Juventus po raz pierwszy od sezonu 2011/12 skończy sezon bez żadnego pucharu w gablocie, co podsumowuje kiepski sezon tego klubu w kraju i w Lidze Mitrzów. Puchar Włoch był ostatnią szansą na trofeum, ale tam lepszy okazał się Inter, który wygrał 4:2 po dogrywce.
Od sezonu 2011/12 Juventus kończył sezon z jakimś trofeum. Było to przede wszystkim dziewięć mistrzostw z rzędu, a w ostatnim sezonie na osłodę Puchar Włoch. Cztery razy z rzędu sięgnęli po krajowy dublet, wygrali również pięć Superpucharów. W tym czasie dotarli też dwa razy do finału Ligi Mistrzów, jednak przegrali z Barceloną i Realem Madryt. Ostatnie lata w Europie to pasmo niepowodzeń – odpadanie z Ajaksem, Lyonem, Porto, czy w tym sezonie z Villarreal to już zbyt częste wpadki. Mimo to Juventus od 11 lat zawsze dokładał jakiś krajowy sukces. Tym razem w lidze było już za późno na gonitwę, a znów ostatnią szansę stanowiło Coppa Italia. Przeciwko Interowi się nie udało.
Zaczęło się od mocnego uderzenia Nerazzurrich. Bierność obrońców wykorzystał Nicolo Barella, najpierw kiwnął Cuadrado, a później zauważył, że kompletnie nikt go nie atakuje, więc… po prostu zapakował po dalszym słupku, a Mattia Perin nawet się nie ruszył. Zakaria i Bernardeschi tylko się patrzyli i zasłużyli po tej akcji na suszarkę, zabrakło jakiegokolwiek minimalnego utrudnienia, doskoku. Do przerwy taki wynik się utrzymał, choć doskonałą okazję miał Dusan Vlahović. Samir Handanović ma swoje za uszami, jeśli chodzi o błędy, ale tym razem zachował się jak najwyższej klasy fachowiec. Popisał się efektowną paradą. Ze strzałem De Ligta poszło mu już łatwiej. Do przerwy mieliśmy więc 1:0 dla Interu, a Juventus musiał się obudzić.
I rzeczywiście to zrobił. W dwie minuty odwrócił losy spotkania. Najpierw trafił Alex Sandro i w tym momencie Handanović już zawalił. Kiedy Inter jeszcze rozpamiętywał stratę bramki, to poszła bardzo szybka kontra i Dusan Vlahović zdobył swoją 28. bramkę w tym sezonie. Położył na czterech literach D’Ambrosio i jeszcze jego pierwszy strzał zatrzymał Handanović, ale akurat piłka znów trafiła pod nogi Serba i drugą próbę zamienił już na gola. Dosłownie krótki moment wstrząsnął Interem, teraz to on musiał gonić wynik. Udało się wyrównać z rzutu karnego, który wykorzystał Hakan Calhanoglu. Mieliśmy więc dogrywkę.
W dogrywce był za to jeden bohater, stary i poczciwy Ivan Perisić. Najpierw bardzo pewnie wykorzystał karnego, bo na boisku nie było już Calhanoglu, a później przyjął prawą, uderzył błyskawicznie lewą z okolicy szesnastego metra i wyszło to naprawdę efektownie. Juventus jeszcze próbował coś zdziałać, ale był bezradny, nie potrafił odrobić dwóch goli straty. Właściwie to kiepsko próbował, bo… nie oddał nawet żadnego celnego strzału na bramkę Handanovicia przez dodatkowe 30 minut. Do tego pod koniec pierwszej połowy dogrywki czerwoną kartką został ukarany… Massimiliano Allegri. Trener Juve awanturował się z ławką rezerwowych Interu, potem tłumaczył się tym, że został kopnięty przez jednego z piłkarzy tego klubu.
Nerazzurri mają świetną pucharową passę, bo do mistrzostwa z zeszłego sezonu dołożyli właśnie Coppa Italia i cały czas są w grze o to, by obronić tytuł mistrza.