Niewiele jest rzeczy, które mogłyby zjednać większość trenerów czołowych klubów Europy. Jedną z nich jest na pewno niechęć do Pucharu Narodów Afryki, który jak zwykle „kradnie” gigantom Starego Kontynentu ich ważne ogniwa. W niedzielę w Kamerunie startuje 33. edycja tego turnieju i można sobie wyobrazić, że Jurgen Klopp, Thomas Tuchel i paru innych menadżerów rzuca właśnie lotkami w tarczę z logo CAF.
PNA tradycyjnie rozgrywany jest zimą, a kluby mają obowiązek zwolnić swoich zawodników na imprezę reprezentacyjną rangi mistrzowskiej. Wyjątkiem był turniej w 2019 roku, rozgrywany w Egipcie, w terminie „przyjaznym” na klubów z Europy, czyli po sezonie. Wstępnie i kolejną edycją planowano na przełom czerwca i lipca, ale z tego pomysłu zrezygnowano. Pewnie pomyśleliście, że przyczyną był koronawirus, ale nie tym razem. Decyzję podjęto jeszcze zanim zaraza rozprzestrzeniła się po świecie. Po prostu organizatorzy uznali, że przeprowadzenie imprezy w miesiącach letnich będzie zbyt dużym wysiłkiem, a nawet zagrożeniem dla zawodników, z powodu panujących wtedy w Kamerunie temperatur. Puchar przeniesiono więc na tradycyjny termin styczniowy. Nie jest jednak tak, że covid nie maczał swoich macek przy terminie imprezy. Wstępnie miała być to bowiem zima 2021 roku, a finalnie jest zima 2022. Podobnie jak w przypadku Euro 2020 – nazwa turnieju nie będzie się zgadzać z rzeczywistym rokiem rozegrania.
Wróćmy do gehenny, jaką dla wielu europejskich klubów jest Puchar Narodów Afryki. Tajemnicą poliszynela jest to, że możni futbolu, głównie z Wysp Brytyjskich, lobbowali za odwołaniem turnieju. Oczywiście doskonałą wymówką byłby „wirus celebryta”, jak mawia Sławomir Mentzen. Na Czarnym Lądzie pojawił się Omikron, a to zjadliwa mutacja, o czym zresztą dobitnie przekonują się Europejczycy. W zasadzie jeszcze pod koniec grudnia trwały debaty nad tym, czy Puchar Narodów Afryki się odbędzie, czy nie. Europa nie mogła jednak odetchnąć z ulgą. Za kilkadziesiąt godzin w Kamerunie rozpocznie się najbardziej barwna z wielkich piłkarskich imprez. Na „dzień dobry” wirusa złapał Pierre-Emerick Aubameyang. Gwiazdor Arsenalu opuści minimum pierwsze grupowe spotkanie swojej ekipy. Covid całkowicie wykluczył z turnieju snajpera Napoli – Victora Osimhena. To tylko wierzchołek góry lodowej. Republika Zielonego Przylądka odnotowała aż 21 zachorowań wśród zawodników i sztabu. Gambijczycy mieli 16 przypadków. Niemal w każdej drużynie pojawiły się dodatnie wyniki. Między innymi z tego powodu organizatorzy pozwolili na zgłoszenie 28-zespołowych kadr. I ku niezadowoleniu Kloppa i spółki turniej wystartuje, a na trybunach zasiadać będzie mogło 60% widzów. Na meczach gospodarzy nawet 80%, co jest o tyle zabawne, że w Kamerunie stopień wyszczepienia społeczeństwa jest śmiesznie niski – nieco powyżej 2%.
Czy rzeczywiście narzekania trenerów klubowych są uzasadnione? Zobaczmy, jacy zawodnicy pojawią się w Kamerunie na co najmniej dwa tygodnie, a w przypadku niektórych nawet na miesiąc.
Andre Onana, Eric Choupo-Moting, Karl Toko Ekambi (wszyscy Kamerun), Naby Keita, Ilaix Moriba, Amadou Diawara (wszyscy Gwinea), Edouard Mendy, Kalidou Koulibaly, Abdou Diallo, Idrissa Gueye, Sadio Mane (wszyscy Senegal), Pierre-Emerick Aubameyang (Gabon), Thomas Partey, bracia Ayew (wszyscy Ghana), Achraf Hakimi, Youssef En-Nesyri, Munir El Haddadi (wszyscy Maroko), Mohamed Salah (Egipt), Alex Iwobi, Wilfried Ndidi, Kelechi Iheanacho (wszyscy Nigeria), Ismael Bennacer, Riyad Mahrez, Said Benrahma (wszyscy Algieria), Serge Aurier, Eric Bailly, Franck Kessie, Maxwel Cornet, Nicolas Pepe, Wilfried Zaha, Sebastian Haller (wszyscy WKS), Amadou Haidara (Mali).
Nagromadzenie gwiazd europejskiej piłki nie mniejsze niż w Copa America, z tą różnicą, że Copa nie jest rozgrywana w problematycznym dla klubów terminie. A to i tak tylko wyselekcjonowana grupa naprawdę największych gwiazd, które będziemy mogli oglądać już od najbliższego weekendu. Piłkarzy reprezentujących europejskie kluby jest znacznie więcej, choć są i reprezentacje oparte całkowicie lub prawie całkowicie o krajowych graczy. W ciemno można jednak zgadywać, że nie powalczą one o sukces.
No właśnie – faworyci. Za głównego uchodzi reprezentacja Senegalu, finalista PNA sprzed ponad dwóch lat. Trudno się dziwić. Mendy to w tej chwili jeden z najlepszych bramkarzy na świecie, Koulibaly jeden z najlepszych stoperów, a o klasie Mane nawet nie ma sensu wspominać. Ta trójka jest obudowana naprawdę solidną grupą piłkarzy, wyłącznie z europejskich klubów. Gdzie nie spojrzysz, gracze z lig TOP 5. Za Senegalem przemawiać może także głód zwycięstwa – ta reprezentacja nigdy nie wygrała Pucharu Narodów Afryki, a w ostatnim zajęła 2. miejsce. Duża część piłkarzy pamięta przegrany z Algierią finał. Mobilizacji nie powinno zabraknąć.
Algieria to kolejny mocny kandydat do złota. Motorem napędowym musi być znów Mahrez. Ma on sporo kolegów ze Starego Kontynentu, ale jest także zauważalna grupa zawodników z Afryki, głównie z północnej. Czterech piłkarzy w kadrze obrońców tytułu reprezentuje kluby katarskie.
Prawdziwym dream teamem, porównywalnym tylko z Senegalem, dysponuje Wybrzeże Kości Słoniowej. Dość powiedzieć, że w składzie Iworyjczyków mamy lidera klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów – mowa o Hallerze. W każdej formacji „Słonie” mają uznanych w Europie graczy, a szczególnie mocna wydaje się być ofensywa. Cóż, trudno się dziwić – w końcu to spadkobiercy Didiera Drogby. WKS triumfował w turnieju 7 lat temu.
Wśród zespołów, które mają także realne szanse powalczyć o medale wymienia się Egipt, Kamerun, Nigerię, Mali czy Ghanę. To dość klasyczny zestaw najsilniejszych ekip w Afryce. W turnieju zobaczymy też dwóch debiutantów – Komory i Gambię. Po wielu latach do finałów wraca Sierra Leone. Za sporą egzotykę wśród uczestników mogą uchodzić takie kadry jak Mauretania, Republika Zielonego Przylądka, Malawi czy Etiopia.
Afryka poszła drogą Europy, powiększając turniej do 24 drużyn. Tak grano w 2019 roku w Egipcie i taka formuła póki co ma obowiązywać. System rozgrywek jest zresztą żywcem wyjęty z Mistrzostw Europy. Sześć grup po cztery drużyny, potem 1/8 finału, ćwierćfinały, półfinały i finał. Jedyna różnica to fakt rozgrywania meczu o 3. miejsce, czego na Euro się nie praktykuje. Przed nami zatem 52 mecze, od 9 stycznia do 6 lutego.
Już w fazie grupowej czeka nas kilka zacnych pojedynków. W oczy rzucają się starcia Egiptu z Nigerią (11 stycznia, 17:00) i Algierii z WKS (20 stycznia, 17:00). Turniej otworzy oczywiście mecz z udziałem gospodarzy. Kameruńczycy w niedzielę o 17:00 zmierzą się z Burkina Faso. „Nieposkromione Lwy” będą faworytem. Za największą gwiazdę Burkina Faso należałoby obecnie uznać Bertranda Traore z Aston Villi. W tym sezonie uzbierał on 150 minut w Premier League.
Często w Pucharze Narodów Afryki mieliśmy okazję śledzić zawodników z Ekstraklasy. Czy tak samo jest w tym roku? Rodzynkiem będzie Jorginho z Wisły Płock, reprezentujący Gwineę-Bissau. Polskich śladów w turnieju jest jednak trochę więcej. Znany z Legii Jose Kante jest powołany do kadry Gwinei, a Richmond Boakye, do niedawna grający w Górniku Zabrze, jest w składzie Ghany. Mówiło się, że powołanie do tej reprezentacji otrzyma także Yaw Yeboah, ale odchodzący właśnie z Wisły Kraków zawodnik koniec końców został pominięty przez selekcjonera.
Choć turniej za pasem to wciąż nie do końca pewne jest, w jakim składzie się rozpocznie. FIFA zajęła się sprawą Zimbabwe, gdzie władze państwowe ingerowały w funkcjonowanie krajowego związku piłkarskiego. Żądania światowej federacji zostały zlekceważone, a to uruchamia procedurę, prowadzącą do zawieszenia krajowej federacji w prawach członka FIFA. Oznaczałoby to po krótce mówiąc wykluczenie Zimbabwe z PNA. W ich miejsce wskoczyć mogłaby Zambia, sensacyjny triumfator turnieju sprzed 10 lat. Problem jest jednak oczywisty – logistyka. Zawodnicy Zambii nie są przecież w Kamerunie. Musieliby nagle w przyspieszonym trybie zlecieć się z całego świata. Z każdą upływającą godziną wydaje się to coraz mniej prawdopodobne. Bardziej realny jest scenariusz, że ewentualne wykluczenie Zimbabwe skutkować będzie zmniejszeniem liczby uczestników do 23. Senegal, Gwinea i Malawi rozegrałyby wówczas jedno spotkanie grupowe mniej. Byłoby to jednak o tyle problematyczne, że o awansie do 1/8 finału z 3. miejsca w grupie decyduje porównanie bilansów drużyn ze wszystkich grup. Automatycznie zespół z grupy B miałby mniejsze szanse, rozgrywając tylko dwa spotkania.
Jak wspomnieliśmy, rozpoczynający się w weekend turniej to już 33. edycja walki o mistrzostwo Afryki. Do tej pory najbardziej utytułowaną reprezentacją jest Egipt, który zdobywał złoto siedmiokrotnie, w tym trzy z rzędu w latach 2006, 2008 i 2010. Pięć tytułów mistrzowskich ma Kamerun, a cztery Ghana. Aż 15 razy na podium Pucharu Narodów Afryki stawała Nigeria, która w 2019 roku sięgnęła po swój ósmy brąz.
Dobra wiadomość dla klientów Unibet jest taka, że wszystkie mecze PNA można oglądać za pomocą streamów Unibet TV. Wystarczy mieć aktywne konto gracza. Pozostaje mieć nadzieję, że koronawirus, a tym bardziej separatyści, nie popsują piłkarskiego święta.