Niesamowicie mocne wejście w 2022 rok zaliczyła angielska Premier League. Dwa szlagiery kończącej się w poniedziałek kolejki po prostu olśniły fanów na całym świecie. Wyniki po raz kolejny ułożyły się idealnie po myśli Pepa Guardioli, który zbliża się do kolejnego w swojej karierze tytułu mistrzowskiego.
Jego Manchester City grał w noworoczne popołudnie z Arsenalem. Kolejne spotkanie Guardioli z jego dobrym znajomym, niegdyś asystentem, Mikelem Artetą? Niezupełnie. Hiszpański menadżer Arsenalu złapał koronawirusa i mecz oglądał w swoim domu. Mimo absencji trenera, Kanonierzy przed własną publicznością chcieli przywitać rok w dobrym stylu. I trzeba przyznać, że ta sztuka im się udała, niezależnie od końcowego wyniku. Arsenal przeważał od pierwszego gwizdka, momentami spychając lidera tabeli do bardzo głębokiej defensywy. Tak grających The Gunners nie widzieliśmy już bardzo dawno. Tak bezradnych The Citizens tym bardziej. Ukoronowaniem przewagi gospodarzy był gol Bukayo Saki. Prowadzenie mogło być wyższe i z perspektywy czasu fani z północnego Londynu mogą żałować, że nie było.
Man City, jak na mistrza przystało, wykaraskał się z kłopotów. Do wyrównania w 57. minucie doprowadził Riyad Mahrez, który skutecznie egzekwował rzut karny, podyktowany po faulu Granita Xhaki na Bernardo Silvie. Faul z gatunku tych miękkich, ale VAR zainterweniował i sędzia wskazał na wapno. Kibice i piłkarze Arsenalu mieli prawo czuć się rozsierdzeni, bo w pierwszej połowie w znacznie ewidentniejszej sytuacji faulu Edersona na Martinie Odegaardzie, gwizdek sędziego i VAR milczały. Od 57. minuty rozpoczął się dramat gospodarzy – chwilę po stracie gola było blisko trafienia na 2:1, ale Gabriel Martinelli spudłował w wybornej sytuacji! Już po chwili jego imiennik, Gabriel dos Santos Magalhães obejrzał z kolei drugą żółtą kartkę. Pierwszą zobaczył zresztą dosłownie parę chwil wcześniej, gdy wściekał się po karnym Mahreza. Tym samym Arsenal stracił bramkę, wyśmienitą okazję na ponowne prowadzenie, a następnie zawodnika. Hekatomba.
Manchester City przeważał do końca, ale mistrzowie Anglii nie potrafili zacisnąć dłoni na gardle rywala. Wydawało się, że Arsenal dowiezie cenny remis. Jednak w doliczonym czasie gry Rodri wykorzystał swoją okazję i drużyna w błękitnych strojach oszalała ze szczęścia. Manchester City wygrał 2:1 i w spokoju mógł czekać na niedzielny szlagier na Stamford Bridge.
A piłkarze Chelsea i Liverpoolu postanowili dorównać swoim kolegom z Arsenalu i Manchesteru City, również tworząc meczycho, co się zowie. W 9. minucie strzelanie rozpoczął Sadio Mane, który wykorzystał prezent od Trevoha Chalobaha, objechał swojego kolegę z reprezentacji Senegalu, Edouarda Mendy’ego i wpakował piłkę do siatki. W 26. minucie było już 2:0. Gdy gra Liverpool to na liście strzelców nie może zabraknąć Mohameda Salaha. Egipcjanin wykorzystał asystę Trenta Alexandra-Arnolda. Wydawało się, że mocno osłabiony Liverpool pójdzie po pełną pulę na stadionie The Blues jak po swoje. Ale przebudziła się Chelsea, która także miała w tym dniu sporo absencji, z Romelu Lukaku na czele. Belg udzielił kontrowersyjnego wywiadu, w którym zdradził, że tęskni za Mediolanem. Za karę wypadł ze składu.
Wróćmy jednak na boisko, bo tam działo się sporo. Bramka kontaktowa dla Chelsea to istny majstersztyk. Tu nie ma co gadać – to trzeba zobaczyć.
Co ten Kovacic Niesamowite trafienie ⚽️
— Damian Kret (@damian_kret) January 2, 2022
Ta bramka napędziła gospodarzy i w końcówce pierwszej połowy Caoimhin Kelleher wyciągał piłkę z siatki ponownie. Tym razem po ładnym, sytuacyjnym strzale Christana Pulisicia, który odkupił swoje winy za zmarnowaną stuprocentową okazję.
Po takiej pierwszej połowie apetyty kibiców przed drugą odsłoną były bardzo rozbudzone. I choć tempo gry nie spadło, a obie drużyny dążyły do zdobycia zwycięskiego gola, to żadnych trafień już nie obejrzeliśmy. Końcówka należała do Chelsea, szczególnie po zejściu z boiska Jamesa Millnera. Niespodziewanie okazało się, że mający przeważnie status rezerwowego Millner był ważnym bezpiecznikiem The Reds w tym spotkaniu. Tak czy owak – w starciu niemieckich trenerów na remis, a dla kibiców obu ekip złe wiadomości. Manchester City ma już 10 punktów przewagi nad Chelsea i 11 nad Liverpoolem, przy czym zespół Jurgena Kloppa rozegrał jeden mecz mniej. Najbardziej wymierny jest jednak bilans meczów w okresie świąteczno-noworocznym. Manchester City od 19 grudnia zagrał 4 spotkania i wszystkie wygrał. Chelsea w tym samym okresie także zagrała cztery ligowe spotkania – wygrała raz i trzykrotnie remisowała. Liverpool zagrał zaś tylko trzy razy – dwukrotnie zremisował i przegrał.