Reprezentacja Polski wraca do gry o punkty. W środę rozbiliśmy Finlandię 5:1, ale był to tylko mecz towarzyski, a trener Jerzy Brzęczek posłał do boju mocno eksperymentalny skład. Po wrześniowej wygranej z Bośnią to jednak drugi kolejny wygrany przez biało-czerwonych mecz. Czy w niedzielę w Gdańsku seria zostanie wyśrubowana do trzech, a Włosi wyjadą z Polski na tarczy? Na pewno taki rezultat oznaczałby duże szanse na utrzymanie w elicie Ligi Narodów i sygnał, że można także powalczyć o coś więcej.
Czy to realne? Patrząc generalnie na występy kadry pod wodzą Brzęczka można mieć ambiwalentne odczucia. Awans na Euro 2020 udało się uzyskać bez problemu, ale i grupa była słabiutka. W dodatku w wielu meczach nasi męczyli się niemożebnie, pokazując kompletny brak stylu i pomysłu w ofensywie. Liga Narodów 18/19 zakończyła się fiaskiem i ostatnim miejscem w grupie. Remis na wyjeździe z Włochami w debiucie selekcjonera długo uznawany był za jeden z najlepszych występów biało-czerwonych pod jego wodzą, jeśli nie najlepszy. Początek Ligi Narodów 20/21 nie był obiecujący. Porażka po beznadziejnym meczu z Holandią 0:1, a na dodatek selekcjoner mówiący w mediach, że jest zadowolony z niektórych aspektów gry. Z Bośnią na wyjeździe udało się wygrać, choć gra nie zachwycała. Trzy punkty pozwoliły jednak odetchnąć – jest spora szansa, że miano najsłabszej drużyny w grupie przypadnie Bośniakom. My wygrywając dwa domowe mecze w październiku (Włochy w niedzielę, Bośnia w środę) włączymy się do walki o awans, która rozstrzygnie się w listopadzie. Jak na razie Włosi mają 4 punkty, Holendrzy i Polacy po 3, a Bośnia zamyka stawkę z jednopunktowym dorobkiem, za remis z Włochami. Sytuacja jest ciekawa.
Polacy w meczu z Finlandią, a szczególnie jego pierwszej połowie, pokazali naprawdę dobry futbol. Oczywiście, graliśmy z dużo słabszym zespołem, który w dodatku, podobnie jak my, nie wystawił do boju pierwszego garnituru. Ale hat-trick Kamila Grosickiego, pewność siebie Jakuba Modera, bramki mających problemy w klubach Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka – to wszystko może cieszyć. W niedzielę skład będzie już inny, a drużynę do boju wyprowadzi Robert Lewandowski, który mecz z Finami oglądał z wysokości trybun. Pan miał relaks, przywołując klasykę polskiego filmu.
Włosi w środę także uskutecznili sobie niezłe strzelanie. Rozbili 6:0 Mołdawię i selekcjoner Roberto Mancini również zrobił sobie przegląd kadr w meczu ze słabszym przeciwnikiem. Przeciwko Polakom powinien posłać do boju swoich najlepszych graczy, z Ciro Immobile, Marco Verrattim, Jorginho czy Giorgio Chiellinim na czele.
Bilans Włochów pod wodzą Manciniego jest bardzo korzystny. W 22 meczach Squadra Azzurra odnieśli 15 zwycięstw, zaliczyli 5 remisów i tylko dwie porażki. Znów silną stroną stała się defensywa, która w co drugim meczu zaliczyła czyste konto, a łącznie pozwoliła sobie na wbicie raptem 13 bramek. Stara szkoła "catenaccio".
W meczu z Włochami nie zagra na pewno strzelec jedynego gola w poprzedniej edycji Ligi Narodów w starciach z Italią – Piotr Zieliński. Pomocnik Napoli przechodzi koronawirusa. Z tego samego powodu wypadł Maciej Rybus. Kontuzji na treningu nabawił się zaś Arkadiusz Reca, co szczególnie komplikuje selekcjonerowi kwestię lewej obrony. Możliwe więc, że szanse od pierwszej minuty dostanie znów Michał Karbownik, bohater ostatniego transferu do Brighton.
Jeśli pokonamy Włochów lub urwiemy im punkty po dobrym meczu, selekcjoner odpowie swoim krytykom, a tych nie brakuje. Do tego potrzebna jest jednak odważniejsza gra, niż ta zaprezentowana w Amsterdamie miesiąc temu.