Skip to main content

Minęła 1/3 sezonu zasadniczego, a w tabeli wciąż bez zmian. Mistrz Polski, Śląsk Wrocław rozsiadł się w fotelu lidera, będąc jedynym niepokonanym zespołem w lidze. Od dna odbił się beniaminek z Łańcuta, który wyprzedził reprezentantów województwa kujawsko-pomorskiego. Spory ruch na rynku transferowym może pozmieniać układ sił w ligowym zestawieniu.

Obrońcy tytułu idą jak burza. W kolejnych 10 meczach nie znaleźli pogromcy, mimo że siedem z tych spotkań rozgrywali na parkiecie przeciwnika. Stary lis Andrej Urlep znów ustawia ligę jak chce, choć wciąż dysponuje relatywnie krótką kołdrą. Jeremiah Martin świetnie zastępuje MVP ubiegłego sezonu w barwach Śląska, Travisa Trice’a, będąc czołowym strzelcem rozgrywek. Dzielnie sekundują mu Conor Morgan oraz będący w życiowej formie Łukasz Koledna. Siłę ognia wzmocnił wracający po długiej kontuzji ścięgna Achillesa Justin Bibbs, na którego powrót wrocławianie czekali ponad 14 miesięcy. Wielkie uznanie dla działaczy z Wrocławia, którzy podpisując kontrakt z Bibbsem na dwa lata nie pozbyli się go zaraz po odniesieniu kontuzji, a postawili na jego leczenie i rehabilitację. Amerykanin ma wobec Śląska spory dług wdzięczności, który może spłacić dobrą grą na parkietach Energa Basket Ligi oraz EuroCup, w którym wrocławski zespół póki co zawodzi na całej linii. Nieskazitelny bilans dolnośląskiej ekipy już w niedzielę może popsuć wicelider tabeli, czyli…

… Trefl Sopot. Trener Żan Tabak znakomicie poukładał „klocki” w swoim zespole. Transfer Garetta Nevelsa jest strzałem w „dziesiątkę”, Wesley Gordon wyrósł na czołowego podkoszowego całej ligi, Jarosław Zyskowski punktuje z dystansu jak maszyna (68% skuteczności!), a to nie koniec bowiem do zespołu dołączyli w ostatnich kilkunastu dniach Chorwat Ivica Radić i Belg Jean Salumu. Gdyby nie październikowa kompromitacja w Lublinie, Trefl ustępowałby Śląskowi tylko gorszym bilansem małych punktów. Na dziś to murowany kandydat do medalu. Swoją siłę sopocianie zaprezentowali w starciu z ostrowskimi „Bykami”, których odprawili z bagażem 15 punktów. Kompletny team, oparty na kilku liderach może być w końcowym rozrachunku kluczem do sukcesu zespołu z Sopotu.

Podium zamyka BM Stal Ostrów Wielkopolski, legitymująca się bilansem 8-2. Podopieczni trenera Andrzeja Urbana mimo wpadki ze Startem Lublin i zasłużonej porażki z Treflem prezentują się wyśmienicie. Sezon życia, zarówno punktowo, jak i na tablicach, gra weteran Damian Kulig. Kapitalnie w ataku prezentują się Adonis Thomas i wreszcie Jakub Garbacz, który w poprzednim sezonie był sporym rozczarowaniem ostrowskiej ekipy. Jedynym mankamentem wydaje się zmiana rozgrywającego. Quentin Snider był kompletnym niewypałem, a ściągnięty w jego miejsce Scott Reynolds póki co nie jest wyraźnie lepszy. Kto wie czy Reynolds zaraz nie podzieli losu Snidera. Głośno mówi się o pozyskaniu przez Stal byłego rozgrywającego PAOK Saloniki, Malcolma Griffina. Załatanie luki na tej pozycji może pozwolić „Bykom” realnie myśleć o medalu.

Tuż za podium mamy lekki ścisk. W gronie walczących o rozstawienie w play-offach znajdują się obecnie brązowi medaliści z Anwila Włocławek, wicemistrzowie Polski Legia Warszawa, będący w przebudowie Enea BC Zastal Zielona Góra oraz – tu niespodzianka – King Szczecin. Zespół ze stolicy województwa zachodniopomorskiego jest jak na razie rewelacją tegorocznych rozgrywek Energa Basket Ligi. Trener Arkadiusz Miłoszewski skompletował kadrę, która pozwala mu toczyć zacięte, ale przede wszystkim zwycięskie boje w zasadzie z każdym zespołem w lidze. Szczecinianie wyraźnie, bowiem różnicą aż 25 punktów przegrali jedynie ze Śląskiem. Phil Fayne jest liderem co się zowie, zaś pozyskani z Zastalu Tony Meier i Andrzej Mazurczak grają jak za najlepszych sezonów w Zielonej Górze. Powierzenie prowadzenia gry Mazurczakowi było znakomitą decyzją, bowiem rozgrywający prezentuje obecnie reprezentacyjny poziom. Kingowi nie zaszkodziła nawet strata Sherrona Dorseya-Walkera na rzecz Startu Lublin. Pozyskany w jego miejsce Bryce Brown spisuje się równie dobrze.

Anwil i Legia to zespoły, które na tym etapie sezonu nieco rozczarowują. W przypadku włocławskich „Rottweilerów” sporym osłabieniem jest kontuzja Janariego Jöessara, którego uraz wyklucza z gry w tym sezonie. Poniżej oczekiwań gra Josh Bostic – niegdyś gwiazda Asseco Arki Gdynia dziś wygląda jak odcinający kupony koszykarski emeryt. Jeśli doświadczony Amerykanin zacznie grać na miarę swoich możliwości, w parze z pozyskanym z Sokoła Łańcut Lee Moore’m może ponownie dać Anwilowi półfinał. We Włocławku mają skład, by to osiągnąć. Podobnym rozczarowaniem do Bostica jest w Warszawie Geoffrey Grosselle. Świeżo upieczony reprezentant Polski i były MVP Polskiej Ligi Koszykówki zupełnie nie przypomina siebie samego sprzed dwóch lat. Dobre występy przeplata bardzo słabymi. Legię za uszy ciągną znakomity Devyn Marble oraz Travis Leslie. W ostatnich dniach warszawianie skorzystali z opcji wykupu Billy’ego Garreta, ubiegłorocznej gwiazdy Grupy Sierleccy Czarnych Słupsk. Garrett nie przebił się w Bundeslidze i podpisał krótkoterminowy kontrakt w Gdyni. Win-win situation – Legia pozyskuje znakomitego gracza, Arka zyskuje dodatkowe środki do budżetu i możliwość uzupełnienia składu wartościowym obcokrajowcem.

Z kolei w Zielonej Górze tanim kosztem walczą o udział w play-off. Specyficzny to sezon, w którym najlepszym graczem jest Polak. W tym jednak przypadku mocno kibicujemy Przemysławowi Żołnierewiczowi, który poprzedni sezon spisał na straty odbudowując się po kontuzji. W tym prezentuje poziom, do którego zaczął nas przyzwyczajać jeszcze w barwach Arki przed dwoma laty. Pozytywnymi akcentami Zastalu są synowie ś.p. Adama Wójcika, bliźniacy Szymon i Jan, których rozwój bacznie obserwujemy. Szymon po przygodzie w NCAA z powodzeniem próbuje swoich sił w PLK, Janek skorzystał z szansy na więcej minut niż u trenera Urlepa. Zagraniczna rotacja nie powala na kolana, ale Bryce Alford i Alen Hadžibegović pokazują, że można na nich liczyć. Jeśli Zastal będzie w stanie nawiązać walkę z czołówką, miejsce w play-off powinno być pewne. W przeciwnym razie możemy być świadkami niespodzianki in minus.

Po serii porażek z dna tabeli wygrzebał się beniaminek, Rawlplug Sokół Łańcut, ale na Podkarpaciu mimo to dzieje się jak w brazylijskiej telenoweli. Najpierw łańcucianie stracili najlepszego strzelca, Lee Moore’a na rzecz Anwilu. Już bez niego wygrali w Lublinie i pokonali Enea Abramczyk Astorię Bydgoszcz. Wydawałoby się, że dwa wygrane spotkania zapewnią trochę spokoju w Łańcucie, tymczasem ni stąd ni z owąd z roboty wyleciał trener Radosław Soja. Szok to mało powiedziane. Nowy szkoleniowiec, Marek Łukomski dostał na pozycję Moore’a nowego strzelca. Corey Sanders już dwa lata temu błyszczał w Bydgoszczy. Teraz ma równie udany początek przygody w Sokole. Pod tablicami również wzmocnienie, choć w przypadku Adama Kempa trzeba mocno trzymać kciuki za jego zdrowie. Jeśli to dopisze beniaminek będzie miał z niego sporo pociechy.

Źle się dzieje w kujawsko-pomorskim. Na dnie tabeli Toruń i Bydgoszcz z bilansem 1-9. Wyniki Twardych Pierników są gorsze niż gra, bowiem skład toruńskiej ekipy nie jest aż tak słaby, aby „wycierać się” na dole ligowego zestawienia. Trener Miloš Mitrović faktycznie nie trafił z dwoma obcokrajowcami na obwodzie (Jordan Burns i Markus Burk – red.), ale im już podziękowano, a w ich miejsce pojawili się gracze skuteczniejsi – Amerykanin Sterling Gibbs i Serb Vasilije „Vasa” Pušica. Jeśli zespół „dotrze się” na dobre, wyniki w końcu przyjdą. Dużo gorzej sprawa wygląda w Bydgoszczy. Jakim cudem Astoria wygrała z Anwilem? Tego nie wie nikt i nikt nie próbuje tłumaczyć. Podopieczni trenera Marka Popiołka legitymują się najgorszą obroną w lidze – aż czterokrotnie rywale rzucali im ponad 100 punktów. Zespół trzyma się na trzech Amerykanach. Gdyby nie Eddy Polanco, Mike Smith i Ben Simons bydgoszczanie byliby w tragicznej sytuacji. Mały budżet ogranicza pole manewru działaczy Astorii na rynku transferowym, ale ci nie próżnują. Pożegnano już Nicka Muszynskiego i – co dość zaskakujące – Polanco, który był najlepszym strzelcem zespołu. W ich miejsce pojawili się Myke Henry i Litwin Paulius Petrilevičius. W 14. kolejce, tuż przed Sylwestrem, czekają nas derby kujawsko-pomorskiego. Po nich ktoś na dłużej zakotwiczy jako „czerwona latarnia” ligi.

Sporo ruchów personalnych na tym etapie sezonu jest już standardem w naszej lidze. Jak mówią trenerzy: “Jeśli nie patrzysz na rynek, to znaczy, że cię nie ma w tym biznesie.”. Niewykluczone, że w kolejnych dniach dowiemy się o nowych roszadach w składach klubów Polskiej Ligi Koszykówki. Wszystkim zespołom życzymy dobrych i mądrych decyzji, aby skorzystała na tym cała liga.

Related Articles