło kandydować do meczu roku w hiszpańskich rozgrywkach. Mimo że przecież za nami dopiero połowa pierwszego miesiąca 2024.

Real tego wieczoru miał przede wszystkim… obrońców, którzy trafiali do siatki rywali. Rudiger, Mendy, Carvajal zrobili wielką robotę w 90. minutach. Ten ostatni przecież zanotował także przy golu Joselu w dogrywce, a wcześniej przy sprytnym trafieniu Mendy’ego jeszcze w pierwszej połowie. Kilka dni później, w finale, brylowała już jednak pierwsza linia Królewskich. Konkretniej mowa o Viniciusie. Brazylijczyk jeszcze do niedawna się leczył i wydawało się, że raczej nici z jego powrotu na początek stycznia, czytaj: Superpuchar. Wrócił już przeciwko Mallorce, a chwilę później dostał wolne w Pucharze Króla. Półfinał nie był w jego wykonaniu spektakularny, ale co innego w finale. Tam błyszczał i skończył mecz z hat-trickiem! Dodajmy, że Vini ma niesamowitą skuteczność meczów finałowych. Wygrał 8 z 9 decydujących spotkań, w których brał udział. Krótko mówiąc wychowanek Flamengo idealnie wpisuje się w filozofie madridistas – finałów się nie gra, finały się wygrywa.

Vinicius dużo już wygrał, ale oczywistym jest, że jeszcze daleko mu do rekordzistów klubu pod względem liczby wygranych trofeów. Póki co liderami tego zestawienia są Marcelo oraz Karim Benzema, którzy 25 razy triumfowali wygraną Realu Madryt w rozgrywkach hiszpańskich czy międzynarodowych. Za ich plecami bardzo blisko Nacho i Luka Modrić – po 24 – oraz Dani Carvalaj – 23. W TOP10 są jeszcze Toni Kroos oraz Lucas Vazquez, odpowiednio 21 i 19 trofeów. Wydaje się, że pierwsza dwójka, a także trzeci Carvajal mają dużą szansę, by już w tym sezonie przynajmniej wyrównać wynik Brazylijczyka i Francuza. W tym momencie przecież Los Blancos są głównym faworytem do tytułu, a przecież jest szansa na Copa del Rey czy Ligę Mistrzów.

Łunin wygrał miejsce w bramce?
Gdyby porównać występy Kepy Arrizabalagi oraz Andrija Łunina z meczów Superpucharu Hiszpanii, to pod każdym względem wygrywa ten drugi. Ukrainiec puścił mniej goli – 1 do 3 – a dodatkowo był znacznie pewniejszym punktem zespołu. Można mówić, że na linii Bask to świetny golkiper i pewnie jest w tym dużo racji. Tyle że nie widać, by były golkiper Zorii Ługańsk mu ustępował w tej materii. Ponadto na przedpolu jest już kompletna przepaść. Łunin deklasuje Kepę, jeśli chodzi o pewność gry z dala od bramki, przy wyjściach do dośrodkowań i zarządzaniu wówczas drużyną oraz sytuacją w polu karnym. Tyle że wg madryckich mediów, Kepa nadal ma ogromne poparcie sztabu szkoleniowego. Oczywistym jest, że ci widzą go także na treningach, czego nie mają okazji zobaczyć kibice oraz dziennikarze. Co z tego, skoro wychodzi na to, że Kepa to zawodnik treningowy w tym momencie. W meczach wygląda znacznie gorzej od swojego konkurenta i nie ma co do tego wątpliwości. Zarząd jest zdecydowanie po stronie Ukraińca i to on wybiegnie w najbliższych meczach w podstawowym składzie. Real Madryt powinien skupić się właśnie na nim i w jego grę “inwestować”, skoro to ich zawodnik. Kepa jest tylko wypożyczony i raczej nikłe są szansę na transfer definitywny.

Dziurawa defensywa
Trzy mecze w 2024 roku i 10 straconych goli. Tak się prezentuje bilans Atletico Madryt. Pięć sztuk od Realu, cztery od Girony, a pomiędzy tym nawet trzecioligowe Lugo raz trafiło do bramki Los Colchoneros w Pucharze Króla. Gdy dodamy do tego dwa gole Athletiku oraz trzy Getafe to mamy spory kłopot Diego Simeone. W miesiąc rywale strzelali 15 razy do bramki Atleti w sześciu spotkaniach. Jedynie Sevilla nie była w stanie pokonać Jana Oblaka. Jednak, jeśli ktoś powie, że Słoweniec zaliczył zjazd formy ten… kompletnie się pomyli! Oblak broni kapitalnie, czego dowodem była chociażby niesamowita para w derbach przed tygodniem czy kapitalny występ w Bilbao. Golkiper uratował swój zespół przed jeszcze większymi stratami w ostatnich tygodniach, co tylko potęguje efekt fatalnych rezultatów w obronie.

Paradoks tego wszystkiego jest taki, że to Real Madryt miał mieć kłopoty w tyłach, wobec wielu kontuzji. Cholo Simeone nie może narzekać na kwestie kadrowe, a tymczasem to właśnie jego defensywa spisuje się koszmarnie na przełomie 2023 i 2024. Czasu na spokojną pracę nie ma, a trzeba błyskawicznie reagować. Szkopuł w tym, że ma zbyt dużego pola manewru, skoro grają teoretycznie najlepsi.

Cała nadzieja w Griezmannie
Skoro karcona była defensywa Rojiblancos, to trzeba uczciwie oddać ofensywie, że robi swoje. Trzy gole przeciwko Gironie, Lugo i Realowi to wynik dobry. Tyle że dało zaledwie jedno – planowe – zwycięstwo w Pucharze Króla. Swoją drogą to spora sztuka strzelać po trzy gole i zanotować dwie porażki. Oczywiście spora zasługa w strzelaniu leży po stronie Antoine’a Griezmanna. Francuz miał za sobą kapitalny rok 2023, w którym był zdecydowanie najlepszym graczem LaLiga patrząc na całe dwanaście miesięcy. Nie wystarczyło to jednak do załapania się do najlepszej jedenastki na gali FIFA Awards. Przegrał m.in. z reprezentantem MLS – Leo Messim, który z niewiadomych przyczyn został wybrany graczem roku…
Wracając do Griezmanna, Francuz jest na dobrej drodze, by pobić swój najlepszy sezon w liczbie strzelonych goli dla Atletico w jednym sezonie. Jak to wyglądało do tej pory?

2014/15: 25 goli
2015/16: 32
2016/17: 26
2017/18: 29
2018/19: 21
2021/22: 8
2022/23: 16
2023/24: 17*

Widać, że już przebił wynik z poprzedniego sezonu, a przed Atletico jeszcze przynajmniej 22 spotkania we wszystkich rozgrywkach. Gdyby udało mu się utrzymać taką skuteczność, jak obecnie – 0,63 gola/mecz – wówczas skończyłby sezon z wynikiem 30/31 bramek, czyli zakręciłby się wokół wyniku z sezonu 2015/2016, który jak dotąd miał najlepszy nad rzeką Manzanares.

***

Przygotowania piłkarzy Atleti do kolejnych derbów zakłóciła sytuacja domowa jednego z rezerwowych. Angel Correa i jego rodzina zostali napadnięci w swoim madryckim domu przez nieznanych sprawców. Cała rodzina Angelito, razem z piłkarzem, była wtedy w domu, zatem sytuacja była bardzo poważna. Nie wiadomo, jak wpłynie to na ewentualny występ Argentyńczyka w czwartkowej potyczce.

Kadrowo
W obu zespołach sytuacja względem ubiegłego tygodnia praktycznie się nie zmieniła. Lucas Vazquez do treningów wróci w piątek, więc najwcześniej zagra dopiero w niedzielę. Dzień przed derbami nie trenował Rodrygo, ale Carlo Ancelotti przyznał, że jego występ nie jest zagrożony i potrzebował dodatkowego dnia odpoczynku.

Przy wyborze składu oczywistym jest, że wpływ będzie miał rytm gry. Carlo Ancelotti i jego ekipa mieli o kilka dni mniej na regeneracje od swoich przeciwników. Real do Madrytu wrócił dopiero w poniedziałek, a Atletico już w czwartek było na miejscu. To może wpłynąć na decyzje kadrowe zwłaszcza włoskiego szkoleniowca. Trudno jednak podejrzewać wielkie roszady w składzie na tak ważny mecz. Takowe zajdą zapewne dopiero podczas niedzielnego meczu ligowego z Almerią na Santiago Bernabeu. Co ciekawe wg hiszpańskich mediów Carletto planuje w środku pola umieścić dwóch francuskich pivotów – Aureliena Tchouameniego oraz Eduardo Camavingę.

Atletico z coraz większymi możliwościami kadrowymi. Memphis Depay po urazie odniesionym w meczu z Lugo już wrócił do normalnej dyspozycji. Podobnie także z Pablo Barriosem. Wychowanka nie było od kilku tygodni, a lada moment – może już w czwartek – będzie mógł zagrać.

***

Początek czwartkowych derbów Madrytu o godzinie 21:30.

Related Articles