Czy można odpaść z mistrzostw świata, ale po tych 90 minutach być zadowolonym i dumnym? Reprezentacja Polski pokazała, że można. Jeśli w futbolu chodzi przede wszystkim o emocje, to otrzymaliśmy ich między 16:00 a 18:00 bardzo dużo, zwłaszcza w pierwszej, zupełnie bezkompleksowej połowie. Polacy przegrali 1:3 z Francją, ale zyskali dużo, dużo więcej. Sympatię i uznanie.
Jutro w szkołach, na uczelniach, w pracach będzie dominował jeden temat – mecz reprezentacji Polski w 1/8 finału mistrzostw świata. Pewnie frekwencja przed telewizorami, smartfonami, komputerami wyniesie około 20 milionów. Rzadko kiedy naród jest tak zjednoczony, ale taki mecz w takiej fazie mistrzostw to absolutne święto. Ktoś gdzieś w radiu, od znajomego, od syna, czy w telewizji usłyszał, że to pierwszy taki sukces od 36 lat, że udało się w ogóle wyjść z grupy i już samo to działa na wyobraźnię, nie trzeba się specjalnie interesować. Żartem rzuci pani w urzędzie, ekspedientki w sklepie będą się wzajemnie pytały – dlaczego ten Lewandowski strzelał tego karnego drugi raz, ale narracja wszystkich tych rozmów będzie tym razem inna. Te małe rozmówki zdominuje głównie słowo “szkoda”, zamiast “znowu grali jak ofermy”. A jeśli ktoś po takim spotkaniu będzie nadal krytykował reprezentację Polski, to nie ma dla niego ratunku. Będzie smutasem już na zawsze, tylko niech w to nie wciąga innych.
Patrząc na pressing i zaangażowanie reprezentacji Polski można było przecierać oczy ze zdumienia. Zaraz, zaraz, czy to moja reprezentacja? Czy to ci sami ludzie, którzy wyszli świadomie przegrać z Argentyną, ale jak najmniej? Czy oni się czasami nie zamienili koszulkami z mistrzami świata? Okazało się, że nie. Bo ten z gęstymi włosami na lewej obronie, który postanowił asekurować nie jedną pozycję, a trzy nazywa się Bartosz Bereszyński. Ten z opuszczonymi getrami, który był liderem zespołu, chętnie wracał po piłkę, szukał jej i chciał ją rozgrywać to Piotr Zieliński. A ci, którzy tak zasuwali i harowali w odbiorze, jak dzikie osły, to duma Lecha – Kuba Kamiński i duma Legii – Sebastian Szymański. Znakomity mecz rozgrywał też aktywny Przemysław Frankowski. Francuzi tracili piłkę na własnej połowie po zorganizowanym pressingu. Polacy naciskali na mistrzów świata i robili to skutecznie! Z każdą kolejną minutą w naszym zespole rosła pewność siebie. Francuzi mieli swoje okazje. Jasne, tego się nie uniknie, że Mbappe, Griezmann czy inny Dembele będą przez cały mecz schowani do szuflady. A mimo to Matty Cash czy Bartosz Bereszyński próbowali wiele razy tę szufladę zasuwać. Ten pierwszy nie zrażał się, że Mbappe potrafił go brutalnie nawinąć. Co najmniej dwa razy w imponujący sposób wygarnął mu piłkę.
Pierwszą doskonałą okazję Francuzi mieli po naszym wielbłądzie z prawej strony. Zaczęło się od tego, że Krychowiak zamiast podać do przodu (gdzie z kontrą chciało ruszyć z pięciu chłopa!) zaciągnął hamulec, zwolnił akcję i podał do tyłu. Za chwilę Jakub Kiwior podał do Przemysława Frankowskiego, ale kompletnie nie w tempo, na tylną nogę. Zawodnik Lens przyjął ją bardzo źle, Griezmann to wykorzystał, popędził i podał na skrzydło do Dembele. Zamykający akcję wślizgiem Giroud dobrze w piłkę nie trafił. Normalnie to musi być 1:0, ale mieliśmy farta. Nikt się nie przestraszył, że Francja jest taka groźna. I teraz uwaga, bo = w tym artykule pojawia się słowo “szkoda”. Dotyczy przede wszystkim jednej akcji w pierwszej połowie, gdzie Bereszyński włączył się, jak jakiś czołowy lewy obrońca świata, poklepał z Frankowskim, a potem Piotr Zieliński raz uderzył z całej siły w Llorisa, potem z sytuacyjnej dobitki w Hernandeza. Żeby tego było mało, to dobijał jeszcze Kamiński, a z linii bramkowej piłkę wybił Raphael Varane. Dlaczego?! Oprócz tego w tej połowie był strzał Lewandowskiego lewą nogą, uderzenie Matty’ego Casha, którego nikt nie przeciął i zablokowany strzał Kuby Kamińskiego. Szkoda, szkoda, szkoda. Znów trzy razy. Czyli tyle samo, co w 37. minucie. Tej, która zdominuje wszelkie rozmowy w stylu “szkoda” i “co by było gdyby”.
Niestety kilka minut później przegrywaliśmy już 0:1 po błędzie Kiwiora, który łatwo dał się przepchnąć Giroudowi. Dla niego była to bramka szczególna, bo numer 52 dla Les Bleus. Dzięki temu został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców reprezentacji Francji. Zadziała się więc historia. Szkoda, że po tak dobrej grze w naszym wykonaniu. Kyliana Mbappe możesz zatrzymać raz, drugi, trzeci, czy czwarty, ale i tak ze dwa razy cię nawinie i jeszcze kolejne dwa ośmieszy. Cash i Glik robili tam, co mogli, pomagali skrzydłowi, pomocnicy, jednak i tak piłkarz PSG był zabójcą tego meczu. Miał na koncie asystę i dwie bramki, z czego obie – pelce lizać. Idealne uderzenie – najpierw w lewe okienko, a później w prawe. I dziękuję, jedziemy do ćwierćfinału. To, że przy bramce na 2:0 miał dobre pięć sekund na decyzję, to już inna sprawa. Przy tej na 3:0 już pokazał absolutny kunszt, bo tyle miejsca nie miał.
Gdyby była możliwość zmian lotnych, to pewnie na boisko wróciliby Szymański i Kamiński. Niestety to nie liga orlikowa i trzeba było ściskać kciuki za Zalewskiego i Milika. Obaj otrzymali od Michniewicza po 20 minut + czas doliczony i obaj głównie irytowali. Bielik, który wszedł za niepasującego do tego tempa Krychowiaka, już trzy minuty po wejściu na boisku nie nadążył za akcją i też nas trochę zdenerwował. No bo jak świeży chłop może nie zdążyć? Wpłynęło to na postrzeganie jego występu, podobnie jak karny z Arabią Saudyjską. Tymczasem Bielik miał 19/20 podań celnych, wygrał dwa bezpośrednie pojedynki i raz dał się sfaulować. Wcale nie był gorszy od Krychowiaka, któremu chwilami kręciło się w głowie od świstu kopanej obok niego piłki. Najlepszy turniej i tak rozegrał Wojciech Szczęsny. To on jest naszym bezwzględnym bohaterem. Po raz kolejny popisał się kilkoma pewnymi interwencjami, w sumie z Francją obronił pięć strzałów. Nie bał się pressujących Francuzów, lajtowo sobie rozgrywał i był praktycznie bezbłędny. A jednym z obrazków godnych zapamiętania z tego mundialu na pewno są łzy małego syna Szczęsnego – Liama, którego ojciec musiał po meczu pocieszać.
Kamil Grosicki też ma swój udział w mundialu. Wszedł na kilka minut, zrobił trzy udane akcje, w tym tę z wywalczonym rzutem karnym. Ulga i uśmiech Roberta Lewandowskiego po powtórzonym karnym były tego wieczoru ulgą i uśmiechem wszystkich Polaków. Ulgą, bo udało się odpaść z podniesioną głową i zdobyć zasłużoną bramką i uśmiechem, bo taka gra przyniosła nam wszystkim dużo emocji i radości. Bo nie ma co poradzić na geniusz Kyliana Mbappe. Lewandowski i Zieliński mówią w pomeczowych wywiadach jednym głosem: – Musimy grać ofensywnie. To zwiastuje dobrą zmianę (bez podtekstów).
TOP – Kylian Mbappe. Zawłaszczył sobie ten mecz. Udział przy trzech bramkach, kilka spektakularnych dryblingów. Raz zatrzymał go Szczęsny, a raz mieliśmy szczęście po rykoszecie od Krychowiaka.
FLOP – Wszystkie polskie zmiany, oprócz Grosickiego. Polacy zdecydowanie groźniejsi byli z Frankowskim, Szymańskim i Kamińskim na boisku. Aż szkoda, że nie mogli naładować baterii w minutę i wejść jeszcze raz. Zmiennicy pogorszyli jakość, oprócz kilku minut Kamila Grosickiego, który chyba wszystkich zaskoczył, dlatego nie można go wliczać w poczet osłabiających nas zmian.