Skip to main content

Ile znaczą dwa miesiące w piłce… wtedy Legia sensacyjnie pokonała Leicester 1:0, świętował Czesław Michniewicz, a wśród kibiców zapanowała euforia. Dziś Michniewicza już nie ma, a Legia przegrała 1:3 na King Power Stadium i zajmuje ostatnie miejsce w grupie.

8 porażek na 9 ostatnich meczów. Bilans samego Marka Gołębiewskiego – same przegrane. Synonimem tego klubu stała się totalna beznadzieja. W lidze była bieda od początku sezonu, ale za to w Europie mistrzowie Polski pokazywali się ze świetnej strony. Po dwóch kolejkach mieli sześć punktów i zajmowali pozycję lidera. Minęły dwa miesiące i po pięciu kolejkach nadal mają sześć punktów i pozycję… ostatnią w grupie C. Od tamtego meczu przegrali 0:3 i 1:4 z Napoli, a teraz 1:3 z Leicester. Wszystko wróciło do normy. Dla pogrążonej w beznadziei Legii najsmutniejsze jest to, że grupa jest tak pokręcona, że mając aż sześć punktów – zajmują czwartą pozycję. I mogą na wiosnę oglądać rozgrywki tylko w TV.

Rzut oka na pozostałych siedem grup – wszystkie drużyny z ostatnich miejsc mają po 0, 1, 2 lub maksymalnie 3 punkty. Legia jest ewenementem, bo ma tych punktów 6, a i tak okupuje ostatnią lokatę. To pokazuje, że grupa C jest zwariowana – Spartak potrafił dwa razy ograć Napoli, Legia potrafiła wygrać dwa mecze, Napoli nabiło punktów tylko na Legii – tu dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Spojrzeliśmy sobie na ostatnie miejsca w poszczególnych grupach, a żeby jeszcze bardziej się zdziwić, można nawet zerknąć na trzecie lokaty – tylko Midtjylland ma 8 punktów, reszta drużyn z trzecich miejsc ma tych punktów albo 6, albo mniej niż Legia.

Zacznijmy od końca, bo o drugiej połowie można zapomnieć. Załóżmy, że w ogóle jej nie było – padły tam może ze trzy czy cztery strzały. Była idealna na zaśnięcie, kompletnie nic się tam nie działo.  Niektóre sparingi mają więcej intensywności… Wszystko, co najciekawsze – wydarzyło się w pierwszej. Legia próbowała grać odważnie, ofensywnie, głównie stroną Mladenovicia, ale też popełniała kardynalne błędy w obronie. Po 21. minutach było już 2:0 dla Leicester. James Maddison zatańczył z trzema obrońcami, nikt nawet do niego nie podszedł i Anglik to wykorzystał. Wcześniej gola na 1:0 strzelił Patson Daka – król polowania w Lidze Europy, bo to jego trafienie numer 5. Więcej ma tylko Toko Ekambi z Lyonu.

Legia miała karnego, ale zmarnował go Mahir Emreli. Miał szczęście, że piłka odbiła się tak, że dobił ją Mladenović. Sam karny był dość szczęśliwy, jednak był udokomentowaniem całkiem odważnej gry "Wojskowych". Dało to nadzieję chociaż na kilka minut. Siedem minut później błąd przy wyjściu z bramki popełnił Miszta, uprzedził go Ndidi i w 33. minucie było 3:1 dla Leicester. Po tym czasie można było sobie włączyć Netflixa, bo przez 60 minut nic się nie działo.

Matematyka jest w grupie C skomplikowana – nie ma opcji, żeby Legia znalazła się w Lidze Konferencji. Albo awans w Lidze Europy z drugiego miejsca, albo europejskie puchary w telewizji. Załóżmy pozytywny wariant, że Legia wygrywa… Napoli gra na swoim stadionie z Leicester i wówczas musi wygrać, inaczej wyląduje w Lidze Konferencji. Jeśli Spartak wygra w Warszawie, to Napoli już nie ma szans ich wyprzedzić przez niekorzystny bilans bezpośredni. Jeżeli Spartak tylko zremisuje z Legią, a Napoli wygra z Leicester, to Rosjan może zabraknąć w Lidze Europy. Dobra, wystarczy, bo może się naprawdę przegrzać mózg, ale liczenie to przecież nasza narodowa tradycja, dlatego taka fajna dla nas ta grupa.

Related Articles