Wydawało się, że biało-czerwoni w sobotni wieczór zakończą mecze o stawkę na Euro 2020, a ostatnie spotkanie grupowe ze Szwecją będzie już dla nich tylko starciem o przysłowiową pietruszkę. Na szczęście stało się inaczej. Punkt z Hiszpanią nie tylko pozostawia naszych pod tlenem, ale daje im całkiem realną nadzieję na wyjście z 2. miejsca do 1/8 finału. Ale po kolei…
Przed spotkaniem z Hiszpanią naprawdę niewiele wskazywało na to, że zespół Paulo Sousy stać urwanie punktów faworytowi. Zarówno obecna sytuacja, gra drużyny w ostatnich meczach, jak i kontekst historyczny. Do tej pory w meczach z La Furia Roja nasza reprezentacja w zdecydowanej większości przypadków przegrywała. Ciężko było o optymizm, ale póki życia, póty nadziei…
Polacy wyszli na to spotkanie bardzo odważnie. Pograli wysokim pressingiem, szukali błędu rywala i bramki. Być może należał się nam rzut karny, ale sędzia i VAR uznali, że przewinienia na Piotrze Zielińskim nie było. Sytuacja mocno sporna. Tak czy inaczej – dobry początek, a potem dużo gorsze kolejne fragmenty to akurat scenariusz, który znamy doskonale. Nie inaczej było w poniedziałek ze Słowacją. I nasi zagrali znów według tego scenariusza. W 25. minucie defensywa się zdrzemnęła, a błąd wykorzystał Alvaro Morata. Wprawdzie w pierwszej chwili Hiszpan zobaczył to, co w swojej karierze widuje często – uniesioną w górę chorągiewkę asystenta. Jednak po konsultacji z VAR okazało się, że ofsajdu nie było. Hiszpania wyszła na prowadzenie.
Prowadzenia do przerwy nie oddała, a w tym momencie Polska traciła szanse na awans do fazy pucharowej Euro 2020. Jednak w 54. minucie dostaliśmy potężny zastrzyk optymizmu. Składna akcja biało-czerwonych przeniosła się na prawe skrzydło do Kamila Jóźwiaka. Ten posłał dobre dośrodkowanie w szesnastkę, gdzie Robert Lewandowski wprost zdemolował Aymerica Laporte’a, tak jak demolował już w karierze wielu obrońców. Skuteczna główka i po chwili Polacy oszaleli z radości.
Ta dość mogła zostać zmącona błyskawicznie. Znów VAR przyniósł nam złe wieści. Sędzia nie dostrzegł stempla, jaki Jakub Moder postawił na nodze Gerarda Moreno. Technologia to jednak wychwyciła. Sam poszkodowany podszedł do rzutu karnego, ale trafił w słupek, a dobitka Moraty była nieskuteczna! Zostaliśmy przy życiu.
W kolejnych minutach Hiszpanie dominowali, czego można się było spodziewać. Kilka razy pod bramką Wojciecha Szczęsnego mocno się zakotłowało – dwukrotnie po niepewnych interwencjach naszego bramkarza. Innym razem Szczęsny spisał się wyśmienicie, rzucając się pod nogi Moraty i desperacko ratując Polskę od utraty gola na 1:2.
Nasi mogą żałować kilku kontr. Najbardziej chyba tej, kiedy Lewandowski dograł do Przemysława Frankowskiego i błyskawicznie pobiegł na dalszy słupek, spodziewając się piłki zwrotnej. Frankowski może i chciał tak właśnie rozegrać piłkę, ale zbyt długo zwlekał z dograniem. Kontra spaliła na panewce. Inny szybki atak Polaków zaprzepaścił Kacper Kozłowski. Wprowadzony w 55. minucie zawodnik Pogoni Szczecin został najmłodszym zawodnikiem w historii piłkarskich Mistrzostw Europy. I zaliczył udane ponad 30 minut. Do szczęścia zabrakło tylko gola lub asysty, ale można zakładać, że jeśli przygoda Polski na tym turnieju potrwa jeszcze kilka meczów, to Kozłowski dostanie swoje minuty i podbije cenę, jaką w niedługim czasie „przytuli” za niego Pogoń.
W środę zwycięstwo nad Szwedami da nam awans z 2. miejsca. Remis to na 99% pożegnanie z turniejem. O porażce nawet nie ma sensu mówić, bo od wczoraj znów żyjemy nadziejami. I jest to największy zysk z tego bądź co bądź szczęśliwie wywalczonego remisu.