Skip to main content

O ile latem polskie kluby nie osłabiały się przed europejskimi pucharami, o tyle zimą rzeczywistość jest inna. Legia Warszawa pozostała polskim rodzynkiem w Europie, ale niestety do 1/16 finału Ligi Konferencji przystąpi w znacznie słabszym zestawieniu personalnym – na papierze – niż jesienią rywalizowała w fazie grupowej. Czy to zmienia cel warszawian? Nie! Nadal chcą znaleźć się w 1/8 finału.

Jesień w Lidze Konferencji była udana dla warszawian. Drugie miejsce zapewniło awans do wiosennego grania, co nadal dla polskich zespołów nie jest regułą. Drugi rok z rzędu – wcześniej Lech – daje nadzieję, że uda się zbudować regularność pod tym względem. Legioniści nie tylko okazali się lepsi od Zrinjskiego Mostar i AZ Alkmaar, ale przecież wygrali domowy mecz z Aston Villą. Czy angielska ekipa grała na 100%, czy wystawiła najmocniejszy skład to tak naprawdę nie ma znaczenia. Mowa przecież o silnej drużynie z Premier League, która poległa przy Łazienkowskiej. Swoją drogą w ostatnich latach Legii już drugi raz udało się ograć Anglików w pucharach. Wcześniej poległ tam Leicester.

Teraz na drodze warszawian Molde, a więc kierunek bardzo dobrze znany. Nie dość, że Legia grała niedawno z tym klubem, to jeszcze lepiej pamięta dwumecz z innym norweskim klubem Bodo/Glimt, z którym także miał okazje mierzyć się Lech Poznań. Wszystkie dwumecze rozstrzygnięte na korzyść polskich drużyn, co daje duże nadzieje także przed kolejną polsko-norweską batalią.

Kasa się zgadza, skład nieco mniej
Żadna z polskich drużyn tej zimy nie zanotowała takich strat personalnych, jak Legia Warszawa. Stołeczna ekipa straciła dwa niezwykle ważne ogniwa. Najpierw z klubu odszedł Bartosz Slisz. Wychowanek ROW-u Rybnik miał jeszcze rok kontraktu i trzeba było decydować, co będzie najlepsze dla klubu. Odejście teraz dawało kasę, odejście za jakiś czas – pół roku lub rok – dawało jakość w środku pola. Zawodnik i klub wybrali opcje transferu teraz i Slisz jest już zawodnikiem Atalanta United, za około 3,5 miliona euro. Kwota niska, ale proporcjonalna do bliskości końca kontraktu. Ten dużo dłuższy miał Ernest Musi. Miał, bo Albańczyk od kilku dni jest już piłkarzem Besiktasu. Gdy przychodził kilka lat temu do Warszawy, funkcjonował jako albański talent i potencjalny wystrzał. Legii udało się spieniężyć go jeszcze lepiej, niż inny skautingowy strzał w dziesiątkę, Ondreja Dudę. Około 10 milionów euro plus zapisane procenty od przyszłych transferów i inne bonusy to zdecydowanie oferta nie do odrzucenia.

Tyle że stworzono w ten sposób spore kłopoty dla drugiej linii i ofensywnej siły drużyny. Dorzućmy do tego wypożyczenie Igora Strzałka do Stali Mielec plus kontuzje Juergena Celhaki i kołdra zaczyna się robić dość krótka. Oczywiście trudno zakładać, że Legia miałaby zostać w tych rozgrywkach do samego końca, lecz na pewno teraz w gorącym okresie gry czwartek-niedziela-czwartek zdecydowanie przydałoby się więcej zawodników w każde. Więcej jakościowych graczy, bo o tych najgłośniej mówi dyrektor sportowy Jacek Zieliński. Dziennikarz Piotr Koźmiński informował, że Legia jest zainteresowana serbskim talentem Samedem Bażdarem, ale niewykluczone, że chcą kogoś już “na teraz”, a nie jako talent w kontekście przyszłości. Za jakość jednak trzeba będzie zapłacić.

Z odejść dobrą informacją będzie zejście z listy płac Ihora Charatina. Ukrainiec od dłuższego czasu nie jest w pierwszej drużynie, ale pobiera kontrakt z górnej półki w klubie. Teraz podobno jest po testach medycznych w DAC Dunajska Streda, czyli węgierskim klubie na Słowacji. Gdy oficjalnie odejdzie, klubowa księgowa przy Łazienkowskiej powie głośne “ufff”.

Przepchnięta inauguracja ze stratami
Czy pierwszy wiosenny mecz w Ekstraklasie był dla Legii udany? Skończyło się na 1:0, więc można powiedzieć, że tak. Trzy punkty zdobyte, co nie udało się Rakowowi czy Śląskowi, a więc innym ekipom z czołówki. Gra była bardzo daleka od ideału, zwłaszcza w pierwszej połowie, którą oglądało się z bólem zębów(przez obie drużyny). Jednak cel został osiągnięty. Marc Gual wykorzystał podanie Blaża Kramera i skończyło się jednobramkowym triumfem. Szkopuł w tym, że Słoweniec doznał kontuzji, a właściwie małego urazu. Podobnie zresztą jak Radovan Pankov z linii defensywnej. Obaj do wtorku nie trenowali, jednak finalnie znaleźli się na pokładzie samolotu do Norwegii. Obaj mają być gotowi, a Kosta Runjaić prawdopodobnie na nich postawi. Czy tak się finalnie wydarzy, przekonamy się dopiero w czwartek. W przypadku Słoweńca raczej tak się wydarzy, tym bardziej że z drużyną nie poleciał Marc Gual. Hiszpan jest przeziębiony i został w stolicy. Ten brak trzeba uznać za dość znaczącą stratę.

System wiosna-jesień kłopotem
Ileż było dyskusji w naszym kraju o systemach rozgrywania ligi. Wiosna-jesień czy jesień-wiosna i tak wkoło. Nie ma co się oszukiwać. Pierwszy jest lepszy w kontekście bycia “w grze” latem, gdy rozpoczynają się eliminacje. Drugi korzystniejszy właśnie, gdy ruszają puchary w danym roku kalendarzowym. Przypomnijmy, że Molde swój ostatni mecz w kraju rozegrało 9 grudnia, a kilka dni później z Bayerem Leverkusen zamknęło granie o stawkę. Teoretycznie Legia niewiele dłużej grała, a dopiero teraz zaczęła. Jednak mają za sobą już coś, co na Molde dopiero czeka. Trzy sparingi to maks, na co mógł liczyć trener Erling Moe, który całą swoją trenerską karierę spędził w tym klubie. Liga dla Norwegów rusza dopiero w pierwszy weekend marca! Do tego czasu Legia będzie miała rozegranych pięć meczów!

Nie ma jednak mowy o lekceważeniu mowy być nie może. W grupie Ligi Europy zajęli trzecie miejsce z 7 punktami. Wygrał ją Bayer Leverkusen(komplet), przed Karabachem. Norwedzy swój dorobek zawdzięczają głównie wygranym ze szwedzkim Hacken. Tyle że Molde w ubiegłym roku zdecydowanie zawiodło na krajowym podwórku. W 2022 roku zdemolowali norweską Eliteserien. Wtedy w 30. meczach zdobyli 78 punktów, wyprzedzając Bodo o 18 “oczek”! Teraz zakończyli dopiero na piątym miejscu, mając ledwie 51pkt. Uratował ich wygrany krajowy puchar, który zapewnił przepustkę do europejskich pucharów na lato 2024.

***

Tradycyjnie, jak to w Norwegii, legioniści trafią na sztuczną murawę. Oczywiście wokół niej wyrasta wiele mitów. Z jednej strony piłkarze niezwykle narzekają na taką nawierzchnię. Z drugiej patrząc na poniedziałkowy mecz Korony z ŁKS-em, raczej jasnym jest, która nawierzchnia sprzyja grze w piłkę. Podpowiem od razu, że nie jest to kartoflisko w Kielcach… Zresztą trenowanie kilka dni na “sztuce” miało pomóc legionistom właśnie w złapaniu pewności i automatyzmów w grze, która nieco będzie się różnić. Głównie pod względem “zachowania” piłki przy odbiciach itd.

Kogo się bać?
Gdyby kierować się wartością piłkarzy wg portalu Transfermarkt numerem jeden jest Emil Breivik. Zbieżność nazwiska z jednym z najsłynniejszych Norwegów XXI wieku przypadkowa. Na szczęście dla Legii tego zawodnika zabraknie ze względu na kontuzję, której doznał w grudniu. Powrót za jakiś czas, zatem ominą go spotkania z Legią w Lidze Konferencji. Drugim najwięcej wartym piłkarzem jest Mathias Fjortoft Lovik(3 miliony euro), ale w jego przypadku dodatkowy atut gra wiek. Dwa i pół miesiąca temu skończył dopiero 20 lat. Lewy obrońca ma zatem wysoki potencjał sprzedażowy na przyszłość, a że Molde potrafi promować piłkarzy to pokazali w ostatnich latach.

Najgłośniejszym piłkarzem, który rozwinął się po odejściu z Molde był niejaki Erling Haaland, za którego RB Salzburg zapłacił kilka lat temu 8 milionów euro. Największa gwiazda norweskiego futbolu nie jest jednak najdrożej sprzedanym graczem Molde. To miano dzierży David Datro Fofana, który kosztował Chelsea 12 milionów euro. Iworyjczyk rok temu trafił do Londynu, pograł pół roku, a w obecnym sezonie miał już okazje grać dla Unionu Berlin i Burnley, gdzie przebywa na drugim wypożyczeniu.

Wśród obecnych twarzy w Molde jednym z nazwisk, które kibice z Polski mogą kojarzyć jest Magnus Eikrem. 34-letni kapitan drużyny w młodym wieku trafił przecież do Manchesteru United. Na Old Trafford kariery nie zrobił(bez debiutu), kilka klubów później jednak zwiedził: Heerenveen, Cardiff, Malmo czy Seatle Sounders, aż niecałe sześć lat temu wrócił do domu, gdzie się urodził i wychował. Z kolei Eric Kitolano lepiej jest znany, dzięki bratu Joshuy. Ten dzisiaj gra dla Sparty Rotterdam i jest reprezentantem kraju. Eric miał takową okazje jedynie w reprezentacjach młodzieżowych, podobnie zresztą jak… trzeci z rodu John – dzisiaj gracz drugoligowego Aalesunds.

Jednak najbardziej znanym nazwiskiem dla nas jest Albert Posiadała. 24-letni – za 9 dni – bramkarz jesienią dobrze bronił w Radomiaku i zimą trafił do Molde. Trudno się dziwić wyborowi kierunku, skoro z ligowego średniaka wybrał europejskie puchary i drużynę z czołówki ligi porównywalnej do naszej. Zresztą mówimy o gościu, który poprzedni sezon rozpoczynał na wypożyczeniu w… drugoligowej Wiśle Puławy, a obecny jako numer dwa w Radomiu. Do bramki wskoczył w 4. kolejce i nie oddał miejsca aż do swojego transferu na północ Europy.

***

Początek czwartkowego meczu w Norwegii o godzinie 18:45.

Related Articles