Jose Mourinho jedne z największych sukcesów w karierze święcił jako szkoleniowiec Interu, a sezon 2009/10 był jego wizytówką. Zdobył Scudetto, Puchar Włoch, a na deser wygrał Ligę Mistrzów, pokonując w finale Bayern, i – co trudniejsze – w półfinale niesamowitą wówczas Barcelonę. Od tego czasu pracował w wielu miejscach, ale nigdzie nie wzniósł się już na takie wyżyny i nigdzie nie sięgnął po trofeum Ligi Mistrzów. Dziś jako trener AS Romy po raz kolejny powraca na Estadio Giuseppe Meazza, by spróbować „skaleczyć” swój były klub.
Powracał już tutaj dwukrotnie w zeszłym sezonie. W lutym przegrał 0:2 w ćwierćfinale Pucharu Włoch, a potem w kwietniu 1:3 w meczu ligowym. Wcześniej w grudniu mierzył się z Interem w spotkaniu Serie A na własnym stadionie, ale i wtedy górą byli Nerazzurri. Nic zresztą w tym dziwnego. Inter bronił tytułu mistrzowskiego. Wprawdzie go nie obronił, ale skończył sezon tuż za plecami Milanu, a Roma z trudem wdrapała się na 6. miejsce, dzięki czemu gra w Lidze Europy. To jednak znaczna różnica.
Ale Mourinho trafił do Rzymu po to, by klub odbudować. Jeszcze parę lat temu Roma rzucała wyzwanie Juventusowi. Wprawdzie żadnego Scudetto nie zgarnęła, ale kilka razy kończyła rywalizację tuż za plecami Starej Damy. Jednak ostatnie sezony to już znacznie słabsza Roma i m.in. stąd pomysł na zatrudnienie Mourinho – gościa, który potrafi przynosić do klubowego muzeum trofea. Jedno już zresztą przyniósł, bo w zeszłym sezonie klub z wilczycą w herbie wygrał Ligę Konferencji.
Obiecujące było letnie okienko transferowe w Romie. Nie wydając dużych pieniędzy klub wzmocnił się doświadczonymi graczami, takimi jak Paulo Dybala, Andrea Belotti, Nemanja Matić czy Georginio Wijnaldum. Zapłacono tylko za Zekiego Celika z Lille, ale 7 mln euro to w dzisiejszych realiach piłki jakieś grosze. 1,5 mln euro kosztowało też wypożyczenie Mady’ego Camary z Olympiakosu. Tymczasem spieniężyć, w mniejszym lub większym stopniu, udało się prawie tuzin piłkarzy. Tym samym Roma nie wygląda piłkarsko na słabszą, a w klubowej kasie przybyło około 40 grubych baniek. Trudno narzekać.
Trzy kolejki temu nikt w Rzymie nie narzekał też na formę zespołu. Bilans 3 zwycięstw i 1 remisu był naprawdę obiecujący, ale w trzech ostatnich spotkaniach Roma raz wygrała i dwukrotnie przegrała. Ostatnie 0:1 z Atalantą można jeszcze zrozumieć, bo ekipa z Bergamo jest w świetnej formie, ale klęska 0:4 z Udinese to już wynik nie do zaakceptowania, nawet mając na uwadze równie świetną formę tego rywala.
Jeszcze gorsze nastroje panują w Mediolanie, bo Inter przed sezonem był jednym z trzech głównym kandydatów do Scudetto, obok broniącego tytułu Milanu i wzmocnionego Juventusu. Tymczasem Nerazzurri są punkt za Romą i legitymują się bilansem 4-0-3. Zwycięstwa przeplatają porażkami. Przegrali z Lazio, przegrali w derbach z Milanem, a ostatnio ze wspomnianym już Udinese. Trener Simone Inzaghi ma się czym martwić. W dodatku sen z powiek spędzają mu co chwila kontuzje podstawowych piłkarzy. Dziś nie zagra Marcelo Brozović, który ze zgrupowania kadry wrócił kontuzjowany. Pod dużym znakiem zapytania stoją występy Romelu Lukaku i Hakana Calhanoglu.
Ale i Mourinho boryka się z kłopotami zdrowotnymi ważnych ogniw swojej drużyny. Rick Karsdorp, Ebrima Darboe, Gini Wijnaldum oraz kapitan Lorenzo Pellegrini to gracze, których najprawdopodobniej w dzisiejszym starciu Inter – Roma nie zobaczymy.
Początek tego spotkania o 18:00, a transmisje ze wszystkim meczów Serie A można oglądać w Unibet TV!