Od wielu tygodni było jasnym, że Papu Gomez więcej w niebiesko-czarnej koszulce Atalanty nie wyjdzie na boisko. Chętnych do zatrudnienia nie brakowało, gdyż mimo zaawansowanego wieku, mowa o kapitalnej "10", jakich brakuje w Europie. Wyścig wygrała Sevilla, której pozycja w walce o czołowe lokaty LaLiga oraz Lidze Mistrzów mocno się zmienia. Zdecydowanie na plus. Tymczasem Gasperini na stałe traci super zawodnika, akurat w dniu 63. urodzin…
Wszystko zaczęło się od meczu Ligi Mistrzów z FC Midtjylland. Teoretycznie dla Atalanty żaden kłopot. Wszystko powinno pójść gładko. Do przerwy to jednak Duńczycy prowadzili 1:0 w Bergamo. I właśnie 15 minut w szatni zadecydowało o przyszłości Papu. Argentyńczyk nie wytrzymał i zaczął kłócić się z Gian Piero Gasperinim. W efekcie po przerwie Alejandro Gomez został w szatni, a jego miejsce zajął Josip Ilicić. Co prawda La Dea tylko zremisowała, ale chwilę później awansowała do 1/8 finału Ligi Mistrzów, a od grudnia zaczęła osiągać wyniki na miarę tego, co pokazywała w najlepszych miesiącach sezonu 19/20.
Gasperini o transferze Papu do Sevilli: Wiele dał Atalancie, bardzo nam pomógł. Wierzę, że teraz zespół jest w stanie chodzić o własnych nogach i nadal się rozwijać. To dla niego dobry etap, to będzie wspaniałe doświadczenie. Życzę mu wszystkiego najlepszego.
#wloskarobota pic.twitter.com/51rxU5Lclv
— Atalanta PL (@atalanta_pl) January 26, 2021
Papu od tamtej pory stał się niemal niewidzialny dla trenera. Wyszedł w podstawowym składzie na decydujący mecz w LM z Ajaxem. Po chwili usiadł na ławce. 16 grudnia podniósł się z niej po raz ostatni. Atalanta grała w Turynie z Juventusem. W normalnych okolicznościach wyszedłby w podstawowym składzie. Tym bardziej, że brakowało Josipa Ilicicia. Tymczasem tercet ofensywny stworzyli Mateo Pessina, Rusłan Malinowskij i Duvan Zapata. Argentyńczyk zmienił tego pierwszego w 53. minucie i w momencie ostatniego gwizdka sędziego Doveriego zakończył przygodę z La Deą.
Najważniejszy gracz zespołu został odsunięty, gdyż podpadł trenerowi dyktatorowi oraz… prezydentowi klubu. Być może gdyby chodziło o jednego rywala, może jakoś udałoby się załagodzić konflikt, a tak było wiadomo, że jest po jabłkach.
Chętnych usługami Papu Gomeza nie brakowało. Wymieniało się Inter, Milan czy Juventus. W każdym z tych miejsc prawdopodobnie z miejsca dałby wiele pod względem piłkarskim. Kłopot w tym, że nie wszędzie pasowałby taktycznie. W Interze przecież nie poradził sobie Christian Eriksen, którego Antonio Conte odstawił na boczny tor, a taktyka Interu nieco różni się od tego, co jest po sąsiedzku w Bergamo. W Juve być może byłby przydatny, ale ktoś by na tym mocno ucierpiał.
Tyle że prezydent Percassi nie chciał sprzedawać swojej gwiazdy do rywali o najwyższe miejsca. Ze względu na sytuacje oraz wiek jego cena nie mogła być wywindowana w górę. Dodatkowo Atalanta nie jest krezusem pod względem płacowym, więc dla potencjalnego kupca sytuacja niemal idealna.
Do gry wkroczyła Sevilla, która wydała razem 8 milionów euro. Dużo? Jak popatrzymy na wiek, to tak. Gdy popatrzymy na to, ile można tym ruchem zyskać sportowo i finansowo, grosze! W końcu siła Sevilli mocno wzrosła. Dostają taką "10" za jaką płaci się po kilkadziesiąt milionów euro, jeśli się ją znajdzie… Los Nervionenses nie przejęli się przesadnie wiekiem Argentyńczyka, skoro podpisali kontrakt do czerwca 2024! Wówczas będzie miał 36 wiosen na karku, ale jeśli będzie wyglądał jak dzisiaj, bezwzględnie warto.
Gdzie zagra?
Bardzo ciekawym jest fakt, jak wkomponuje go w zespół Julen Lopetegui. Papu Gomez to "10" w stylu włoskich trequartistów. Krótko mówiąc reżyser gry, który najlepiej czuje się bezpośrednio za napastnikiem. Do tego jak największa swoboda w poruszaniu się i nie zamykanie go w sztywnych taktycznych ramach. Patrząc na obecną Seville widzimy 4-3-3, w którym de facto jego pozycja nie występuje. Konkretniej jego pozycja z Atalanty.
W drugiej linii fundamentem jest Fernando w roli "6", od którego jednak zależy bardzo dużo w kontekście funkcjonowania zespołu z przodu. Obok niego najczęściej grają tacy zawodnicy jak Joan Jordan oraz Ivan Rakitić, rzadziej Oliver Torres. Rakiticia wszyscy znają, Jordan to hiszpańska wersja pomocnika box-to-box, ale z naciskiem na pozycje "8". Oliemu Torresowi bliżej do "dychy", choć to zupełnie inny profil gracza niż Papu Gomez. Ten z kolei jest podobny do innego Argentyńczyka w zespole – Franco "Mudo" Vazqueza. Kłopot w tym, że Mudo praktycznie nie gra. Raz, że nie bardzo pasuje do koncepcji trenera, a poza tym nigdy nie był tytanem pracy boiskowej i ze swoją lewą nogą oraz potencjałem motorycznym jest dość jednowymiarowym piłkarzem.
Do niedawna w ataku grał Luuk De Jong, ale ostatnie tygodnie to prawdziwy rozkwit formy Youssefa En-Nesyriego. Marokańczyk strzela gola za golem i to jest plus dla Papu Gomeza, bo… będzie miał komu dogrywać piłki. Na bokach najczęściej oglądamy Lucasa Ocamposa i Suso. Obaj zawodnicy potrzebują sporo swobody i mogą sobie pozwolić na schodzenie do środka, gdyż tworzą w ten sposób miejsce dla ofensywnie grających bocznych obrońców. Tyle że Jesus Navas wydaje się być pod tym kątem znacznie aktywniejszy.
Jeśli Lopetegui zdecyduje się umieścić Papu Gomeza w tercecie środkowych pomocników, wówczas będzie mowa o naprawdę bardzo ofensywnie zestawionej ekipie. Czy będzie brakowało balansu? Na pewno Fernando stanie się jeszcze ważniejszym graczem, a od Rakiticia czy Joana Jordana może być wymagana nieco bardziej powściągliwa – pod kątem ofensywnym – gra. Jak będzie miał zastąpić Ocamposa czy Suso, wówczas rola bocznych obrońców może jeszcze wzrosnąć, gdy będzie robił wolny korytarz dla Navasa/Acunii.
Jedno jest pewne – to jest hit zimowego okienka transferowego. Jeśli ktoś traktuje nadal Atalante jako niespodziankę i uważa, że ich gwiazda to średniak, może się mocno zdziwić. Argentyńczyk od wielu lat był gwiazdą Serie A, a swój potencjał i możliwości pokazywał kilkukrotnie w Lidze Mistrzów. Dlatego Julen Lopetegui musi mieć pomysł jak skorzystać z jego umiejętności, a LaLiga może zyskać magika jakich w ostatnim czasie wydaje się brakować.
Sevilla z kolei bardzo szybko może odzyskać zainwestowane pieniądze. Jak? Sukcesami choćby w Lidze Mistrzów. Każde zwycięstwo, każda runda to konkretna gotówka. A obecna dyspozycja w lidze pozwala wierzyć, że celem wcale nie musi być "tylko" TOP4. Tym bardziej patrząc na występy Realu czy Barcelony, którzy są – póki co – na wyciągnięcie ręki.