Na serbskiej ziemi, ale z przeciwnikiem o mocnych węgierskich korzeniach przyjdzie się mierzyć Legii w 2. kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji. Po wygranej nad Realem Betis apetyty w stolicy na pewno poszły w górę. Ponadto ostatnie wyniki w lidze także dają nadzieję wśród legionistów, że słowa Goncalo Feio o budowie formy to nie było tylko czcze gadanie.
Tuż przed reprezentacyjną przerwą Legia miała dwa bardzo ważne testy. Według niektórych to były spotkania o posadę dla Goncalo Feio. W lidze nadal sytuacja mocno średnia, gdy odjeżdża Lech, a dobrze punktują Raków oraz Jagiellonia, czyli teoretycznie najwięksi rywale w kontekście rywalizacji o mistrzostwo. Nikomu także w stolicy nie podobał się dotychczasowy styl zespołu. Legia miała ogromne kłopoty z dominowaniem nad słabszymi przeciwnikami, którzy nie chcieli wchodzić w wymianę ciosów. Gdy już do tego doszło, wtedy było znacznie łatwiej – 4:1 nad Radomiakiem i 5:2 z Motorem. Ale inne drużyny nie dawały się tak rozpędzić legionistom, stąd 1:2 z Piastem, 1:1 z Górnikiem Zabrze czy 0:1 z Rakowem. Oczywiście w przypadku tych ostatnich jakość zespołu zrobiła swoje. Nie zmienia to jednak faktu, że Legia w 12. ligowych meczach zanotowała tylko pięć wygranych, a także cztery remisy i trzy porażki. To bilans, który mógłby zadowalać średniaków aspirujących do czołówki, a nie potencjalnego kandydata do mistrzostwa.
Jednak Legia zrobiła w ostatnim czasie wyniki zadowalające kibiców. Zaczęło się od niespodziewanego pokonania Real Betis przy Łazienkowskiej. Jedynego gola strzelił Steve Kapuadi po dośrodkowaniu Rubena Vinagre. Jednak to nie była jedyna szansa dla warszawian tamtego wieczora. Legioniści po raz kolejny w europejskich pucharach odesłali z kwitkiem dużą firmę. Rok temu była to Aston Villa, wcześniej chociażby Leicester, a teraz do tego grona dołączyli Hiszpanie. Kilka dni później remis w Białymstoku, który na pierwszy rzut oka nie wyglądał może spektakularnie. Jednak w drugiej połowie Legia zdominowała mistrza Polski. Przerwa na kadrę była nieco zbawieniem dla Feio, który miał czas na pracę z większością zespołu. W Gdańsku może cudów nie było, ale 2:0 nad Lechią dało kolejny powód do spokoju, a cieszyć legionistów mogła kolejna liczba Kacpra Chodyny, który od początku sezonu dość mocno zawodził i był głośno krytykowany. Dodatkowo Legia Goncalo Feio chyba już porzuca na dobre granie trójką w obronie i przejdzie na stałe na czterech defensorów. To akurat nie dziwi, bowiem Portugalczyk poprzedni system “odziedziczył” po Koście Runjaiciu i znał dobrze z czasów Rakowa Częstochowa. Jednak praca w Motorze to stałe ustawienie 4-3-3, do którego dążył także w stolicy.
***
– Spodziewamy się, że rywale rzucą się na nas. Drużyna z Bačkiej Topoli ma swój styl gry – chcą dominować i grać piłką. Wolą stosować wysoki pressing niż bronić na własnej połowie. Wątpię, aby przed własnymi kibicami zrezygnowali ze swojej tożsamości. Gramy przeciwko zespołowi złożonemu z Serbów. To charakterni ludzie, którzy angażują się w mecz. Wystarczy spojrzeć na naszego Serba, Radovana Pankova. Będą chcieli narzucić swoje tempo – powiedział przed meczem Goncalo Feio. Warto dodać, że legioniści w czwartkowy wieczór nie będą mogli skorzystać z Maxiego Oyedele, który doznał kontuzji kostki. Jednak według wszelkich przekazów medialnych wiele wskazuje na to, że ów uraz nie wykluczy na długo świeżo upieczonego reprezentanta Polski.
Węgrzy czy Serbowie?
Oto jest pytanie w kontekście najbliższego przeciwnika Legii Warszawa. W kontekście takich klubów jak TSC Baćka Topola kluczowym jest przypomnienie sobie historii. Mowa konkretnie o traktacie w Trianon, który był jednym z kończących I wojnę światową. Na jego mocy 2/3 terytorium Węgier trafiło w ręce okolicznych sąsiadów. Do dzisiaj nasi bratankowie postrzegają to jako największą historyczną kradzież. Z racji tego traktatu, wielu Węgrów z dnia na dzień wylądowało poza swoim krajem. Jednak nie przestali być Węgrami, co kultywowali w różny sposób, m.in. poprzez kulturę fizyczną. Stąd w wielu krajach ościennych są kluby mające mocny węgierski rodowód. Największe z nich to Sepsi OSK w Rumunii, DAC Dunajska Streda na Słowacji, Osijek w Chorwacji czy Nafta na Słowenii. W tym gronie jest także najbliższy rywal warszawskiego zespołu. TSC Backa Topola wg oficjalnych danych w latach 2013-2018 dostał od węgierskiej federacji kwotę wsparcia aż 14 milionów dolarów. To była największa kwota rozdana przez federację pośród klubów znajdujących się aktualnie poza granicami Węgier. To oczywiście kwestia polityki zagranicznej rządu Viktora Orbana i jego Fideszu, którym marzy się odbudowa “Wielkich Węgier”. Stąd m.in. spore kwoty przeznaczane na sport, infrastrukturę, także dla Madziarów mieszkających aktualnie poza krajem. Warto dodać, że nowoczesny obiekt w Baćce Topoli został sfinansowany właśnie częściowo z pieniędzy rządu węgierskiego. Trudno się dziwić, skoro ponad 2/3 kilkunastotysięcznego miasta w Serbii to rodowici Węgrzy, zamieszkujący region o nazwie Wojwodina.
Trzecia przygoda
Dla FK TSC to już trzecia przygoda w europejskich pucharach. Pierwsza była w sezonie 2020/2021, gdy zmierzyli się najpierw z najbliższym rywalem Jagiellonii Białystok – Petrocubem Hincesti. Mołdawian odprawili 2:0, ale już w kolejnej rundzie ulegli FCSB i na tym był koniec. Kolejna przygoda miała miejsce dwanaście miesięcy temu. Wówczas do Europy trafili jako sensacyjny wicemistrz Serbii. Crvena zvezda w roli mistrza, a Partizan był dopiero czwarty, przedzielony przez wspomniany klub z Backi Topoli oraz Cukaricki Belgrad. FK TSC, dzięki dobrej grze serbskich klubów trafiło do eliminacji Ligi Mistrzów. Tam jednak podwójne lanie – 1:4 i 0:3 z Bragą – zakończyło ich marzenia o Champions League. Trafili jednak do fazy grupowej Ligi Europy, gdzie także zestaw rywali nie był dla nich łaskawy. Zgarnęli jedynie remis z Olympiakosem, przegrywając pozostałych pięć gier – West Ham czy Freiburg. Teraz z kolei zanotowali kolejny “spadek” w eliminacjach i trzeba przyznać, że to bardzo bolesny wynik. O ile 1:7 z Bragą w eliminacjach nie było powodem do dumy, to jednak klasa rywala była znacznie wyższa, niż Maccabi Tel-Awiw. To właśnie z izraelskim zespołem dostali dwa potężne lania – 1:5 i 0:3! Co ciekawe to lanie sprawił ich dawny, bardzo dobry znajomy Żarko Lazetić. Ten szkoleniowiec wyprowadził klub w Baćce Topoli na topowy poziom w Serbii i pracował tam przez 2,5 roku, co jak na krajowe warunki było kapitalnym wynikiem. Warto dodać, że jeszcze wtedy trenerem TSC był… Dean Klafurić, były opiekun warszawskiego klubu. Finalnie jednak wyleciał po kilku meczach tego sezonu, a obecnym szkoleniowcem jest Jovan Damjanović.
Już po tym fazę ligową rozpoczęli od wyjazdowej porażki w Astanie(0:1), co oznacza, że ich seria meczów bez wygranej w europejskich pucharach trwa w najlepsze. Obecnie to już dwanaście gier, w których tylko dwukrotnie zremisowali, a aż dziesięć razy schodzili z boiska jako pokonani. To sporo, nawet patrząc na rywali, których mieli w ostatnich potyczkach naprzeciw siebie. Teraz zagrają z Legią, a do końca fazy ligowej jeszcze dwukrotnie zagrają ze szwajcarskimi drużynami – Lugano (wyjazd) i St. Gallen (dom), a także Gent u siebie i na koniec mocno egzotyczny wyjazd do Armenii na spotkanie z Noah.
***
Początek czwartkowego meczu o godzinie 21:00.