Skip to main content

Hitem rozpoczynającej się dziś 26. kolejki Premier League jest mecz Manchesteru City z Tottenhamem. Rywalizacja zapowiada się bardzo ciekawie co najmniej z kilku powodów.

Po pierwsze jest to rewanż za kolejkę otwarcia, w której niespodziewanie Koguty pod wodzą Nuno Espirito Santo pokonały Citizens 1:0 po jedynej bramce Sona. Mecz toczył się pod całkowite dyktando mistrzów Anglii, ale Tottenham groźnie kontrował. W końcu Koreańczyk strzałem zza pola karnego zapewnił gospodarzom trzy oczka. To były miłe złego początki dla Spurs. Po trzech kolejkach był przecież komplet punktów i pozycja lidera, a parę tygodni Espirito Santo dostał wypowiedzenie z pracy. Zastąpił go Antonio Conte.

Zresztą, przygoda Conte z Tottenhamem zaczyna przypominać tę w wykonaniu Portugalczyka. Początek był obiecujący. Tottenham nie przegrywał w lidze i podgonił czołówkę. Wizja zajęcia miejsca w TOP 4 na koniec rozgrywek była całkiem realna. Ostatnie tygodnie to jednak znacznie gorszy czas. Koguty przegrały w lidze kolejno z Chelsea, Southamptonem i Wolves. Wcześniej odpadły z Pucharu Ligi, również z Chelsea. Strefa premiująca grą w Lidze Mistrzów znów się oddaliła. A dziś rywal z najwyższej półki – lider, który kilka dni temu zrobił ze Sportingu miazgę w pierwszym starciu 1/8 finału Champions League.

Mówiliśmy, że Citizens chcą rewanżu za inauguracyjną porażkę. Jest jednak jeszcze jeden aspekt tej rywalizacji – to Harry Kane. Latem Obywatele bezskuteczni zabiegali o podpis Anglika. Nie to, że on nie chciał. Snajper Tottenhamu zapowiedział, że jego przygoda z klubem z północnego Londynu dobiega końca. Daniel Levy, właściciel klubu, był jednak innego zdania. Sukcesywnie odrzucał kolejne oferty Man City za swojego gwiazdora i finalnie zatrzymał go jeszcze na sezon. Czy już ostatni? Tego nie wiemy, ale na pewno Levy nie tak wyobrażał sobie formę strzelecką Kane’a. Rok temu kapitan reprezentacji Anglii został królem strzelców i królem asyst w lidze. Teraz? Ma pięć bramek i dwa ostatnie podania do kolegów. Częściej do bramki rywali trafiali w Premier League tacy gracze jak Conor Gallagher, James Ward-Prowse, Che Adams, Emile Smith Rowe czy Youri Tielemans. Ciut lepsze liczby ma nawet Joshua King ze słabiutkiego Waftordu. Nikt nie podważa klasy Kane’a, ale ten sezon nie odzwierciedla na pewno jego możliwości. Być może potwierdza zaś, że z niewolnika nie ma pracownika…

Podczas gdy Tottenham wpadł w kryzys, Manchester City punktuje i utrzymuje pozycję lidera Premier League. Serię zwycięstw zaburzył jedynie remis z Southampton, ale trzeba to traktować jako wypadek przy pracy. Ostatniej porażki w lidze team Guardioli doznał 30 października, gdy sensacyjnie uległ Crystal Palace. Ostatniej porażki w ogóle – 7 grudnia, w mało istotnym już meczu z RB Lipsk. Mimo tamtego rezultatu Obywatele i tak zajęli bowiem 1. miejsce w grupie. Trzy ostatnie mecze Citizens? 2:0 z Brentford, 4:0 z Norwich, 5:0 ze Sportingiem. Zespół wygląda na gotowy, by walczyć o potrójną koronę – mistrzostwo, Puchar Anglii i upragnioną Ligę Mistrzów. W poprzednim roku na drodze stanęła Chelsea. Guardiola na pewno łatwo nie zrezygnuje jednak z marzeń.

Sytuacja kadrowa w obu ekipach jest dobra. W zespole gospodarzy pod znakiem zapytania stoją występy Jacka Grealisha i Gabriela Jesusa – obydwaj byli nieobecni w starciu w Lizbonie. Conte ma do dyspozycji niemal wszystkich kluczowych piłkarzy. Tutaj znak zapytania stawiamy tylko przy Japhecie Tangandze.

Początek meczu Man City – Tottenham w sobotę o 18:30.

Related Articles