W niedzielny wieczór piłkarze drugoligowego Motoru Lublin pokonali GKS Jastrzębie 2:1. Niby nic szczególnego, a jednak po tym spotkaniu, a raczej po konferencji prasowej, o Motorze mówi cała piłkarska Polska. Dlaczego? Doszło bowiem do dantejskich scen z Goncalo Feio w roli głównej.
Co się stało? Najkrócej rzecz ujmując, w ataku furii trener żółto-biało-niebieskich cisnął sorterem na dokumenty w prezesa klubu, Pawła Tomczyka. Ten zalany krwią pojechał do szpitala na szycie łuku brwiowego i prawdopodobnie na obdukcję. Konflikt obu panów nie był żadną tajemnicą i narastał w ostatnich tygodniach. Wczoraj nastąpiła eskalacja. Tomczyk bronił rzekomo obrażanej przez Feio rzeczniczki prasowej, Pauliny Maciążek. Ta odmówiła poprowadzenia konferencji prasowej z udziałem Feio, po tym co usłyszała od Portugalczyka. Gdy Tomczyk po konferencji próbował obsztorcować swojego podwładnego, ten rzucił w niego tym co miał pod ręką…
Tyle z niedzieli. Ale sprawa ma głębsze podłoże i pewnie jeszcze nie o wszystkim wiemy. Wiadomo, że na początku lutego trener Motoru na swoich mediach społecznościowych opublikował filmik, w którym otwarcie skrytykował lubelski MOSiR i pośrednio władze miasta. Feio podkreślił, że prezes Tomczyk zabronił mu publikowania takich oświadczeń na klubowych profilach. Dodał, że taka bojaźliwa i zachowawcza postawa sternika klubu nie służy Motorowi. O co chodziło? Ano o to, że MOSiR nie dał zgody na rozegranie „ponadprogramowego” sparingu ze Stalą Rzeszów. Dzień wcześniej Motor rozegrał na głównej płycie Areny Lublin mecz kontrolny z Górnikiem Łęczna. Problem w tym, że test-mecz ze Stalą nie był anonsowany, więc decyzja MOSiR wydaje się dość oczywista, co zostało zresztą podkreślone w oświadczeniu spółki:
„Podkreślamy, że w sprawie rozegrania na płycie głównej Areny meczu ze Stalą Rzeszów nie było między klubem a spółką żadnych ustaleń. Trudno przypuszczać, aby jakikolwiek operator stadionu w Polsce zgodził się na rozegranie w takich warunkach, w samym środku zimy, dwóch pełnowymiarowych meczów dzień po dniu”.
Feio w swoim filmiku atakował MOSiR za to, że ten woli organizować na stadionie inne eventy, a nie mecze Motoru. Trzeba przyznać, że to kuriozalne zarzucać spółce, że chce zarobić… Inna sprawa, że MOSiR to dość łatwy cel ataków, bo generalnie nie jest to z pewnością najlepiej zarządzany podmiot. W lubelskim środowisku piłkarskim wszyscy od lat wiedzą, że MOSiR to jeden wielki bałagan. W tej konkretnej sprawie trudno jednak było doszukać się winy po stronie miejskiej spółki, co najwyraźniej wiedział Tomczyk, a czego do wiadomości nie chciał przyjąć Feio.
Czy takie było zarzewie konfliktu obu panów? Nie wiadomo, ale wiele wskazuje na to, że to jeden z kamieni milowych tej opowieści. Potem Feio jeszcze kilka razy „podszczypywał” Tomczyka na swoich konferencjach. Mówił np. że ten nie może go zwolnić, bo w klubowej hierarchii są na równi. Szczególnie mocno zaatakował po środowym meczu Pucharu Polski, w którym prowadzony przez niego Motor przegrał z Rakowem Częstochowa 0:3. Feio powiedział, że Motor to prawdopodobnie jedyny klub, w którym prezes cieszy się po porażce, bo ma znajomych w innym klubie. Nawiązał do tego, że Tomczyk wcześniej związany był właśnie z Rakowem i w przyjacielskiej atmosferze rozmawiał z przedstawicielami „Medalików”. No cóż – nie nazwalibyśmy tego zbrodnią, a kolejny cios wyprowadzony przez Portugalczyka – wtedy jeszcze nie fizycznie – określić można mianem mocno chybionego.
Widać było jednak wyraźnie, że dni Feio w Motorze są policzone. Skoro konflikt narastał, a panowie nie mogli się dogadać, jasne stało się, że wrzód zostanie wycięty. Być może miało do tego dojść podczas poniedziałkowej konferencji prasowej z udziałem Zbigniewa Jakubasa, właściciela klubu. Do konferencji finalnie nie doszło, a klub zapowiedział oświadczenie. Można się spodziewać, jakiej treści.
Feio, Tomczyk i Jakubas póki co o sprawie milczą. Przemówiła za to wspomniana rzeczniczka prasowa, która potwierdziła, że trener atakował ją słownie wiele razy. Po niedzielnych obelgach uznała, że nie chce pracować w takich warunkach i odmówiła poprowadzenia konferencji. Twierdzi, że Feio bywał agresywny, a pretensje do niej miał o to, że nie podobała się jej działalność medialna Portugalczyka – otwarte krytykowanie prezesa czy MOSiR-u.
W tle całej afery są jeszcze kibice, którzy w większości stoją murem za trenerem. Brzmi to kuriozalnie, ale taka jest prawda. Prezes Tomczyk nie jest lubiany przez rzesze sympatyków Motoru, między innymi przez wysokie ceny biletów na mecz z Rakowem. Feio zaskarbił sobie poparcie fanatyków Motoru, wypowiadając się w okrągłych, ładnych słowach o klubie i jego kibicach. Podkreślał swój profesjonalizm, intencję rozwijania Motoru i ambitne cele sportowe. Zresztą, realizacja tych ostatnich szła mu całkiem nieźle. Feio uchodzi w środowisku za bardzo zdolnego trenera, co niestety nie wyklucza się z wybuchowym charakterem.
Kibice więc bronią swojego ulubieńca jak mogą. Zarzucają Tomczykowi i Maciążek manipulacje, oskarżają dziennikarzy o kolportowanie nieprawdy, doszukują się spisku. Feio w ich oczach to rycerz, który na białym koniu próbuje ratować Motor przed hordą wrogów, z Tomczykiem na czele. Absurd w czystej formie.
Nie wiadomo, co dalej z portugalskim trenerem. Jego dni w Motorze są policzone – to oczywista oczywistość. Jednak jeśli sprawa z latającym sorterem skończy się w sądzie, wówczas skończy się też kariera trenerska Feio. Ewentualny wyrok oznacza utratę uprawnień. Znany już wcześniej z wielu agresywnych zachowań szkoleniowiec może mieć więc ogromne kłopoty, znacznie większe niż zakazujący gry na głównej płycie MOSiR…