Skip to main content

Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał. Po zwolnieniu Grahama Pottera nowym menadżerem Chelsea został… Frank Lampard. Będzie prowadził The Blues jako szkoleniowiec tymczasowy do końca tego sezonu.

To nie sen. Nie został też wciśnięty żaden guzik do przenoszenia się w przeszłość. Nikt nie odświeżył starego artykułu, który zaczął żyć nowym życiem. To naprawdę się wydarzyło. Frank Lampard został strażakiem do końca obecnego sezonu. O ile w lidze sytuacja ma się dramatycznie, tak w Lidze Mistrzów angielskiego menadżera czekają poważne starcia. Najpiękniejsze momenty fanów Chelsea wiążą się z postacią innego trenera tymczasowego. Roberto di Matteo najpierw był asystentem Andre Villasa-Boasa, ale po rozczarowującej pracy “nowego Mourinho” Włoch przejął stery w Chelsea do końca sezonu. Stało się to na początku marca 2012 roku, a później… było odrobienie strat z Napoli, cudowny i legendarny wręcz półfinał z Barceloną, w którym niemożliwe stało się możliwe, a na końcu Drogba show w finale z Bayernem.

To było niepojęte, że Roman Abramowicz pragnął pucharu Ligi Mistrzów, zatrudniał do tego najlepszych trenerskich ekspertów, a trofeum po tylu zwrotach akcji i niewyobrażalnym szczęściu zapewnił mu strażak Roberto di Matteo. A kiedy dostał już umowę na stałe, to wyleciał po kilku miesiącach. Frank Lampard teraz będzie pełnił taką właśnie rolę, ale oczywiście on już był menadżerem Chelsea i zdecydowanie lepiej poradził sobie w trudnych warunkach niż później po wielomilionowych transferach. W sezonie 2019/20 Chelsea miała transferowego bana od FIFA za łamanie przepisów dotyczących graczy poniżej 18. roku życia. Lampard musiał stawiać na wychowanków – Abrahama, Loftus-Cheeka, Hudson-Odoia, Tomoriego, Christensena, Jamesa, a przede wszystkim Masona Mounta, który stał się liderem zespołu. Szło mu lepiej niż się spodziewano. Były duże nadzieje.

Dlaczego wtedy wyleciał? Nie chodziło tylko o wyniki sportowe. Nie bardzo dogadywał się z Mariną Granowskają, prawą ręka Abramowicza. To ona odpowiadała za transfery, pełniąc rolę dyrektora generalnego. Sprowadzała zawodników o rozchwytywanych nazwiskach, ale nie tych, których akurat chciał Frank Lampard. Timo Werner, Hakim Ziyech oraz Kai Havertz okazali się być klapami transferowymi. Angielski szkoleniowiec cały czas marzył o tym, by do klubu dołączył Declan Rice. Czekał, czekał, ale nie mógł się doczekać. A został zwolniony wcale nie po serii jakichś słabych wyników, bo akurat wygrał trzy ostatnie mecze z czterech. Po prostu dogadano się z Thomasem Tuchelem, który podczas świąt otrzymał wypowiedzenie z PSG. Jak to się skończyło – wszyscy pamiętamy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Tuchel odmienił Chelsea i przypieczętował to Ligą Mistrzów.

Co teraz wyprawia Chelsea? Tego nie wiadomo. Graham Potter mógł przecież dokończyć ten sezon, ale już nieważne. Posadę powierzono lojalnemu żołnierzowi, który od razu na dzień dobry na konferencji powiedział: – To była łatwa decyzja, bo to jest mój klub! Lampard mówił też o niedokończonych sprawach, bo nie udało mu się wygrać żadnego pucharu, choć dotarł do finału Pucharu Anglii. Prowadził Chelsea w 84 spotkaniach. Trudno sobie wyobrazić, by Anglik dostał ofertę na stałe. W końcu dopiero co nie sprawdził się w Evertonie, gdzie gra zespołu pod jego wodzą wyglądała dramatycznie. Początkowo mógł tłumaczyć się kontuzjami, problemami kadrowymi, ale nic w tej drużynie nie ruszało do przodu. Pod koniec stycznia The Toffees przejął Sean Dyche i może nie grają teraz spektakularnie, ale przynajmniej z charakterem i jakimś pomysłem. Na 99% Chelsea daje sobie czas na zorientowanie się w sprawie menadżera na stałe. Mówi się o Julianie Nagelsmannie oraz Luisie Enrique.

Thomas Tuchel, Graham Potter, Bruno Saltor, Frank Lampard. Aż czterech menadżerów prowadziło w tym sezonie Chelsea. Saltor w jednym meczu z Liverpoolem, no ale jednak… Ciekawe, że Frank Lampard był obecny na tym meczu na trybunach, ale najlepsze jest to, że  jeszcze nie było tematu pracy i nie miał kompletnie pojęcia, że zaraz będzie trenerem Chelsea. Dowiedział się o tym… dzień później, w środę, a już w czwartek złożył podpis na kontrakcie. Co za nieoczekiwany przebieg zdarzeń.

Related Articles