Skip to main content

Trudna sytuacja czeka mistrzów Polski w rewanżu. FC Kopenhaga wygrała w Sosnowcu 1:0. Duńczycy w zeszłym sezonie nie przegrali u siebie z Manchesterem City, Sevillą i Borussią Dortmund w fazie grupowej Champions League. O awans będzie bardzo trudno.

Ten przeklęty rykoszet… i te przeklęte milimetry… to dwie akcje, które miały największy wpływ na wynik tego spotkania. FC Kopenhaga w pierwszej połowie nie oddała ani jednego celnego strzału na bramkę Vladana Kovacevicia, a mimo to… prowadziła 1:0 i schodziła z pozytywnym wynikiem na przerwę. Raków miał w 9. minucie ogromnego pecha. Mohamed Elyounoussi chciał dośrodkowywać, a trafił w obrońcę gospodarzy – Bogdana Racovitana. Piłka odbiła się tak nieszczęśliwie, że zaskoczyła bośniackiego golkipera, bo wślizgnęła mu się do siatki tuż przy słupku. Nie pomogła na pewno też deszczowa pogoda, bo murawa była śliska. W ten przypadkowy sposób Kopenhaga objęła prowadzenie. Potem okazało się, że był to jedyny gol w tym pierwszym meczu IV rundy eliminacyjnej.

Do remisu zabrakło milimetrów. Pozycja niemożliwa do wyłapania ludzkim okiem. Myląca była nawet pierwsza kamera, która pokazała tę sytuację. Zareagowała technologia półautomatycznego wyłapywania spalonych. Grafika komputerowa pokazała widzom w przybliżeniu, że dosłownie jakaś malutka część barku Milana Rundicia była wychylona przed zawodnika Kopenhagi. Po raz kolejny ogromny pech dopadł częstochowian. Akcja wyglądała na z góry zaplanowaną – umyślnie trochę przeciągnięte dośrodkowanie na dalszy słupek, wygrany pojedynek główkowy Rundicia i zgranie piłki. W polu karnym czekało aż czterech zawodników, w zależności od tego, gdzie obrońca zgrałby piłkę. Podał akurat do Giannisa Papanikolaou, który pokonał Kamila Grabarę. Polskiego golkipera uratowały milimetry.

Nie można powiedzieć, żeby Raków nie stworzył okazji. Było ich kilka. Nie miała ich za to FC Kopenhaga, bo Duńczyków ewidentnie zadowalało jednobramkowe prowadzenie. Zresztą xG na poziomie 0,17 dobitnie świadczy o tym, że Kovacević za dużo się nie napracował. Raz tylko przy jeszcze innym rykoszecie i co ciekawe, też po uderzeniu Elyounoussiego. Przy czym Kamil Grabara też za trudnych strzałów bronić nie musiał. Najbliższy pokonania Polaka był Sonny Kittel, który wyraźnie ożywił grę gospodarzy po wejściu na boisko w drugiej połowie. Mógł strzelić kolejnego pięknego gola w europejskich pucharach, ale piłka uderzona przez niego z woleja przeleciała nad poprzeczką. Dobrą sytuację miał też Łukasz Zwoliński, ale nawet dobrze nie trafił w piłkę, żeby postraszyć bramkarza Kopenhagi.

Raków ma pewność, że zagra w fazie grupowej Ligi Europy. Trzeba jednak powiedzieć, że awans do grupy Ligi Mistrzów się oddalił. Kopenhaga u siebie to zupełnie inny zespół niż na wyjazdach. Grabara, słynący z tego, że raczej nie gryzie się w język, mówił w “TVP Sport” z przekonaniem, że przejdą do dalszej fazy. Był przy tym bardzo pewny siebie.

Related Articles