Skip to main content

Jeżeli organizujesz mecz towarzyski z Interem Miami, to cel jest oczywisty. Chcesz zaprosić kibiców na ujrzenie w akcji Leo Messiego i w ten sposób całe wydarzenie reklamujesz. Tak też sobie wymyślił rząd Hongkongu, organizując sparing: najlepsi ligowcy vs Inter Miami. Messi znalazł się na ławce, ale nie wszedł nawet na minutę. No i rząd Hongkongu się zdenerwował…

Właśnie rusza Major League Soccer, gdzie gra się systemem wiosna-jesień. Dlatego w styczniu i w lutym drużyna, której właścicielem jest David Beckham, a grają w niej: Leo Messi, Sergio Busquets, Jordi Alba i Luis Suarez zrobiła sobie taki prawdziwy towarzyski objazd w stylu Harlem Globetrotters. Były to przeróżne sparingi – z Newell’s Old Boys z Argentyny chociażby, gdzie Lionelowi Messiemu mogły przypomnieć się czasy dzieciństwa, bo przecież tam wychowywał się przez sześć lat, zanim trafił do Barcelony. Inny sparing był z kolei z Vissel Kobe, gdzie jeszcze w zeszłym sezonie występował Andres Iniesta. Amerykanie z Miami grali także z Arabami z Al-Hilal oraz Al-Nassr. W tym drugim przypadku zespół Cristiano Ronaldo wręcz się po nich przejechał, traktując sparing śmiertelnie poważnie. Skończyło się na bolesnym 0:6, a Leo wszedł na boisko na 10 minut już przy “szóstce” w plecy.

Najwięcej zamieszania wywołał jednak z pozoru niewinny sparing z… Hong Kong All Stars, który rozegrany został 4 lutego. Wzięły w nim udział gwiazdy ligi Hong Kongu, a więc nazwiska, które normalnemu śmiertelnikowi niewiele mówią. Takiego Jakoba Jantschera może będą kojarzyć fani ligi austriackiej, a Anglik Charlie Scott to wychowanek Manchesteru United, który w 2016 roku grał w jednej ekipie ze Scottem McTominayem i Axelem Tuanzebe w rezerwach. Nieważne, bo nie chodziło tu o gwiazdy z mało znaczącej ligi, tylko ich sparingpartnera. No i ta pomieszana ligowa ekipa dostała zaszczyt zmierzenia się z Interem Miami. Sergio Busquets i Jordi Alba weszli na boisko na pół godziny, a Leo Messi i Luis Suarez nie podnieśli się z ławki rezerwowych, choć byli wpisani w protokół meczowy. Władze Hong Kongu poczuły się oszukane, ponieważ reklamowano spotkanie zupełnie inaczej i zachęcano widzów do obejrzenia w akcji zdobywcy ośmiu Złotych Piłek, mistrza świata i legendę Barcelony.

Kibice licznie wypełnili Hong Kong Stadium. Zjawiło się ich tam 40 tysięcy, by podziwiać głównie Lionela Messiego. Argentyńczyk nawet nie pojawił się na murawie. Rząd Hong Kongu na organizację i reklamę tego wydarzenia poświęcił półtora miliona dolarów, dlatego oczekiwał, że fani będą zadowoleni. Wydarzenie okazało się jednak klapą nie z ich winy. Czy Messi miał obowiązek wyjścia na boisko? No jasne, że nie. Coś go boli i koniec, nie będzie przecież ryzykował. Wyszło jednak niesmacznie i pokazało o co w istocie chodzi w takich meczach towarzyskich. Messi musi się liczyć z tym, że jest też – jakby nie patrzeć – słupem reklamowym takich objazdów. Inter Miami tłumaczył nieobecność gwiazdy kontuzją, ale rząd Hong Kongu nie był zadowolony z takiego czegoś. W kraju czuli się oszukani, że do końca ich w tym temacie zwodzono, a przecież Messi znalazł się na ławce. Doszukiwano się różnych spisków, w tym takiego, że argentyński zawodnik w ten sposób okazał swój… bunt polityczny wobec władzy w tym azjatyckim kraju. Tak, jakby go to cokolwiek obchodziło i miał o tym jakieś pojęcie.

Rząd Hong Kongu zażądał oficjalnych wyjaśnień od amerykańskiego klubu. Tata Martino, a więc trener Interu, musiał tłumaczyć, że nieobecność to wynik kontuzji, ale duma Hongkongu ucierpiała. Ewidentnie poczuli się tu oszukani. Kibice na koniec okazali swoje zadowolenie ogromnymi gwizdami. Nie podobał im się taki sparing, w którym chcieli przecież zobaczyć mistrza świata. Komitet ds. Głównych Wydarzeń Sportowych (tzw. MSEC) czuł się rozczarowany i głosami swojego rzecznika zażądał zwrócenia części pieniędzy. Pojawiają się głosy, choćby w hiszpańskiej prasie, że kibice mogą się domagać zwrotu połowy kasy za bilet. Kto jednak za to zapłaci? Bo chyba do interesu nie dołoży jeszcze oburzony rząd Hong Kongu? To nie jedyny przypadek ogromnego rozczarowania widzów na stadionie i przed telewizorami. Do szumnie zapowiadanego pojedynku Cristiano Ronaldo (Al-Nassr) vs Lionel Messi (Inter Miami) też nie doszło, bo Argentyńczyk wszedł na boisko na zaledwie kilkanaście minut.

Leo Messi dopiero po kilkunastu dniach skomentował to zamieszanie, które się wokół niego zrobiło. Przede wszystkim podkreślił, że jego nieobecność nie miała nic wspólnego z żadnym politycznym manifestem. Przyznał, że zrobił wszystko, co tylko mógł, by wystąpić w tym meczu, jednak uraz mięśniowy był na tyle dokuczliwy, że postanowił dać sobie spokój z występem i nie ryzykować pogłębienia urazu. Dwuminutowy filmik, przeprosiny, tłumaczenie. I pomyśleć, że takie ogromne zamieszanie, bo Messi nie wziął udziału w sparingu. Tak właśnie teraz wygląda piłka nożna, szczególnie w okresie przygotowawczym, który tak naprawdę pełni rolę bardziej reklamową i zarobkową. Tylko, że wtedy musisz pokazać swoje największe gwiazdy. Nawet, jeżeli robią pod siebie z bólu.

Related Articles