Część kibiców uwielbia mecze przyjaźni, gdyż jest okazja do spotkania swoich kumpli z innych drużyn. Dla wielu to jednak udręka, gdyż niemal wszyscy zadowalają się remisem i punktami po obu stronach. Tym razem jednak potyczka Cracovii z Lechem będzie wyjątkowa. Wszystko dlatego, że mowa o meczu na szczycie. Trzecie Pasy podejmują lidera Kolejorza. Faworytem będą goście, chociaż tuż przed reprezentacyjną przerwą doznali nieoczekiwanej porażki. Kto będzie górą przy Kałuży w sobotę?
Mieli lechici okazje, by prowadzić po 11. kolejkach z przewagą aż pięciu punktów nad goniącym duetem z Krakowa i Częstochowy. Wiele na to wskazywało, gdyż Kolejorz podejmował beniaminka z Lublina. Lech objął nawet prowadzenie 1:0, a po chwili strzelił także na 2:1. Tego gola nie uznano przez spalonego wielkości milimetrowej. Skończyło się finalnie wygraną Motoru 2:1 przy Bułgarskiej, co zgodnie uznano za sensacje. Dla lechitów była to pierwsza domowa strata w tym sezonie. Do tej pory mieli komplet pięciu wygranych oraz bilans bramkowy 13:1, a tutaj beniaminek przyjechał, jak po swoje i zgarnął komplet punktów. Drużyna Nielsa Fredriksena w tym meczu miała dwa oblicza. Dopóki na boisku byli Antoni Kozubal i Afonso Sousa, dopóty były sytuacje i próby gry przez środek, skąd udało się uzyskać kilka okazji strzeleckich. Potem jednak niezrozumiałe zmiany i przejście na grę dośrodkowaniami. To była woda na młyn dla Motoru, który nie miał kłopotu ze zneutralizowaniem wysokich piłek gospodarzy.
Lechici świetnie punktują u siebie, ale przy tym nie są tak jednowymiarowi, jak Pogoń Szczecin, która jest skuteczna wyłącznie w domu. Kolejorz może i zaczął sezon od porażki z Widzewem oraz remisu w Częstochowie, ale potem przywiózł trzy kolejne wygrane – 1:0 w Lubinie, 2:0 w Mielcu oraz 3:2 z Kielc. Oczywiście można powiedzieć, że wygrywał z drużynami szerokiego dołu tabeli, a tracił punkty z górną częścią tabeli, ale nadal trudno się czepiać ekipy punktującej na poziomie 2,00 pkt/wyjazd.
Najskuteczniejsi drużynowo i indywidualnie
Sobotni mecz to pojedynek dwóch najskuteczniejszych drużyn w Ekstraklasie. Lech strzelił 21 goli, a Cracovia 22 i jako jedyna jest zespołem zdobywającym dwie bramki na każde 90 minut. To spora zmiana względem ubiegłego sezonu, gdy jedni i drudzy niewiele strzelali. Cracovia wówczas z 45 golami legitymowała się średnią 1,33, a Lech strzelając dwie sztuki więcej miał 1,38 bramki na mecz. W skali ligi może to nie były kompromitujące wyniki, ale dla Kolejorza z dużymi ambicjami to była ewidentna wpadka. Tym bardziej że w tyłach wcale nie było rewelacji. Teraz liczby zdecydowanie przemawiają na korzyść lechitów. 21 strzelonych goli to drugi wynik w lidze, podobnie jak siedem straconych bramek. W tej materii lepszy od nich jest jedynie Raków – 4 gole.
Pojedynek w Krakowie to nie tylko drużynowa rywalizacja na szczycie według punktów i strzelonych goli. To także rywalizacja na szczycie klasyfikacji strzelców oraz klasyfikacji kanadyjskiej. W tej pierwszej Mikael Ishak ma 6 goli i wraz z Koulourisem z Pogoni są na drugim miejscu. Tuż za nimi Benjamin Kallman z Cracovii oraz Imad Rondić z Widzewa mający po pięć trafień. Na pierwszym miejscu zdecydowanie Leonardo Rocha z Radomiaka, który już strzelił 9 goli. Tyle że przechodząc do klasyfikacji kanadyjskiej to właśnie napastnik Pasów jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. Kallman do pięciu goli dorzucił już sześć asyst! Dzięki temu jako pierwszy w lidze przekroczył barierę dwucyfrową w “kanadyjce”. W tej materii niedaleko jest Ishak, bowiem do sześciu goli dorzucił dwa ostatnie podania. Tyle że Kallman w tym tempie jest na bardzo dobrej drodze do osiągnięcia double-double i to nie na koniec sezonu, a może nawet po 2/3 rozegranych meczów. W obu skandynawskich przypadkach warto jednak zauważyć bardzo dobrą średnią, jeśli chodzi o przeliczenie liczby bezpośrednich udziałów przy golach drużyny – gol lub asysta – na minuty. W przypadku Kallmana to jeden udział na niecałe 88 minut, a u Ishaka nieco gorzej – 93 minuty potrzebuje na zdobycie bramki lub zaliczenie ostatniego podania.
Złamać klątwę 46 punktów
Cracovia w ostatnich pięciu sezonach zajmowała różne pozycje, ale trzykrotnie kończyła sezon z 46 punktami na koncie. W maju zamknęli poprzednie rozgrywki na 13. miejscu, co wcześniej posadą przypłacił m.in. Jacek Zieliński, którego zastąpił Dawid Kroczek. Młody szkoleniowiec mógłby być… synem dla swojego poprzednika – różnica wieku to 28 lat. Co ciekawe w ubiegłym sezonie prowadził zespół mając “słupa”, który oficjalnie mógł być wpisywany do meczowego protokołu, ponieważ legitymował się jedynie licencją UEFA A. Ten sam kłopot proceduralny mógł się pojawić także w tym sezonie, ale dzięki zakwalifikowaniu się na kurs UEFA Pro już warunkowo, lecz oficjalnie może być trenerem Pasów. W minionym sezonie utrzymał zespół, dzięki zdobyciu 10 punktów w siedmiu meczach. W obecnych rozgrywkach dwukrotnie przegrał – Widzew oraz Cracovia – ale poza tym Pasy odniosły aż siedem zwycięstw. Co ciekawe pokonali na wyjeździe mistrza i wicemistrza z ubiegłego sezonu. Oczywiście wygrana ze Śląskiem to dzisiaj niemal obowiązek, lecz 4:2 na boiskach we Wrocławiu i Białymstoku muszą robić wrażenie. Tym bardziej, że w obu przypadkach musieli odrabiać straty. Z Jagą wyciągnęli z 1:2 na 4:2, a na Dolnym Śląsku przegrywali dwoma bramkami już po ośmiu minutach! Tam jednak mocno uratował ich Rafał Leszczyński swoim nieroztropnym zachowaniem i faulem na Filipie Rózdze od czego zaczęło się całe nieszczęście Śląska.
Cracovia poza ograniem dwóch najlepszych ekip z ubiegłego sezonu, potrafiła pokonać na wyjeździe Raków 1:0, a także u siebie ograli w jednym z najbardziej kontrowersyjnych spotkań tego sezonu Pogoń 2:1. Mecz odbył się chwilę po zalaniu stadionu, gdy miał być grany bez publiczności, a mimo tego… fani KSC weszli na obiekt, na którym nie było jakichkolwiek zabezpieczeń w postaci ochrony itd. Zapewne i w tym przypadku skończy się karami, podobnie jak po sierpniowych harcach kibiców na dachu stadionu przy Kałuży podczas potyczki z Widzewem.
***
Początek sobotniego meczu o godzinie 20:15.