Joaquin Sanchez i Zlatan Ibrahimović kończą kariery, a Karim Benzema po 14 latach odchodzi z Realu Madryt. W ostatni ligowy weekend pożegnano trzy wielkie legendy.
Karim Benzema w Realu Madryt grał od 2009 roku i świętował tam olbrzymie sukcesy, ale w tym czasie, gdy jeszcze grał razem z Cristiano Ronaldo, często podważano jego rolę. Co to bowiem za napastnik bez zdobywanych bramek? Apogeum takich opinii to sezon 2017/18. Wówczas Francuz w La Liga tylko pięciokrotnie trafił do siatki, często grając typowo pod Cristiano Ronaldo, schodząc głębiej do rozegrania i robiąc mu miejsce na środku ataku. Benzema od zawsze był piłkarzem grającym bardzo zespołowo. Dopiero po odejściu Portugalczyka spłynęła na niego wielka chwała, wreszcie został doceniony na miarę swoich umiejętności. Stał się liderem Realu Madryt i pokazał, że potrafi zdobywać bramki na zawołanie. To spowodowało, że zasłużenie zgarnął Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza świata. Było to zwieńczeniem jego kariery w Realu Madryt, kariery jakże owocnej w trofea, szczególnie w Europie. Był jednym z tych, który mógł na palcach pokazać manitę w 2022 roku. W końcu zwyciężył po raz piąty w Lidze Mistrzów.
Kariery Karima Bemzemy w Realu nie da się podsumować pokrótce. To mnóstwo legendarnych meczów, legendarnych bramek. Benzema to synonim sukcesów Królewskich w ostatnich latach – początkowo w ciszy, gdzieś w tle, a już po osiągnięciu trzydziestki – na głównym planie. Karim zajmuje 5. miejsce pod względem liczby występów w barwach Realu. Rozegrał tu 648 meczów. Na listę strzelców wpisał się 354 razy i wyprzedza go tylko Cristiano Ronaldo. Benzema nie odchodzi jednak z piłki nożnej, nie zawiesza butów na kołku. Wybrał po prostu bardzo atrakcyjny finansowo kierunek. W grudniu skończy już 36 lat i otrzymał kontrakt życia od saudyjskiego Al Ittihad. Ma tam zarobić około 400 milionów euro w dwa sezony. Za chwilę może być tak, że w lidze saudyjskiej będziemy oglądali Cristiano Ronaldo, Leo Messiego oraz Karima Benzemę i to w trzech różnych klubach.
Joaquin to także legenda Realu, ale sporo mniejszego… Realu Betis. Hiszpan jest już po czterdziestce, a wcale nie odcinał kuponów. Nie był pierwszoplanową postacią, to jasne, ale często wchodził z ławki rezerwowych. Sporo za to pograł w Lidze Europy, gdzie nawet zdobył bramkę w fazie grupowej. W ten sposób ustanowił nowy rekord, został najstarszym strzelcem rozgrywek. Miał wtedy dokładnie 41 lat i 56 dni. Joaquin gra już tak długo, że nawet zaczynał w poprzednim wieku. W sezonie 1999/2000 grał w rezerwach, a rok później wywalczył z Realem Betis awans do La Liga. To tam się wychował. Na hiszpańskich boiskach występował także w Valencii czy Maladze, grał również we włoskiej Fiorentinie, ale to z Realem Betis jest kojarzony. Do tego klubu wrócił w 2015 roku, wygrał między innymi Puchar Króla. To ten klub kocha całym sercem. W ostatnim meczu w karierze ustanowił kolejny rekord – 622 występy w najwyższej hiszpańskiej lidze. W ten sposób wyrównał rekord Andoniego Zubizarrety.
Ostatnią pożegnaną w weekend legendą jest Zlatan Ibrahimović, któremu zdrowie rozsypało się po sezonie mistrzowskim. Kiedy Milan rok temu zdobył scudetto, to Szwed dopiero na koniec ujawnił, że przez ostatnie pół roku grał praktycznie bez więzadła krzyżowego w lewym kolanie, które puchło mu od wielu miesięcy. Przyjmował zastrzyki, brał środki przeciwbólowe. Wszystko po to, by pomóc swojej drużynie w wywalczeniu tytułu, co się ostatecznie udało. To jednak sprawiło, że w obecnym sezonie był już wrakiem piłkarza pod względem zdrowotnym. Zagrał zaledwie w czterech spotkaniach, a wrócił do gry dopiero w lutym. Wszystko to było spowodowane operacją. Zlatan nie chciał już siebie dłużej oszukiwać i postanowił zawiesić buty na kołku. Z całą pewnością kończy się pewna epoka, bo przecież Szweda kojarzymy z długowieczności. Zdobywał bramki jeszcze na Euro 2004, między innymi tę z piętki przeciwko Włochom. Jego charyzmy nie trzeba nawet nikomu przedstawiać.