Przed nami majówka z polską piłką. Od dziś do poniedziałku 30. kolejka Ekstraklasy, a już we wtorek finał Pucharu Polski. Jak dobrze pójdzie, to za kilka dni Raków Częstochowa może paradować w podwójnej koronie. Jest jednak kilka warunków.
Raków i Legia z uwagi na wtorkowy finał PP zagrają swoje mecze ligowe już dziś. Najpierw o 18:00 Legia zagra z Wisłą Płock. Nafciarze wiosną punktują mizernie i na pewno nie są faworytem, ale jeśli faktycznie urwą punkty gospodarzom, wówczas Raków będzie miał mistrzostwo kraju na wyciągnięcie ręki już dziś. O 20:30 częstochowianie zagrają z Lechią Gdańsk, która powoli może szykować się do pobytu w I lidze… w najlepszym wypadku. Nie brak bowiem opinii, że ewentualny, coraz bardziej prawdopodobny, spadek gdańszczan, będzie oznaczał rozpoczynanie wszystkie od nowa, od poziomu IV ligi. Czas pokaże, jak to się potoczy, ale scenariusz, w którym już dziś Raków zaklepuje sobie „majstra” nie jest szczególnie nieprawdopodobny. Nawet jeśli tak nie będzie, to oznaczać to będzie jedynie oddalenie się w czasie nieuniknionego.
W sobotę o 15:00 Jagiellonia zagra z Wartą. Białostoczanie wygrali dwa z trzech ostatnich meczów i zapewnili sobie oddech w końcówce. Z kolei Warta wciąż pozytywnie zaskakuje wszystkich dookoła i wciąż może jeszcze spłatać figla Lechowi lub Pogoni i wskoczyć do europejskich pucharów, a przy dobrych wiatrach nawet na podium ligi. Strata pięciu i sześciu punktów to sporo, ale nie takie cuda w piłce widywaliśmy. Droga do spełnienia marzeń wiedzie jednak przez stolicę Podlasia.
Zagłębie vs Widzew to drugi sobotni mecz. Tutaj stawka jest znacznie wyższa niż w przypadku meczu z 15:00, bo lubinianie balansują na cienkiej linie. Mają tylko punkt więcej niż sąsiad zza miedzy, czyli będący w strefie spadkowej Śląsk. Był moment w tej rundzie, gdy wydawało się, że Waldemar Fornalik spokojnie wydźwignie Zagłębie do środka tabeli i końcówka nie będzie nerwowa. Jest wręcz przeciwnie, a Miedziowi nie wygrali żadnego z sześciu ostatnich spotkań. Widzew z kolei nie wygrał już od ośmiu meczów, ale łodzianie nabili sobie tyle punktów, że mogą pójść spać do końca sezonu, a i tak nie spadną. „Idealny rywal by się przełamać” – pomyśleli jedni i drudzy.
Na koniec soboty mecz Piasta Gliwice z Pogonią Szczecin. Gliwiczanie znów są rycerzami wiosny. Na osiem ostatnich meczów wygrali siedem, a jeden zremisowali. Doskoczyli do szerokiej czołówki Ekstraklasy i mają tylko 2 punkty mniej niż Warta i siedem mniej niż Lech. Przy bardzo szczęśliwym zbiegu okoliczności Piast może jeszcze myśleć o europejskich pucharach. Prawdopodobnie jednak to się nie wydarzy, choć przy ewentualnej wygranej nad Pogonią, strata do Portowców zmaleje tylko do pięciu punktów… Czy team Aleksandara Vukovicia stać na ogranie dobrze spisującej się ostatnio Pogoni, z rozpędzonym Kamilem Grosickim w składzie?
Znajdujący się na skraju katastrofy, jaką byłby spadek, Śląsk Wrocław zagra w niedzielne południe z Radomiakiem. Niespodziewanie klub z Radomia dołączył do walki o utrzymanie, co jeszcze parę tygodni temu wydawało się mało prawdopodobne. Gdyby ktoś parę miesięcy temu powiedział, że do Radomia przyleci samolot z Paryża, a Radomiak spadnie z ligi, to brzmiałoby to jak mało śmieszny żart. Tymczasem jeden element tego scenariusza już się sprawdził, a drugi może się sprawdzić. Dość powiedzieć, że jeśli Śląsk wygra, będzie miał tylko punkt mniej niż Radomiak.
Stal Mielec – Korona Kielce to drugi niedzielny mecz. Obie ekipy mają po 35 punktów, podobnie jak Górnik Zabrze i rzeczony już Radomiak. Żadna z nich nie może być na 100% pewna utrzymania, ale każda po cichu liczy, że kwestię spadku załatwią pomiędzy sobą drużyny z Dolnego Śląska. Ewentualny zwycięzca meczu w Mielcu będzie już w bardzo wygodnej sytuacji. Patrząc na ostatnią formę, faworyta upatrywać należałoby w ekipie z Kielc.
Niedzielę z Ekstraklasą zakończy mecz Lecha Poznań z Górnikiem Zabrze. Zabrzanie są oczywiście w gronie zespołów, które nerwowo oglądają się za siebie. Lechici remisując dwa ostatnie mecze stracili pozycję nr 3. Nie dość, że umknąć może brązowy medal, to jeszcze za plecami czai się nieobliczalny sąsiad zza miedzy, który dwa lata temu już raz utarł nosa Lechitom, zostając „mistrzem Poznania”. Drugi taki cios w miękkie podbrzusze nie wchodzi w grę – tak myślą przy Bułgarskiej. Ale życie pokaże, jak będzie naprawdę. Na pewno Lech, który wreszcie nie ma za sobą pucharowego czwartku i nie będzie już mieć takowego w tym sezonie, jest faworytem w meczu z Górnikiem.
Kolejkę kończy niezbyt istotny mecz przy Kałuży w Krakowie. W poniedziałek Cracovia zagra ze zdegradowaną już (na 99%) Miedzią Legnica. Gospodarze od dłuższego czasu są w bezpiecznym środku tabeli i nie muszą się przejmować praktycznie niczym. Miedź nie potrafi wygrywać i nawet gdy gra nieźle, to na koniec maksymalnie remisuje. W ten sposób ligi uratować się nie da.