W czwartek piłki nożnej w telewizji nie zabraknie. Jedni wybiorą finał Pucharu Polski, inni półfinały Ligi Europy lub Ligi Konferencji, a jeszcze inni postawią na derby Londynu na Stamford Bridge, w których Chelsea zmierzy się z Tottenhamem. Obie ekipy mają jeszcze o co grać, a w tle rywalizacji Mauricio Pochettino, który niegdyś budował silny Tottenham, a dziś próbując stawiać fundamenty pod budowę mocnej Chelsea, musi zaszkodzić swojemu dawnemu pracodawcy.
Chelsea walczy bowiem o awans do europejskich pucharów. Wprawdzie na pewno nie będzie to Champions League, ale po sezonie posuchy nawet któryś z pucharów pocieszenia nie byłby taki zły. Problem polega na tym, że po serii lepszych występów, po których można było uwierzyć w happy end na mecie rozgrywek, The Blues przegrali 0:5 z Arsenalem, a następnie zremisowali 2:2 z Aston Villą. Wprawdzie rywale to wyżej notowane ekipy, ale punkty pouciekały. Mogło być zresztą jeszcze gorzej, bo The Villans prowadzili już 2:0. Ten wynik miał też duże znaczenie dla Tottenhamu, który rywalizuje właśnie z Aston Villą o 4. miejsce w lidze, czyli w praktyce o awans do Ligi Mistrzów. Długo zapowiadało się, że Anglicy mogą liczyć na pięć miejsc w przyszłej edycji zreformowanej Champions League, ale nic z tego nie wyjdzie na 99%. Tym samym 4. miejsce waży bardzo dużo.
Na dziś Aston Villa ma 7 punktów więcej od Tottenhamu, ale Koguty rozegrały dwa mecze mniej, więc w teorii mogą zniwelować tę stratę do minimum i czekać na wpadkę korespondencyjnego rywala w którymś meczu. Problem Spurs polega na tym, że sami mają wyjątkowo niewygodny terminarz. Zagrają jeszcze z Chelsea (dziś), Liverpoolem (w niedzielę) i Manchesterem City (14 maja). Pozostali dwaj rywale to Burnley i Sheffield, więc tam problemów być nie powinno.
Na dziś obie londyńskie firmy mają daleko do realizacji swoich celów, a w przypadku porażki dziś wieczorem, szanse te spadną niemal do zera. Również remis nikogo nie usatysfakcjonuje – tutaj potrzebne jest seryjne wygrywanie, niezależnie od rywala i okoliczności. Szczególnie zmobilizowany powinien być Tottenham, bo Liga Mistrzów to nie tylko splendor, ale i gigantyczne pieniądze, którymi nie może pogardzić nawet klub z Anglii.
Pochettino już raz napsuł krwi fanom Tottenhamu w tym sezonie. W listopadowym meczu w północnym Londynie The Blues ograli Koguty aż 4:1. Zaczęło się po myśli gospodarzy, którzy objęli prowadzenie w 6. minucie po trafieniu Dejana Kulusevskiego. Pół godziny później wyrównał Cole Palmer, a w drugiej połowie klasycznego hat-tricka ustrzelił Nicolas Jackson. Tottenham kończył jednak mecz w dziewiątkę po czerwonych kartkach Cristiana Romero (33. minuta) i Destiny Udogie (55. minuta).
W obu drużynach aż roi się od absencji. Dłuższa lista po stronie Chelsea, do czego Pochettino mógł się już przyzwyczaić. Carney Chukwuemeka, Christopher Nkunku, Reece James, Enzo Fernandez, Wes Fofana, Malo Gusto, Robert Sanchez, Thiago Silva czy Romeo Lavia – to tylko niektórzy z długiej listy graczy, których najpewniej nie obejrzymy dziś wieczorem na Stamford Bridge. Po stronie gości zabraknie Timo Wernera, Bena Daviesa, Frasera Forstera, Ryana Sessegnona, Manora Solomona czy wspominanego już Udogie.
Za Tottenhamem na pewno nie przemawiają statystyki. Na 33 ostatnie wizyty na Stamford Bridge drużyna Kogutów wygrała tutaj tylko raz – w 2018 roku. Na dodatek zespół Ange Postecoglou przegrał dwa ostatnie mecze ligowe, mocno komplikując sobie sytuację. 0:4 z Newcastle i 2:3 z Arsenalem – te wyniki były znakomitą wiadomością dla Unaia Emery’ego i jego Aston Villi. Gra nie jest jednak jeszcze zakończona, a dzisiejsze derby stolicy będą odgrywały istotną rolę w końcowe układance. Start o 20:30.