Nie za długo na bezrobociu posiedział sobie Marco Rose, z którym Borussia Dortmund pożegnała się po sezonie 21/22. 45-latek objął w tym tygodniu RB Lipsk, czyli klub ze swojego rodzinnego miasta. Za zadanie ma wydźwignąć Byki z kryzysu. Na dzień dobry zagra z… Borussią Dortmund – ironia losu.
Historia lubi się powtarzać. W ubiegłym sezonie RasenBallsport też musiał zmieniać trenera dość wcześnie, choć wtedy jednak mimo wszystko znacznie później. Jesse Marsch dostał większy kredyt zaufania i zwolniony został na początku grudnia, a niebawem na Red Bull Arenie zameldował się Domenico Tedesco. Ten szkoleniowiec poukładał rozklekotaną ekipę RB i zakończył sezon na 4. miejscu, dzięki czemu w Lipsku znów grany jest hymn Ligi Mistrzów. Problem jednak w tym, że nowe rozgrywki znów drużyna Byków zaczęła fatalnie, a miarka przebrała się po wtorkowym 1:4 u siebie z Szachtarem. Tedesco otrzymał wypowiedzenie, a włodarze klubu wykręcili numer do Rose.
Rose był w poprzednich rozgrywkach wielką nadzieją Borussii Dortmund. W końcu jako trener imienniczki z Moenchengladbach dał się poznać z najlepszej strony. Ale BVB to w ostatnich latach dla kolejnych trenerów zwykła mina. Duże ambicje przy znacznie mniejszych możliwościach. Ciężko walczyć o mistrzostwo Niemiec z Bayernem Monachium, gdy to Bawarczycy sprowadzają najlepszych piłkarzy, a dortmundczycy na ogół ich tracą. Rose zajął z BVB 2. miejsce w Bundeslidze, ale przepadł szybko w Pucharze Niemiec i nie awansował do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Po spadnięciu z Champions League do Europa League wydawało się, że Borussię stać na puchar pocieszenia, ale już w pierwszym dwumeczu ekipa Rose dostała łomot od Rangersów. Marzenia o wstawieniu czegoś do gabloty prysły.
Roczna przygoda Rose z Dortmundem była więc średnio udana. Teraz będzie miał on więc okazję, by pokazać, że zna się na robocie. A jest co odbudowywać, bo Lipsk zaczął sezon Bundesligi od zdobycia raptem 5 punktów w 5 meczach. W poprzedniej kolejce RB przegrało 0:4 z Eintrachtem. Wcześniej nie potrafiło wygrać z ze Stuttgartem (1:1), Koeln (2:2) i Unionem (1:2). Udało się wygrać jedynie z Wolfsburgiem. Co się stało z ekipą Tedesco?
Być może przyczyny szukać trzeba w dość sporym przewietrzeniu szatni latem. Klub opuścili Tyler Adams i Nordi Mukiele oraz kilku graczy, którzy i tak byli wypożyczani. Sprowadzono sporo świeżej krwi – Davida Rauma z Hoffenheim za ponad 25 mln euro, Xavera Schlagera z Wolfsburga za 12 mln, wypożyczono Abdou Diallo z PSG, a jednym z hitów końcówki okienka był powrót Timo Wernera. Chelsea dostała za niego 20 mln, czyli ponad dwa razy mniej niż zapłaciła dwa lata temu. Inna sprawa, że Werner okazał się w Premier League całkowitym niewypałem.
Działo się sporo, ale czy aż tak dużo, by zespół całkowicie stracił swoją tożsamość? Mecze z Eintrachtem i Szachtarem wyglądały tak, jakby piłkarze po prostu zapomnieli jak się gra w piłkę. Koszmarne błędy defensywy i bramkarza, bezproduktywna druga linia i atak groźny jak teletubisie.
Tymczasem Borussia Dortmund raczej nie tęskni za Rose. Początek sezonu dla ekipy z Signal Iduna Park jest bardzo obiecująco. W lidze przydarzyła się wprawdzie dramatyczna wpadka z Werderem (2:3), mimo prowadzenia jeszcze w 92. minucie! Pozostałe mecze BVB jednak wygrało i jest wiceliderem tabeli. Do tego doliczyć trzeba udane wejście w Champions League. Borussia we wtorek ograła 3:0 FC Kopenhagę. Nastroje są więc zupełnie inne niż w Lipsku.
W zeszłym sezonie obydwa bezpośrednie mecze obu drużyn wygrywały Byki – 2:1 u siebie w listopadzie i aż 4:1 na Signal Iduna Park w kwietniowym rewanżu. Dziś trudno brać RB za faworyta starcia, które rozpocznie się o 15:30.