Skip to main content

13 maja pod koniec ubiegłego sezonu Liverpool przyjechał na Old Trafford jak po swoje i wygrał z Manchesterem United 4:2. Dla Czerwonych Diabłów domowa porażka w świętej wojnie z The Reds to poważna potwarz. Wiele wskazuje na to, że w niedzielę może być podobnie.

Liverpool jest w gazie. Zespół Jurgena Kloppa po raz ostatni przegrał… ponad pół rok temu. 6 kwietnia liverpoolczycy polegli w meczu Ligi Mistrzów z Realem Madryt. Od tamtej pory najgorsze co im się przytrafiało to remisy. W tym sezonie np. z Chelsea, Manchesterem City i Brentford. Zdecydowaną większość meczów ekipa z Anfield kończy jednak jako zwycięzca.

Osobnym fenomenem tego sezonu jest Mohamed Salah. O tym, że Egipcjanin jest świetnym piłkarzem wiedzieliśmy od dawna, ale jego aktualna forma zadziwia. W tym sezonie zdarzył mu się raptem jeden mecz bez strzelonej bramki! Było to w 2. kolejce, gdy Liverpool mierzył się z Burnley. Skuteczność i regularność to jedno, a równie niesamowite są same bramki. Salah potrafi zamieszać obrońcami drużyny przeciwnej tak, że ci czują się po wizycie w Energylandii. Na miejscu Luke’a Shawa obawialibyśmy się jutrzejszego spotkania face to face z egipskim faraonem z Liverpoolu.

Manchester United od trzech spotkań ligowych nie wygrał. Składają się na to porażki z Aston Villą i Leicester, przedzielone dość szczęśliwym remisem z Evertonem. Wyniki bardzo mizerne, które wyrzuciły Man Utd poza czołową piątkę tabeli. Ewentualna porażka prawdopodobnie zepchnie Czerwone Diabły jeszcze niżej, bo za plecami jest ciasno.

Ewentualna porażka może jednak oznaczać przede wszystkim zwolnienie dla Ole Gunnara Solskjaera. W środę Norweg się wybronił. Do przerwy United przegrywali u siebie z Atalantą Bergamo 0:2, ale ostatecznie wygrali 3:2. Jednak kolejny słaby mecz w lidze może wyczerpać cierpliwość sterników klubu. Choć z drugiej strony Solskjaer w trudnych sytuacjach był już kilka razy i za każdym razem wychodził z nich obronną ręką, a prezesi za każdym razem wykazywali się sporą cierpliwością, by nie powiedzieć – pobłażliwością. Pytanie jednak, czy tak będzie wiecznie. W końcu latem nie po to sprowadzono Cristiano Ronaldo, Jadona Sancho czy Raphaela Varane’a, by znów zadowolić się miejscem w TOP 4. Cel jest oczywisty – powrót na szczyt. Od czasu Sir Alexa Fergusona mistrzostwo Anglii na Old Trafford nie zagościło. Kiedy, jeśli nie teraz, gdy skład jest napakowany gwiazdami?

Oczywiście, wszyscy zdają sobie sprawę, że równie silnymi kapelami dysponują Manchester City, Chelsea czy właśnie Liverpool. Ale gołym okiem widać również, że jeśli ktoś będzie odstawał, to właśnie Czerwone Diabły. Póki co gra zespołu jest generalnie rozczarowaniem. W Champions League już dwukrotnie udało się prześlizgnąć. Nosił wilk razy kilka…

Historia pojedynków tych dwóch niezwykle utytułowanych klubów sięga 1894 roku. Czerwone Diabły wygrały 89 meczów z Liverpoolem. The Reds górą byli 78-krotnie. Zanotowaliśmy także 68 remisów. W trzech ostatnich meczach ligowych na Old Trafford gospodarze nie wygrali ani razu. W zeszłym sezonie wygrali jednak 3:2 mecz Pucharu Anglii.

Dla fanów obu klubów nie ma ważniejszej rywalizacji. Ważne są derby z City i Evertonem, ale najważniejsza jest święta wojna. I w niedzielę obejrzymy kolejny epizod tej historii. Na papierze więcej przemawia za ekipą Kloppa, ale przecież Solskjaer to specjalista od wychodzenia z opresji.

Related Articles