Dwie polskie drużyny na cztery przeszły do III rundy eliminacji do Ligi Konferencji. Było jasne, że ani Raków Częstochowa, ani Lech Poznań nie mogą wypuścić pięciobramkowej przewagi, ale Lechia i Pogoń nie spisały się w rewanżach. Portowcy to nawet sami podarowali Duńczykom awans.
Astana – Raków Częstochowa 0:1 (0:6 w dwumeczu)
To wzorowy przykład do podręczników. Raków Częstochowa mierzył się z przeciwnikiem, który trochę w Europie zwojował, a po pierwszym meczu narobił takiego szumu, że aż wicepremier Kazachstanu domagał się raportu z całego wyjazdu Astany do Polski. Polski zespół wykorzystał problemy logistyczne rywali, a w rewanżu pokazał, jak należy podejść do tematu. Kolejne zwycięstwo, kolejne punkty rankingowe, kolejne czyste konto. W pierwszej połowie jeszcze coś tam się działo pod bramką Kovacevicia, ale w drugiej już kompletnie nic. Gospodarze przegrywali 0:1 po golu Kochergina, a w drugiej części meczu było widać, że już za bardzo im się nie chce grać. Częstochowianie wybili piłkę z głowy drużynie, która przecież kilka ładnych lat temu grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Marek Papszun przyznał po meczu, że przeciwnik niespecjalnie im zagrażał. Imponujący jest też bilans czystych kont Rakowa w Europie, bo 7/8 meczów było bez straconej bramki. W III rundzie zmierzy się ze Spartakiem Trnava.
Dinamo Batumi – Lech Poznań 1:1 (1:6 w dwumeczu)
Lech Poznań przyjechał do Gruzji, żeby się specjalnie nie spocić. W pierwszej połowie nie stwarzał żadnego zagrożenia, a jedyne okazje to jakieś średniej jakości stałe fragmenty gry. Mistrz Polski grał po prostu słabiej, dawał gospodarzom rozgrywać i zasłużenie przegrywał 0:1 od 64. minuty po ładnym uderzeniu z główki Mate Wacadze. Lech praktycznie w ogóle nie miał okazji, ale jak już się przydarzyła, to od razu padł gol. Alan Czerwiński z 20 metrów uderzył płasko i zaskoczył bramkarza Gruzinów. Lech po prostu dopełnił formalności, ale jest słusznie krytykowany za brak zaangażowania i pokpienie sprawy punktów do rankingu, bo się nie wysilił i nie zasłużył nawet na remis. Dalej, jako mistrz kraju, ma jednak autostradę do fazy grupowej. Teraz zmierzy się z Víkingurem Reykjavík.
Lechia Gdańsk – Rapid Wiedeń 1:2 (1:2 w dwumeczu)
Na wynik Lechii w dużym stopniu wpłynął ogromny błąd sędziów. Guido Burgstaller został wyraźnie sfaulowany jeszcze przed polem karnym, a gościom przyznano jedenastkę, którą wykorzystał Marco Grull. Były to trzy minuty, które wstrząsnęły Gdańskiem. Lechia straciła bramkę w 16. minucie, a już minutę później został podyktowany wspomniany niesłuszny karny. VAR-u niestety brak… Żeby jeszcze dopełnić pecha, to Dusan Kuciak miał piłkę na rękawicy i zabrakło odrobiny szczęścia, może jednego centymetra, trochę innego odbicia piłki… Mario Maloca aż złapał się za głowę, widząc tę interwencję.
Chciałoby się dyskutować o poziomie sportowym, bo Lechia popisała się naprawdę niezłym zrywem w końcówce, ale znów pojawia się kontrowersja z rzutem karnym po tym, jak jeden z obrońców staranował Flavio Paixao. Pretensje można też kierować do Łukasza Zwolińskiego, który w 52. minucie stał może cztery metry przed bramką i musiał tylko dołożyć nogę do pustaka, ale… nie trafił w piłkę. W 81. minucie Zwoliński już był skuteczniejszy, a doskonałą indywidualną akcją popisał się 18-letni Koperski, który okiwał obrońcę i tego gola sam wypracował. Znakomitą okazję zmarnował jeszcze potem Sezonienko. Rapid siedział we własnym polu karnym, ale się obronił. Lechia mogła jeszcze przegrać, ale w ostatniej akcji meczu Kuciak wyszedł z bramki i ładnym czystym wejściem powstrzymał Ante Bajicia.
Broendby Kopehnaga – Pogoń Szczecin 4:0 (5:1 w dwumeczu)
Wynik meczu, który kompletnie nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Pogoń była nieskuteczna z przodu i beznadziejna z tyłu. Szkoda słów, jak ten mecz zawaliła obrona, która przecież normalnie jest solidna. Wliczyć w formację obrony trzeba Dante Stipicę, który zagrał beznadziejne podanie do Luisa Maty przy wyprowadzeniu piłki. Pressing jednego zawodnika wystarczył do odwalenia takiej komedii. Za krótkie podanie zostało przejęte przez Hedlunda, który tak bardzo dawał się Pogoni we znaki już w pierwszym meczu. Komedii pomyłek dodaje fakt, że Malec i Mata mogli ruszyć do tego podania bardziej zdecydowanie, ale obaj się zawiesili i poskutkowało to karnym. Chwilę wcześniej, w tej samej akcji, Luis Mata podnosił ręce, żeby uspokoić grę.
To, co Hiszpan odwalił przy golu na 0:2 przebiło nawet to, co zrobił wcześniej. Z lewej strony, z okolicy linii posłał… uwaga… górną piłkę za plecy swojego stopera – Benedikta Zecha. Nie wiadomo co autor miał na myśli, ale Hedlund tam dwa razy nie musiał pytać. Dostał idealne prostopadłe podanie od rywala. Pogoń Szczecin w pierwszej połowie grała ofensywnie, ale mało skutecznie z przodu, a Broendby miało… dwie akcje. I to właśnie te, które zostały im podarowane. Tragikomedia. W drugiej połowie Pogoń dostała jeszcze gola w plecy na 0:3 zaraz w 53. minucie, choć akurat w tej akcji był spalony… potem można było już wyłączyć transmisję. Skończyło się na 0:4. Kuriozalne spotkanie.